Pary. Pary, pary i jeszcze raz pary. Wciąż ich mijaliśmy. WCIĄŻ. Jakby Walentynki były raz w roku... Czekaj. Są raz w roku. Ale jakby nie było innego dnia na całowanie się i trzymanje za ręce w parku. Irytowało mnie to mocno. Mocno przez duże M. W końcu usiedliśmy pod jakimś drzewem gdzie nie było widoku na pary. Na szczęscie. Oparłam głowę o drzewo. Z drugiej strony to słodkie co robią te pary. Ale i tak nie mogli wybrać innego dnia? Czemu dzisiaj? Ach tak, Walentynki... Matko, jak ja nienawidze tego dnia...
Antonio błądził wzrokiem po przechodzących nieopodal parach.
- Toni, nie irytują cię te wszystkie pary? - zapytałam.
Antonio?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz