Wyszedłem z sali Morgan i wszedłem na korytarz. Było tam kilka innych pokoi podobnych do tych w którym właśnie była moja koleżanka (?). Wzdłuż korytarza stały krzesła, więc usiadłem na nim i cierpliwie czekałem aż jej rodzina... To była jej rodzina? Nie ważne. Czekałem na to aż ci ludzie wyjdą z sali Morgan. Słyszałem głośną rozmowę kobiet z Morgan przyciszoną przez drzwi. Po chwili "rodzina" wyszła z sali. Na twarzy starszej kobiety malowała się złość. Uśmiechnąłem się to widząc. Kobiety przeszły przez korytarz i wkrótce zniknęły mi z oczu. Wstałem więc z krzesła i poszedłem do sali Morgan. Dalej leżała na łóżku. Podobnie jak ta starsza pani była zła i chyba zawidziona. Nie wiem, nie potrafiłem nic wyczytać z jej twarzy, dlatego bez słowa usiadłem na fotelu i dokończyłem swoją kawę. Spojrzałem na nią. Błądziła wzrokiem z pewną miną. Zastanawiałem się jak po takiej kłótni można dalej być pewny siebie. Widocznie Morgan była niezwykle silną osobą. Zdziwiło mnie też to jak zareagowała starsz kobieta, chyba jej matka widząc ją w takim stanie. Czemu pomyślała, że Morgan zrobiła to sobie specjalnie? Nigdy nie podejrzewałbym tej dziewczyny o to że siebie sama kaleczy.
Odłożyłem wypitą kawę na stolik obok fotela.
- Morgan, chcesz mi opowiedzieć co się tu przed chwilą stało? - zapytałem lekko się nie pokojąc.
Morgan popatrzyła za okno.
- Luke, to trudne - wytłumaczyła.
Pokręciłem głową.
- Jak chcesz nie musisz mówić. Zrozumię - powiedziałem. - Chyba.
Roześmiałem się, ale Morgan pozostała niewzruszona.
(Morgan?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz