Popędziłam konia i ruszył galopem. Joy bardzo dobrze radził sobie ze skrzypiącym śniegiem pod kopytami. Na początku bałam się, że się wywali, ale z każdym metrem coraz bardziej wierzyłam w konia. Wysunęłam się na prowadzenie, a Toni nie protestował wiedząc, że muszę go zaprowadzićw to mega miejsce. Tak naprawdę nie miałam pomysłu gdzie by pojechać. Ba! Nawet nie wiedziałam gdzie pojechać! Nie znałam dużo miejsc, więc improwizowałam. Po prostu galopowałam przed siebie. Nagle kątem oka zauważyłam coś fajnego i od razu skierowałam tam konia. Nareszcie naszym oczom ukazał się zimprowizowany widok:
(Antonio?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz