- Cóż... jakby to powiedzieć - zaczęłam po przedłużającym się milczeniu - mam trochę trudny kontakt z rodziną.
- Zauważyłem - zaśmiał się, lecz widząc moją poważną miną od razu spoważniał - mów dalej.
- No właśnie. Moja matka jest niezwykle niezadowolona, że to ja odziedziczę rodzinną fortunę.
- Dlaczego? - zapytał Luke.
- Ach. Jestem no... przeciętna. Moja matka boi się, że, jako nie-geniusz, zaprzepaszczę rodzinny interes.
- Wow. I dlatego tak się kłócicie?
- Też. Pewnie chodzi o to, że średnio lubię wykonywać czyjeś rozkazy, a matka, jako bizneswoman uwielbia je wydawać. Nie dogadujemy się. W dodatku nie ma dla mnie czasu. Teraz już mi to nie przeszkadza, ale jak byłam mniejsza czułam się okropnie - gadałam jak katarynka, wyrzucając z siebie wszystko to, co skrywałam przez lata - A potem... potem były konie. Zakochałam się w nich od pierwszego spojrzenia. A wiesz, dlaczego?
Luke chciał odpowiedzieć, lecz nie dałam mu dojść do głosu.
- Konie nie oceniają, Luke. Nie karzą ci niczego, nie oceniają, nie maja wobec ciebie wymagań. Po prostu są. U mnie nietrudno było o konia. Prosisz i masz. No i tak dostałam Katanę. Przez to jeszcze bardziej zaniedbałam naukę, prawie nie wracałam do domu. W pewnym momencie zaczęłam opuszczać szkołę, trafiłam w złe towarzystwo.
Zatrzymałam swój monolog żeby odetchnąć.
Luke patrzył na mnie oczami wielkimi ze zdumienia.
- Opamiętałam się dopiero wtedy, kiedy trafiłam do szpitala z rana kłutą brzucha.
- Jak? - z jego ust wydobył się jedynie szept.
Machnęłam ręką.
- A tam głupota. Wracałam do domu. Była noc, a mnie napadł jakiś koleś. Ukradł mi torebkę i dźgnął w brzuch. Całkiem normalne zdarzenie, biorąc pod uwagę okolicę, w jakiej się znajdowałam.
- Oh... - odpowiedział Luke.
- W tedy przez jakiś czas miałam uwagę rodziców. Byłam szczęśliwa. Ale cóż nic nie trwa wiecznie. Rana zniknęła, wiec rodzice też. Zgadnij, co sobie wymyśliłam.
Przez chwilę Luke zastanawiał się nad odpowiedzią.
Kiedy wreszcie zrozumiał, spojrzał na mnie przerażony.
Podałam mu rękę. Na spodzie przedramienia dało się zauważyć cienkie, wyblakłe linie.
- Cięłaś się? - zapytał chłopak, z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
- Przez pewien czas - mruknęłam zawstydzona i zabrałam rękę.
- I co było dalej? - popędził mnie Luke.
-Cóż... rodzice byli wściekli. Doszli do wniosku, że zbyt mnie rozpieszczają, więc zaczęli mnie wysyłać do różnego rodzaju szkół o zaostrzonym rygorze - ciągnęłam, wpatrując się w ścianę - Oczywiście ze wszystkich mnie wywalali. Czasami z mojej winy, czasami... nie, zawsze wywalali mnie z mojej winy.
- Czekaj, czekaj... to, dlatego twoja mama myślała, że zrobiłaś to specjalnie? - zapytał chłopak.
- Dokładnie. To jest moja 5 szkoła z internatem - wzruszyłam ramionami - i tu podoba mi się najbardziej.
Spojrzałam na niego spod rzęs, zastanawiając się jak zareaguje na moją historię.
Luke wyglądał na zamyślonego. Zmarszczył brwi i stukał się palcem po brodzie.
(Luke? Nie było o księżniczkach :3)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz