Następnego dnia wstałam lekko spóźniona.
Zerwałam się z łóżka i w szaleńczym tempie zaczęłam przygotowywać się do lekcji.
Na szczęście zdążyłam, lecz niestety nie mogłam pójść do stajni.
Rozejrzałam się ostatni raz, a mój wzrok padł na dużą, włochatą kulkę, skuloną na fotelu:
- Mordor! Nie przesadzaj. Niedługo wrócę - uśmiechnęłam się do wilka.
Mordor podniósł głowę na dźwięk mojego głosu i zaskomlił cicho.
- Pa! - krzyknęłam i wybiegłam z pokoju, trzaskając drzwiami.
Po kilku minutach błądzenia po korytarzach, postanowiłam jednak zajrzeć do planu.
- No dobrze... gdzie ja jestem? - zastanawiałam się, błądząc palcem po mapie.
Po chwili znalazłam swoją lokalizację oraz, co najważniejsze, lokalizację klasy historii jazdy konnej.
Złożyłam plan i ruszyłam w tamtą stronę szybkim krokiem.
Właśnie zamykały się za mną drzwi, kiedy rozbrzmiał dzwonek.
Szybko rozejrzałam się po klasie i zajęłam jedyną wolną ławkę, z przodu klasy.
Włożyłam do uszu słuchawki i założyłam kaptur.
Nie było mi jednak w spokoju posłuchać muzyki.
Kiedy zerknęłam na miejsce obok mnie, zobaczyłam chłopaka.
Wyjęłam słuchawki i ze zdziwieniem przyglądałam się obcemu.
- Hej - powiedziałam w końcu, mało przyjaznym tonem.
Chłopak spojrzał na mnie.
- Cześć - odpowiedział, widocznie nie zauważając mojego opryskliwego tonu.
- Wiesz - zaczęłam - jest tyle wolnych miejsc... - dokończyłam uszczypliwie.
Chłopak rozejrzał się po klasie, w której oczywiście nie było ani jednego wolnego krzesła, i spojrzał na mnie unosząc brew.
- Czyżby? Ja widziałem tylko to. - rzekł, lecz nie słyszałam w jego głosie sarkazmu.
Przyjrzałam mu się uważniej. Miał przystojną, szczerą twarz i gęste, zmierzwione włosy. Mogłam czytać z jego twarzy jak z otwartej księgi.
Teraz na przykład, był lekko rozbawiony i zaciekawiony. Banalne.
- Aha - zakończyłam rozmowę, nieskora do dalszej dyskusji.
Chłopak chciał coś odpowiedzieć, lecz przerwała mu pani.
- A oto nowy uczeń, Luke. Powitajcie go ciepło - powiedziała i zachęciła chłopaka na środek sali.
Luke wyglądał na speszonego takim traktowaniem.
- Słucham... kto oprowadzi go po uniwersytecie i okolicach? - zapytała po chwili.
Na sali zapadła grobowa cisza. Z tego, co wyczytałam na planie, dzisiaj miał być teren i nikt nie chciał go opuścić.
Pani popatrzyła na nas zniecierpliwiona.
- Co z wami?! - zapytała ostrym tonem - w takim wypadku nie dajecie mi wyboru. Zrobimy losowanie.
Po sali rozniósł się jęk sprzeciwu, od razu zduszony pod wzrokiem pani.
Spojrzałam na Luke'a, który wydawał się coraz mniejszy i mniejszy.
Po kilku minutach loteria była już gotowa. Każdy miał podejść do kapelusza i wziąć jedną karteczkę. Osoba, która wylosowała piątkę miała oprowadzić nowego.
I oczywiście, co? Parszywe szczęście. Wylosowałam 5.
Luke wrócił na miejsce, widocznie odprężony, a ja przez resztę lekcji posyłałam mu złowrogie spojrzenia.
Kiedy rozbrzmiał dzwonek, zerwałam się z miejsca i pomknęłam do wyjścia.
Stanęłam w drzwiach, czekając na chłopaka.
- Idziemy? - zapytałam ozięble, po czym nie czekając, ruszyłam przed siebie.
(Luke?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz