Odwróciłem głowę, żeby zobaczyć czy Morgan mnie dogania. Dziewczyna śmiała się szybko galopując. Wtedy jej koń wszedł w kałużę. Przestraszył się zimnej wody i potknął się z roztargnienia. Niebezpiecznie wierzgnął i Morgan wyleciała z siodła, a mi stanęło serce w gardle. Bałem się o nią strasznie. Dziewczyna przeleciała metr i wpadła w jakieś krzaki. Szybko zszedłem z konia i pobiegłem ile siły w nogach do krzaka. Morgan leżała tam bezbronnie i wyglądała, przepraszam ale wyglądała strasznie. Z kolana wystawał jej kawałek kości i zrobiła się głęboka rana. Z głowy leciała jej krew, a ręka była wygięta pod dziwnym kątem.
- Morgan! - powiedziałem cicho stojąc przy niej.
Ściągnąłem ją z krzaka i ułożyłem na ziemi. Spróbowałem wyprostować jej ręke, ale skarciłem siebie za takie błahostki: "Dziewczyna może nie żyć, a ty przejmujesz się złamaną ręką?!"
Złapałem ją za nadgarstek i sprawdziłem jej puls. Westchnęłem z ulgą. Puls był, lekko odczuwalny, ale był. Pochyliłem się nad nią, żeby srawdzić czy oddycha. Wstrzymałem oddech, nie oddychała. Przypomniała mi się lekcja pierwszej pomocy. Jak ktoś nie oddycha trzeba zrobić masaż serca. Złązyłem ręce i mocno przycisnęem je do kaltki piersiowej Morgan. Za pierwszym razem coś chrupnęło. "Luke! Morgan jest nieprzytomna i ledwo żyje, a ty musiałeś jej jeszcze złamał żebro?!"
Powtórzyłem czynność 14 razy, a przed 15 usłyszłem jak dziewczyna samodzielnie oddycha. Kamień spadł mi z serca. Na moje nieszczęście Morgan dalej była nieprzytomna i postanowiłem zabrać ją do szpitala. Mordor podbiegł do mnie.
- Piesku jedziemy do szpitala, zostań tu.
Podniosłem Morgan delikatnie i podeszłem do Light. Posadziłem ją okrakiem na koniu i sam wskoczyłem na konia siadając za nią. Wyciągnąłem ręce łapiac wodze. Popędziłem konia i pogalopowaliśmy. Mordor również pobiegł za nami, a powiedziałem mu coś. Co jakiś czas poganiałem konia, ale najbardziej bałem się tego kolana. Dziewczyna była cała we krwi. Szybko stanęłem. Zszedłem z konia i oderwałem kawałek spodni. Zawiązałem ten skrawek na głowie Morgan w miejcu rany. Wskoczyłem na konia i ponownie pogalopowaliśmy. Gdy dojechaliśmy do szpitala, Morgan ciągle była nieprzytomna. Zeskoczyłem z konia i złapałem Morgan. Podniosłem ją i pobiegłem szybko do holu szpitala. Otworzyły się przed mną drzwi i poszedłem do recepcji (?).
- Szybko! Pomóżcie mi! - zawołałem niosąc dziewczynę.
Jakaś pielęgniarką prędko przyniosła nosze, a ja ułożyłem na nich Morgan.
- Spadła z konia - wyjaśniłem.
Pielegniarka pokiwała głową i złapała za ramę nosz. Wezwała jakiegoś doktora, a ten pociągnął nosze przez jakiś korytarz. Cały czas biegłem za noszami pilnując by nic się nie stało Morgan. W pewnym momencie nosze wprowadzono do dziwnego pomieszczenia. Wszedłem tam, ale doktor szybko wypchał mnie za drzwi.
- Czekajcie! Ja tam muszę być! Wpuście mnie!
Waliłem w zamknięte drzwi pięściami rozpaczliwie krzycząc. Nie widziałem co tam się dzieje, lecz bałem się o Morgan, mimo że ona mnie nie lubiła.
- Wpuście mnie!!! Haloo!!!!
(Morgan?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz