- Tak, zróbmy ognisko - odpowiedziałam uradowana tą perspektywą.
- Okay, to ja pójdę po drewno.
Toni poszedł szukać drzewa, a ja jakiegoś krzemienia. Nie znalazłam go i troszkę załamana wróciłam na swój pieńek. Po kilku minutach wrócił Toni z suchym drewnem. Spojrzał na mnie zdziwiony, a ja odpowiedziałam:
- Nie mamy krzemienia.
Antonio roześmiał się.
- A na co ci krzemień? Mamy zapałki!
Uścisnęłam go. Fajnie, że się pogodziliśmy.
- Skąd wytrzasnąłeś zapałki? A zresztą nieważne - puściłam Toniego. - Rozpalmy to ognicho - odpowiedziałam łapiąc się roboty.
Niedługo rozpalaliśmy ognisko. W końcu skończyliśmy, usiedliśmy na pieńkach i rozkoszowaliśmy się błogim ciepłem buchającym od płomieni.
(Antonio?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz