piątek, 27 lutego 2015

Od Luke'a CD Morgan

Spojrzałem jeszcze niepewnie na Morgan. Od jej oczu aż biła pewność siebie. Wyszedłem na korytarz ściskając w ręce komórkę. Usiadłem na pobliskim krześle i drżącymi rękoma wybrałem numer domowy rodziców. Po chwili odezwał się zrzędący głos taty w telefonie:
- Halo? Kto mówi? 
Zacisnąłem dłoń na brzegu krzesła, aż pobielały mi knykcie. 
- Mówi Luke.
Ojciec przez chwilę się nie odzywał.
- Luke? Luke Sam Harris? - dopytywał.
- Tak, tato.
- Marge! - krzyknął ojciec do mamy. - Luke dzwoni!
Zaśmiałem się cicho.
- Luke? - było słuchać donośny głoś matki. - Podaj mi go tu do telefonu.
- Za chwile, Marge! Luke, gdzieżeś był przez te prawie dwa lata?! - krzyknął tata prosto do telefonu.
- No wiesz... - i opowiedziałem mu co i jak.
Ojciec oniemiał, przynajmniej takie miałem wrażenie.
- Ale czemu się nie odzywałeś?!
- Słuchaj. Nie moge ci tu teraz opowiadać wszystki moich spraw, więc omówmy to co najważniejsze.
Mężczyzna mruknął coś niezadowolony i słuchał dalej.
- Jestem na Universytecie, takim konnym. Jestem szczęśliwy. Mieszkałem u wujka na osiedlu, opłacał mi wszystko. Nie odzywałem się, bo nie chciałem. Ale teraz już chcę. Uciekłem, bo chciałem poświęcić życie koniom, nie nauce. Mam nadzieję, że się zrozumiemy, że nadal chce spędzać z wami czas i w ogóle.
Mama krzyknęła podekscytowana. Wyraźnie tata Hank włączył głośnomówiący.
Rozmawialiśmy jeszcze przez chwilę, po czym ojciec rozłączył się mówiąc, że musi iść spać. A była 18. Cóż... Pożegnałem się i wróciłem z lekkim uśmiechem na twarzy do sali Morgan.
Nie wiem czy rodzice mi wybaczyli. Nie wspomnieli tego. Może nie chcieli.
(Morgan?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz