Było ciepło i przyjemnie. Mogliśmy siedzieć u nawet do jutra, ponieważ jutro nie mieliśmy lekcji. Nagle coś mi się przypomniało. Wstałem i poszedłem do konia.
- Po co tam idziesz?- zapytała Charli
- Muszę coś wziąć.-
Otworzyłem torbę. Wyciągnołem z niej małą szmatkę, w której było coś zawinięte. Usiadłem na pieńku.
- Co to jest?- zapytała Charli
- To.- powiedziałem rozwijając szmatkę. Z szmatki wyleciły świetliki, które pięknie oświetliły drzewa i wszystko wokół nas.
- Skąd ty je wziełeś?- zapytała
- Same się kiedyś przypałętały.- wzruszyłem ramionami
Charlotte?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz