Parsknęłam śmiechem.
- Nie, nie mam na nazwisko Jordan. A tak w ogóle dobry plan... doktorze Smith - zachichotałam spoglądając na plakietkę.
Luke wyglądał na zadowolonego.
- Ja wiem. Widziałem, że niezbyt chciało ci się z nimi rozmawiać.
- Racja. Te wszystkie "Oh, Morgan na pewno wszystko dobrze? Tak ci współczuję." są bardzo męczące - z mojej twarzy nie schodził uśmiech - Luke, może odwieś już ten kitel, zanim ktoś cię złapie.
Chłopak palnął się w czoło i wybiegł z pokoju. Po chwili był już z powrotem.
- Hej, może obwieziesz mnie po szpitalu? Trochę tu nudnawo - zapytałam, kiedy mój wzrok padł na wózek inwalidzki w kącie.
- Jasne. Pakuj się - zarządził, podprowadzając go do mojego łóżka.
Po kilku nieudanych próbach udało mi się w końcu usiąść wygodnie.
- Naprzód! - krzyknęłam, a Luke wypchnął mnie na korytarz.
Przez około pół godziny jeździliśmy po korytarzach, zaśmiewając się do łez z byle powodu.
- To było niezłe - rzuciłam odwracając się w jego stronę.
- Też tak uważam.
Lekko popchnęłam drzwi do mojej sali. Jakież było moje zdziwienie, kiedy zdałam sobie sprawę ze ktoś w niej jest.
- Klara! Dziecko, co ty sobie myślałaś?! - obok mnie stała moja matka, lustrując mnie wzrokiem.
- Nie nazywaj mnie tak - warknęłam - nic sobie nie myślałam! Koń się spłoszył i...
Nagle zdałam sobie sprawę, co mi zarzuca.
- Nie zrobiłam tego specjalnie! Nawet tak nie myśl! - krzyknęłam.
Chciałam wstać, lecz ostrzegawcze mruknięcie Luke'a mnie od tego odwiodło.
- A ty niby, kim jesteś? - zapytała Karolina, obrzucając Luke'a przelotnym spojrzeniem.
- To jest Luke - odparłam ze złością - chodzi ze mną do szkoły.
- Aha. A co on tutaj robi? Nie powinien być na lekcjach? - zapytała protekcjonalnym tonem.
Miarka się przebrała. Kipiałam ze złości.
- Cóż, to dzięki niemu nie leżę teraz w krzakach wykrwawiając się na śmierć. Mogłabyś okazać trochę wdzięczności - syknęłam głosem pełnym jadu.
To zmazało protekcjonalną minę mojej matki.
- Oh, zatem dziękuję ci młody człowieku - rzekła patrząc na niego uważniej - czy mógłbyś nas teraz zostawić same?
Popatrzyłam na nią z niedowierzaniem.
- oczywiście proszę pani - odparł Luke. Wychodząc nachylił się do mnie.
- Powodzenia - wyszeptał i wyszedł na korytarz.
(Luke? Co tam się stanie?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz