- Jak spróbować? O co chodzi?- pytałem zdezorientowany
- No normalnie.-
Myślałem jakiś czas, aż w końcu zrozumiałem.
- Ze my... tak?- zapytałem
- No, chyba tak.-
Nie byłem przygotowany na taki ruch Charli. Lubiłem ją i to bardzo, ale tym razem całkowicie mnie zszokowała. Stałem osłupiały. I patrzyłem raz na nią, raz w ścianę. Nie wiedziałem co o tym myśleć. Pamiętam, że kiedyś sam taki ruch wykonałem, ale z czasem przyjąłem sobie to, że tak się nie stanie. A tu nagle taka rzecz.
Charlotte?
sobota, 28 lutego 2015
Od Charlotte CD Toni
Jakoś nawet jemu bałam się to powiedzieć. Ogólnie zwierzałam się Toniemu, ale teraz pożałowałam, że nie mam koleżanki. Idzie się dalej.
- Toni, ja... Nie wiem... Yyyyy....
- Mów śmiało - odpowiedział pociesznie.
- Och...
Usiadłam ze zmęczeniem spowrotem na ławce.
- Gdybyś potrafił czytać w myślach....
- A może potrafię? - zapytał uśmiechając się.
Mi też lekko uniosły się kąciki ust.
- Chyba nie, Antonio, chyba nie - odpowiedziałam.
Trudno mi przychodziło okazywanie uczuć. B.A.R.D.Z.O. trudno. Westchnęłam i nareszcie coś wykrztusiłam:
- Toni, czy jeśli bym powiedziała że wyjeżdżam załamałbyś się?
- Tak - odpowiedział drżącym głosem.
Potaknęłam.
- Toni, ja... Nie wyjeżdżam, ale...
Spuściłam głowę.
- Ale - zaczęłam - myślę, że możemy spróbować.
Dlaczego byłam smutna? Bo byłam pewna, że się lubimy. Tylko lubimy.
Antonio?
- Toni, ja... Nie wiem... Yyyyy....
- Mów śmiało - odpowiedział pociesznie.
- Och...
Usiadłam ze zmęczeniem spowrotem na ławce.
- Gdybyś potrafił czytać w myślach....
- A może potrafię? - zapytał uśmiechając się.
Mi też lekko uniosły się kąciki ust.
- Chyba nie, Antonio, chyba nie - odpowiedziałam.
Trudno mi przychodziło okazywanie uczuć. B.A.R.D.Z.O. trudno. Westchnęłam i nareszcie coś wykrztusiłam:
- Toni, czy jeśli bym powiedziała że wyjeżdżam załamałbyś się?
- Tak - odpowiedział drżącym głosem.
Potaknęłam.
- Toni, ja... Nie wyjeżdżam, ale...
Spuściłam głowę.
- Ale - zaczęłam - myślę, że możemy spróbować.
Dlaczego byłam smutna? Bo byłam pewna, że się lubimy. Tylko lubimy.
Antonio?
Od Antonio CD Charlie
Nie wiedziałem do końca o co jej chodzi. Może ona chce wyjechać, a może.... Z resztą sam już nie wiem. To co powiedziała było lekko dziwne. Spojrzałem na nią spokojnym wzrokiem i powiedziałem:
- Zaczęłaś, proszę dokończ.-
- To trudne.-
- Ale jeżeli mi nie powiesz stanie się to dla mnie również ciężkie dla mnie.-
- No... dobrze.- powiedziała niepewnie
- Posłuchaj wszystko co mi mówisz zachowuję dla siebie. Więc możesz być pewna, że nikomu nie powiem.-
Po jakimś czasie Charli zaczęła mówić:
-
Charlotte?
- Zaczęłaś, proszę dokończ.-
- To trudne.-
- Ale jeżeli mi nie powiesz stanie się to dla mnie również ciężkie dla mnie.-
- No... dobrze.- powiedziała niepewnie
- Posłuchaj wszystko co mi mówisz zachowuję dla siebie. Więc możesz być pewna, że nikomu nie powiem.-
Po jakimś czasie Charli zaczęła mówić:
-
Charlotte?
Od Charlotte CD Toni
Siedziałam na stoliku i wszedł Toni. Stanął przede mną i powiedział:
- Zaczynaj.
Mruknęłam coś cicho.
- No dawaj.
- Emmm... No ten... - odrząknęłam. - Zawsze ceniłam cię jako przyjaciela. Zawsze. Nie myślałam o tobie dużo, byłeś zwykłym kolesiem. Przyjacielem.
Toni spojrzał na mnie pytająco.
- Ten... Więc... Antonio, to trudne... Po prostu uwierz.
Chłopak potaknął, ale wiedziałam co myśli: że mam dokończyć.
- Toni, ja... Myślę, że...
Każde słowo dusiło mi się gardle. Nic nie potrafiłam powiedzieć.
Nie mówiąc nic podeszłam do niego i przytuliłam go. Nic nie wiedział, chyba.
Antonio?
- Zaczynaj.
Mruknęłam coś cicho.
- No dawaj.
- Emmm... No ten... - odrząknęłam. - Zawsze ceniłam cię jako przyjaciela. Zawsze. Nie myślałam o tobie dużo, byłeś zwykłym kolesiem. Przyjacielem.
Toni spojrzał na mnie pytająco.
- Ten... Więc... Antonio, to trudne... Po prostu uwierz.
Chłopak potaknął, ale wiedziałam co myśli: że mam dokończyć.
- Toni, ja... Myślę, że...
Każde słowo dusiło mi się gardle. Nic nie potrafiłam powiedzieć.
Nie mówiąc nic podeszłam do niego i przytuliłam go. Nic nie wiedział, chyba.
Antonio?
Od Antonio CD Charlie
Przeczytałem list. Spodziewałem się czegos innego, ale cóż. Poszedłem na jadalnię. Jadłem kolację i około 18 wyszedłem na dwór. Chodziłem uliczkami miasta. Było już trochę ciemno. Dochodziła siudma. Wróciłem do uniwersytetu. Przebrałem sie w podkoszulkę. I poszedłem do sali matematycznej. Charli juz tam na mnie czekała.
- Zaczynaj.- powiedziałem
Charlotte?
- Zaczynaj.- powiedziałem
Charlotte?
Od Arianny CD Luke
- Spoko, to nic takiego.- uśmiechnęłam się
- Oddam, napewno. Obiecuje.-
- Nie musisz obiecywać. -
- Idziesz do parku?- zapytal Luke
- Jasne. Tylko wejdę jeszcze do uniwersytetu.-
- Ja tez muszę.-
Po chwili stałam na dworze z Korkem i Mają. Maja miala czerwona smycz, a Korek niebieską. Po chwili dołaczył do mnie Luke. Spojrzał na mnie dużymi oczami.
- Ach, tak. To jest Korek i Maja.- powiedziałam poprawiajac smycz Korkowi.
Luke?
- Oddam, napewno. Obiecuje.-
- Nie musisz obiecywać. -
- Idziesz do parku?- zapytal Luke
- Jasne. Tylko wejdę jeszcze do uniwersytetu.-
- Ja tez muszę.-
Po chwili stałam na dworze z Korkem i Mają. Maja miala czerwona smycz, a Korek niebieską. Po chwili dołaczył do mnie Luke. Spojrzał na mnie dużymi oczami.
- Ach, tak. To jest Korek i Maja.- powiedziałam poprawiajac smycz Korkowi.
Luke?
Od Charlotte CD Toni
,,Możemy się spotkać dziś wieczorem? O 19. W sali matematycznej. Muszę ci coś powiedzieć.
Charlie"
Zamknęłam kopertę i poprosiłam woźną o dostarczenie listu do Antonio. Zawsze można sobie pożartować z ich jakże pięnej i nielegalnej miłości. Ach...
Wróciłam do swojego pokoju i włożyłam słuchawki do uszu. Włączyłam jakąś piosenkę Avicii'ego i położyłam się na łóżku. Zaraz doskoczyła do mnie Carmel. Pogłaskałam ją i kotka poszła za moim przykładem i poszła spać ze mną. Jeszcze nastawiłam budzik na 18 na kolację i dopiero wtedy zasnęłam
Toni?
Zamknęłam kopertę i poprosiłam woźną o dostarczenie listu do Antonio. Zawsze można sobie pożartować z ich jakże pięnej i nielegalnej miłości. Ach...
Wróciłam do swojego pokoju i włożyłam słuchawki do uszu. Włączyłam jakąś piosenkę Avicii'ego i położyłam się na łóżku. Zaraz doskoczyła do mnie Carmel. Pogłaskałam ją i kotka poszła za moim przykładem i poszła spać ze mną. Jeszcze nastawiłam budzik na 18 na kolację i dopiero wtedy zasnęłam
Toni?
Od Antonio CD Charlie
- Co ty taki markotny.- zapytała Charli
- Nie, zdaje ci się.- powiedziałem i poszeda do swojego pokoju.
Tam czytałem jakąś książkę. Później wstałem i nakarmiłem koty. Nagle ktoś do mnie zapukał. Była to woźna, która przekazła mi list. Na przodzie było, że od Charli. Więc otworzyłem i zacząłem czytać.
Charlotte? Co było napisane?
- Nie, zdaje ci się.- powiedziałem i poszeda do swojego pokoju.
Tam czytałem jakąś książkę. Później wstałem i nakarmiłem koty. Nagle ktoś do mnie zapukał. Była to woźna, która przekazła mi list. Na przodzie było, że od Charli. Więc otworzyłem i zacząłem czytać.
Charlotte? Co było napisane?
Od Luke'a CD Ari
Potaknęłem. Podeszliśmy ze smokingiem do kasy. Nie było kolejki, dlatego od razu kasjerka skasowała nam ubranie.
- 300 złotych - powiedziała.
Zacząłem przeszukiwać kieszenie, żeby znaleźć portfel. God! Nie wziąłem go!
Arianna widząc moje poszukiwania wyciągnęła swój portfel i kartę kredytową. Westchnąłem z ulgą. Ari podała kasjerce kartę, a ta podała nam smoking w jakimś opakowaniu. Wyszliśmy ze sklepu.
- Ari, jesteś święta! - uścisnęłem ją. - Dzięki! Oddam jak najszybciej, obiecuje!
Arianna?
- 300 złotych - powiedziała.
Zacząłem przeszukiwać kieszenie, żeby znaleźć portfel. God! Nie wziąłem go!
Arianna widząc moje poszukiwania wyciągnęła swój portfel i kartę kredytową. Westchnąłem z ulgą. Ari podała kasjerce kartę, a ta podała nam smoking w jakimś opakowaniu. Wyszliśmy ze sklepu.
- Ari, jesteś święta! - uścisnęłem ją. - Dzięki! Oddam jak najszybciej, obiecuje!
Arianna?
Od Arianny CD Luke
- Jak kto lubi.- uśmiechnęłam się
- Ta.-
- A tobie ci się ten czarny podoba?-
- Tak.-
- To go kup. Nikt ci nie zabroni.-
- Wiem.-
Poszłam odnieść smoking, który przyniosłam.
- To co idziemy do kasy?- zapytałam gdy stałam już obok Luka.
Luke?
- Ta.-
- A tobie ci się ten czarny podoba?-
- Tak.-
- To go kup. Nikt ci nie zabroni.-
- Wiem.-
Poszłam odnieść smoking, który przyniosłam.
- To co idziemy do kasy?- zapytałam gdy stałam już obok Luka.
Luke?
Od Charlotte CD Toni
- Nie, nic nie zrobiłeś. Serio - odpowiedziałam.
Toni wytrzeszczył oczy.
- Jedźmy dalej - postanowiłam szybko zmieniając temat.
Klepnęłam konia i ruszyłam do galopu. Ruszyłam w przód, chyba do Universytetu. Po jakimś czasie zauważyłam obok siebie Antonio.
- No hej - powiedziałam zgaszonym głosem.
- Hej - przywitał się twardo.
Antonio?
Toni wytrzeszczył oczy.
- Jedźmy dalej - postanowiłam szybko zmieniając temat.
Klepnęłam konia i ruszyłam do galopu. Ruszyłam w przód, chyba do Universytetu. Po jakimś czasie zauważyłam obok siebie Antonio.
- No hej - powiedziałam zgaszonym głosem.
- Hej - przywitał się twardo.
Antonio?
Od Luke'a CD Arianna
Zacząłem rozglądać się po sklepie. Nie było tam nic fajnego, jak na mój gust. Wole dżinsy. Ale jeden smoking przykuł moją uwagę:
Wziąłem go do ręki i w tym momencie podeszła do mnie Ari z innym smokingiem.
- I co, podoba się? - zapytała teatralnie gestykulując.
Jej smoking był, przepraszam, dziwny. Ni to czerwień, ni to brąz. Wolałem zwykły czarny. Wskazałem palcem na mój smoking i odpowiedziałem:
- Ten chyba jest lepszy.
Ari?
Wziąłem go do ręki i w tym momencie podeszła do mnie Ari z innym smokingiem.
- I co, podoba się? - zapytała teatralnie gestykulując.
Jej smoking był, przepraszam, dziwny. Ni to czerwień, ni to brąz. Wolałem zwykły czarny. Wskazałem palcem na mój smoking i odpowiedziałem:
- Ten chyba jest lepszy.
Ari?
Od Antonio CD Charlie
- Wracamy?-
- Dobrze.-
- To chodźmy.-
Weszliśmy na konie i ruszyliśmy w drogę powrotną. Charli nadal nad czymś się smuciła.
- Charli nie gniewam się, że tak do mojego dziadka powiedziałaś.-
- To fajnie.-
Odpowiedziała głosem pełnym smutku. Zatrzymałem konia.
- Charli, powiedz ja coś zrobiłem? Cały czas jesteś smutna.-
Charlotte?
- Dobrze.-
- To chodźmy.-
Weszliśmy na konie i ruszyliśmy w drogę powrotną. Charli nadal nad czymś się smuciła.
- Charli nie gniewam się, że tak do mojego dziadka powiedziałaś.-
- To fajnie.-
Odpowiedziała głosem pełnym smutku. Zatrzymałem konia.
- Charli, powiedz ja coś zrobiłem? Cały czas jesteś smutna.-
Charlotte?
Od Charlotte CD Toni
- Mhymm, wszystko rozumiem - powiedziałam.
Dalej siedzieliśmy na moście. Antonio dotykał dłonią zegara/ru (?), a ja wpatrywałam się płytko w dal. Nasze nogi zwisały nad rzeką, ale mi to nie przeszkadzało. Nie bałam się wysokości, ona dodawała mi adrenaliny. Nie wiem czy Toni boi się wysokości, ale czyba nie skoro tu siedzi razem ze mną. Zastanowiło mnie to, że tak powiedziałam do dziadka Antonio. Czy Toni jest teraz na mnie zły? Chyba nie powinnien być. Siedzieliśmy jeszcze chwilę na moście, aż Antonio spytał mnie:
Toni?
Dalej siedzieliśmy na moście. Antonio dotykał dłonią zegara/ru (?), a ja wpatrywałam się płytko w dal. Nasze nogi zwisały nad rzeką, ale mi to nie przeszkadzało. Nie bałam się wysokości, ona dodawała mi adrenaliny. Nie wiem czy Toni boi się wysokości, ale czyba nie skoro tu siedzi razem ze mną. Zastanowiło mnie to, że tak powiedziałam do dziadka Antonio. Czy Toni jest teraz na mnie zły? Chyba nie powinnien być. Siedzieliśmy jeszcze chwilę na moście, aż Antonio spytał mnie:
Toni?
Od Antonio CD Charlie
- Bo miałem jeden powód.- powiedziałem
- A niby jaki?-
- No bo ten krawiec... to mój dziadek.- wydusiłem
- I co?-
- Ten zegar w mojej rodzinie przechodził z pokolenia na pokolenie, dostałbym go od taty, ale mój dziadek bał mu się go dać. Sądził, że go sprzeda, a we mnie ma zaufanie. No i dostałem zegar.-
- A ile ma lat, ten zegar?-
- Hhmmm. Około 50 może więcej.-
Charlotte?
- A niby jaki?-
- No bo ten krawiec... to mój dziadek.- wydusiłem
- I co?-
- Ten zegar w mojej rodzinie przechodził z pokolenia na pokolenie, dostałbym go od taty, ale mój dziadek bał mu się go dać. Sądził, że go sprzeda, a we mnie ma zaufanie. No i dostałem zegar.-
- A ile ma lat, ten zegar?-
- Hhmmm. Około 50 może więcej.-
Charlotte?
Od Arianny CD Luke
- Dobrze.-
- Dzięki.-
- A gdzie będziesz szukać?-
- W sklepie.-
- Okej to chodźmy.
Ze wszystkich smokingów jakie widziałam najbardziej podobał mi się ten:
Luke?
- Dzięki.-
- A gdzie będziesz szukać?-
- W sklepie.-
- Okej to chodźmy.
Ze wszystkich smokingów jakie widziałam najbardziej podobał mi się ten:
Luke?
Od Amandy CD Lucy
- Tak jasne.- powiedziałam i wyciągnęłam z koszyka sukienkę:
- Podoba ci się?- zapytałam
Lucy?
Lucy?
Od Charlotte CD Toni
- Boże widzisz, a nie grzmisz! - uniosłam ręce do nieba.
Toni spojrzał na mnie dziwnie.
- Jeszcze nie widziałam krawca, który by sprzedawał zegary zamiast ciuchów - wyjaśniłam. - Istnieją tacy?
- Jak widać na załączonym obrazku tak.
- A tak w ogóle to czemu kupiłeś zegar? I nawet nie zapłaciłeś?
Toni? :D
Toni spojrzał na mnie dziwnie.
- Jeszcze nie widziałam krawca, który by sprzedawał zegary zamiast ciuchów - wyjaśniłam. - Istnieją tacy?
- Jak widać na załączonym obrazku tak.
- A tak w ogóle to czemu kupiłeś zegar? I nawet nie zapłaciłeś?
Toni? :D
Od Luke'a CD Arianna
- Ariaanna! - przypomniała mi się piosenkarka Ariana Grande.
Uśmiechnąłem się pod nosem.
- Luke - podałem jej dłoń.
Uścisnęła ją, a ja od razu wsunęłem dłoń do kieszeni.
- Skoro już tu jesteś Ari, to pomożesz mi? - zapytałem.
Dziewczyna uniosła brwi zaskoczona, po czym odpowiedziała:
- Ta, jasne. W czym?
- Chodzi o bal. Nie znam się zbytnio na modzie, więc mogłabyś mi pomóc wybrać jakiś modny garniak*?
*garnitur
Arianna?
Uśmiechnąłem się pod nosem.
- Luke - podałem jej dłoń.
Uścisnęła ją, a ja od razu wsunęłem dłoń do kieszeni.
- Skoro już tu jesteś Ari, to pomożesz mi? - zapytałem.
Dziewczyna uniosła brwi zaskoczona, po czym odpowiedziała:
- Ta, jasne. W czym?
- Chodzi o bal. Nie znam się zbytnio na modzie, więc mogłabyś mi pomóc wybrać jakiś modny garniak*?
*garnitur
Arianna?
Od Lucy CD Amandy
-Nie. Nie zaprosi mnie.
-Dlaczego?
-Bo nie odzywa się do mnie od miesiąca.
-Ale to nie znaczy że cię nie zaprosi.
-Masz rację. Pokażesz mi swoją sukienkę?
(Amanda?)
-Dlaczego?
-Bo nie odzywa się do mnie od miesiąca.
-Ale to nie znaczy że cię nie zaprosi.
-Masz rację. Pokażesz mi swoją sukienkę?
(Amanda?)
Od Amandy CD Lucy
- Mam.- powiedziałam
- To fajnie.-
- Taa, tylko teraz czekać, aż ktoś zaprosi.-
- No.-
- Wątpię żeby ktoś taki się znalazł.-
- Dlaczego?-
- Znam tylko dwóch, albo trzech chłopaków z czego wszyscy wybiorą sobie jakąś inną dziewczynę.
- Z kąt to wiesz?-
- Znam życie. Jak myślisz Michał ciebie zaprosi?-
Lucy?
- To fajnie.-
- Taa, tylko teraz czekać, aż ktoś zaprosi.-
- No.-
- Wątpię żeby ktoś taki się znalazł.-
- Dlaczego?-
- Znam tylko dwóch, albo trzech chłopaków z czego wszyscy wybiorą sobie jakąś inną dziewczynę.
- Z kąt to wiesz?-
- Znam życie. Jak myślisz Michał ciebie zaprosi?-
Lucy?
Od Lucy CD Amandy
-Idziemy do sklepu z sukienkami?
-Jasne.
Nie wiedziałam Amandy. Stała za wielką stertą sukienek i przymierzała co chliwę jedną.
-Jak ci idzie?-zapytala
-Nawet spoko. A tobie? Masz coś na oku?
(Amanda?)
-Jasne.
Nie wiedziałam Amandy. Stała za wielką stertą sukienek i przymierzała co chliwę jedną.
-Jak ci idzie?-zapytala
-Nawet spoko. A tobie? Masz coś na oku?
(Amanda?)
Od Amandy CD Lucy
- Okej. - powiedziałam
- Idziesz do kawiarni?-
- Jasne! Chodźmy.-
Poszłyśmy do kawiarni. Zamówiłam babeczki i jakieś napoje. Kilka minut później otrzymałyśmy zamówienie. Babeczki były rozmaite. Czekoladowe, waniliowe, a nawet migdałowe.
Lucy?
- Idziesz do kawiarni?-
- Jasne! Chodźmy.-
Poszłyśmy do kawiarni. Zamówiłam babeczki i jakieś napoje. Kilka minut później otrzymałyśmy zamówienie. Babeczki były rozmaite. Czekoladowe, waniliowe, a nawet migdałowe.
Lucy?
Od Antonio CD Charlie
- Jak chcesz.- powiedziałem, a po chwili dodałem - Oddasz mi pudełko?-
- Nie.-
- Czemu?-
- Bo mi się tak chce.- powiedziała i zaczęła z nim biec.
- Ej no! Nie ma tak!- powiedziałem i zacząłem ją gonić.
Kiedy w końcu odzyskałem pudełko otworzyłem je. Ale nie pokazywałem Charli. Ona cały czas mnie o to błagała. Po jakimś czasie się zgodziłem. Otworzyłem pudełko w, którym był stary zegar:
Charlotte?
- Nie.-
- Czemu?-
- Bo mi się tak chce.- powiedziała i zaczęła z nim biec.
- Ej no! Nie ma tak!- powiedziałem i zacząłem ją gonić.
Kiedy w końcu odzyskałem pudełko otworzyłem je. Ale nie pokazywałem Charli. Ona cały czas mnie o to błagała. Po jakimś czasie się zgodziłem. Otworzyłem pudełko w, którym był stary zegar:
Charlotte?
Od Lucy CD Amandy
-Wiesz...*
-Tak?
-Jadę dzisiaj do shoping po sukienkę. Jedziesz ze mną?
-Jasne. To o której?
-Po historii jazdy konnej.
(Amanda?)
-Tak?
-Jadę dzisiaj do shoping po sukienkę. Jedziesz ze mną?
-Jasne. To o której?
-Po historii jazdy konnej.
(Amanda?)
Od Arianny CD Luke
Spojrzałam na niego wielkimi oczami.
- Yyy, sorka pomyliłam pokoje.- powiedziałam
- A kogo szukasz?- zapytał chłopak
- Yyy, tak w ogóle to nikogo. Tak tylko chciałam...-
- Co chciałaś?-
- Poznać tutejszych ludzi...-
- Aha. To jak się nazywasz?-
- Arianna. ale możesz mówić mi Ari.-
Luke?
- Yyy, sorka pomyliłam pokoje.- powiedziałam
- A kogo szukasz?- zapytał chłopak
- Yyy, tak w ogóle to nikogo. Tak tylko chciałam...-
- Co chciałaś?-
- Poznać tutejszych ludzi...-
- Aha. To jak się nazywasz?-
- Arianna. ale możesz mówić mi Ari.-
Luke?
Od Amandy CD Lucy
- A ty jak myślisz?-zapytałam po chwili
- Nie wiem. Co bedzie to będzie.-
- Faktycznie. -
- Mam nadzieję, że z Scarlet będzie ci się dobrze żyło.-
- Też. Zastanawiam się co moja mama powie jak się dowie, że będę wracać z dwoma końmi.-
- Ciekawe.-
Śmiałyśmy się przez chwilę, a później pojechałyśmy w teren
(Lucy?)
- Nie wiem. Co bedzie to będzie.-
- Faktycznie. -
- Mam nadzieję, że z Scarlet będzie ci się dobrze żyło.-
- Też. Zastanawiam się co moja mama powie jak się dowie, że będę wracać z dwoma końmi.-
- Ciekawe.-
Śmiałyśmy się przez chwilę, a później pojechałyśmy w teren
(Lucy?)
Od Charlotte CD Toni
Spojrzałam mu prosto w oczy, brązowe.
- Toni, naprawdę nic się nie dzieje - powiedziałam zgaszonym głosem.
- Naprawdę?
Chłopak mi nie wierzył. Dobrze.
- Tak, naprawdę - odpowiedziałam.
Toni? :3
- Toni, naprawdę nic się nie dzieje - powiedziałam zgaszonym głosem.
- Naprawdę?
Chłopak mi nie wierzył. Dobrze.
- Tak, naprawdę - odpowiedziałam.
Toni? :3
Bal Maturalny! ^.^
6 Marca odbywa się bal maturalny. Wszyscy chłopcy zapraszają dziewczyny! Bez wyjątków! To idealny moment by zaprosić tę jedyną! Każdy pisze opko pt.(podaje przykład) Od Marysi -bal. Podaje wtedy zdj swojej sukienki-smokingu.(taki strój obowiązuje)
Życzę miłego dnia
Lucy<3
Życzę miłego dnia
Lucy<3
Od Luke'a CD Toni
Lekko poczerwieniałem na twarzy.
- To znaczy... Nooo... Chyba tak - odpowiedziałem.
Toni obdarzył mnie jakże miły spojrzeniem (sarkazm). Westchnąłem i odeszłem od stolika.
Poszedłem do swojego pokoju. Usiadłem na łóżku i sięgnąłem po książkę. Nim zacząłem czytać usłyszałem pukanie do drzwi. Otworzyłem je i zobaczyłem w nich wysoką brunetkę.
Arianna?
Od Lucy CD Amandy
-Dzięki że ją bierzesz. Nie miałam dla niej czasu z tobą będzie szczęśliwsza.
-Też dzieks.
-Wiesz coś o balu maturalnym?
-Nie. Nic.
-On będzie w piątek (jest sobota). Myślisz że ktoś cię zaprosi?*
-Nie. Sama nie wiem.
(Amanda?)
*właściciel kilku postaci nie zaprasza samych siebie.
-Też dzieks.
-Wiesz coś o balu maturalnym?
-Nie. Nic.
-On będzie w piątek (jest sobota). Myślisz że ktoś cię zaprosi?*
-Nie. Sama nie wiem.
(Amanda?)
*właściciel kilku postaci nie zaprasza samych siebie.
Od Antonio CD Charlie
- Przepraszam za nią.- powiedziałem i wskoczyłem na konia
- Nic się nie stało. Przyjedź tu jeszcze.
- Dobrze.- powiedziałem i pogalopowałem do Charli
Znalazłem ją przy jakimś moście. Siedziała na nim ze smutną miną. Podszedłem do niej i zapytałem:
- Co się stało?-
- Nic.-
- przecież widzę. Proszę. Mi możesz powiedzieć wszystko.-
Charlotte?
- Nic się nie stało. Przyjedź tu jeszcze.
- Dobrze.- powiedziałem i pogalopowałem do Charli
Znalazłem ją przy jakimś moście. Siedziała na nim ze smutną miną. Podszedłem do niej i zapytałem:
- Co się stało?-
- Nic.-
- przecież widzę. Proszę. Mi możesz powiedzieć wszystko.-
Charlotte?
Od Antonio CD Luke
- Nie wiem. Nigdy grzybów nie jadłem.- powiedziałem
- Aha.-
- A ty?-
- Jadłem.-
- I co?-
- Nie lubię.-
- każdy inaczej ocenia.-
- Taaa.-
-Idziesz gdzieś?- zapytałem
Luke?
- Aha.-
- A ty?-
- Jadłem.-
- I co?-
- Nie lubię.-
- każdy inaczej ocenia.-
- Taaa.-
-Idziesz gdzieś?- zapytałem
Luke?
Od Amandy CD Lucy
- A Michał nie będzie się nią opiekować? - zapytała
- Wiesz szczerze nie wiem.-
-Tak podejmować decyzję bez niego...
- To co? Moja klacz je urodziła, więc ja będę decydować o ich losie.-
- Faktycznie...-
- To chcesz ją zaadaptować?-
- ..... No dobrze niech będzie!- powiedziałam z początku niepewnie.
Lucy?
- Wiesz szczerze nie wiem.-
-Tak podejmować decyzję bez niego...
- To co? Moja klacz je urodziła, więc ja będę decydować o ich losie.-
- Faktycznie...-
- To chcesz ją zaadaptować?-
- ..... No dobrze niech będzie!- powiedziałam z początku niepewnie.
Lucy?
Od Charlotte CD Toni
- Tak - odpowiedział Antonio i wyszedliśmy razem z krawcem na zewnątrz.
Zresztą co krawca obchodzą nasze konie? Jakiś miłośnik? Może.
Stary pan widząc konie podszedł do Joy i zaczął go głaskać po łbie. Potem zaczął tulić konia Toniego i nie wiem jak długo to robił, ale ta chwila trwała dla mnie wieczność. W końcu krawiec tak zaszedł mi za skórę, że wyrwałam pudełko z ubraniami od Toniego.
- Ej! Co robisz?! - krzyknął Antonio.
Wskoczyłam na swojego konia. Nie odpowiedziałam mu, ale za to rzekłam do krawca:
- Śpieszymy się. Musimy już iść, staruszku.
Krawiec spojrzał na mnie zdumiony i wściekły.
- Chodź Toni. Jedziemy. - i pogalopowałam.
Antonio?
Zresztą co krawca obchodzą nasze konie? Jakiś miłośnik? Może.
Stary pan widząc konie podszedł do Joy i zaczął go głaskać po łbie. Potem zaczął tulić konia Toniego i nie wiem jak długo to robił, ale ta chwila trwała dla mnie wieczność. W końcu krawiec tak zaszedł mi za skórę, że wyrwałam pudełko z ubraniami od Toniego.
- Ej! Co robisz?! - krzyknął Antonio.
Wskoczyłam na swojego konia. Nie odpowiedziałam mu, ale za to rzekłam do krawca:
- Śpieszymy się. Musimy już iść, staruszku.
Krawiec spojrzał na mnie zdumiony i wściekły.
- Chodź Toni. Jedziemy. - i pogalopowałam.
Antonio?
Od Luke'a CD Toni
- Z grzybów to bym się cieszył - powiedziałem.
Antonio spojrzał na mnie pytająco.
- Jakbym miał na nie alergię - dodałem.
- Dlaczego?
- Nie nienawidze grzybów. - skrzywiłem się.
Toni roześmiał się. A może on lubił grzyby i dlatego był taki przybity z powodu alergii? No ale kto lubił grzyby? Chyba nikt, ale zapytałem:
- Lubisz grzyby?
Toni?3
Od Lucy CD Amanda
-Wiesz...
-Tak!?
-To bardzo spokojny koń wpasuje do ciebie...
-Wiem. Też tak uważam
Zapadła cisza którą przerwalam mówiłac:
-Wiesz o co mi chodzi?
-Nie. Niezbyt...
-Ja mam trzy konie i nie radzę sobie z tym. A ty masz jednego. Chciałabyś zaadoptować Scarlet?
Znowu zapadła cisza....
(Amanda?)
-Tak!?
-To bardzo spokojny koń wpasuje do ciebie...
-Wiem. Też tak uważam
Zapadła cisza którą przerwalam mówiłac:
-Wiesz o co mi chodzi?
-Nie. Niezbyt...
-Ja mam trzy konie i nie radzę sobie z tym. A ty masz jednego. Chciałabyś zaadoptować Scarlet?
Znowu zapadła cisza....
(Amanda?)
Od Toniego CD Luke
Zauważyłem u Luka dziwny tak jakby stres. Wstałem i poszedłem po zwykłą herbatę. Gdy wróciłem Luke zapytał:
- Jesteś na jeszcze coś uczulony?-
- Jestem.-
- A na co?-
- Maliny, kurz i grzyby.
- Kiepsko.-
- No trochę. A najgorsze jest to, że niektórych rzeczy muszę sobie odmawiać.-
Luke?
- Jesteś na jeszcze coś uczulony?-
- Jestem.-
- A na co?-
- Maliny, kurz i grzyby.
- Kiepsko.-
- No trochę. A najgorsze jest to, że niektórych rzeczy muszę sobie odmawiać.-
Luke?
Od Amandy CD Lucy
Osiodłałam Scarlet i wsiadłem na nią. Okazało się, że to bardzo spokojna klacz.
- I jak?- zapytała Lucy
- Okej. Scarlet jest bardzo spokojna.- powiedziałam zatrzymując ją.
- Wiem.-
Zeszłam z Scarlet i wsiadłam na swojego konia.
Lucy? Nie wiem co misać. :(
- I jak?- zapytała Lucy
- Okej. Scarlet jest bardzo spokojna.- powiedziałam zatrzymując ją.
- Wiem.-
Zeszłam z Scarlet i wsiadłam na swojego konia.
Lucy? Nie wiem co misać. :(
Od Antonio CD Charlie
Śpieszyło mi się do krawca. Dziś miałem odebrać zamówioną rzecz, a raczej rzeczy. Pojechałem ( a Charli za mną) na przedmieścia. Tak był mały domek, wokół którego było dużo drzew. Zostawiliśmy konie pod jedym z nich i weszliśmy do domy.
- Ooo! Toni! Przyjechałeś!- powiedział starszy pan
- Tak przyjechałem....-
- Oo! I przywiozłeś koleżankę!- przerwał mi
- Tak, ale ja chciałbym powiedzieć, że przyjechałem po rzeczy.-
- Aaaa! Te rzeczy. Już po nie idę.-
Staruszek ruszył w stronę starej drewnianej szafy. Po chwili przyniósł mi pudło.
- Proszę bardzo.- powiedział podając mi je.
- Dziękuje. To my już będziemy iść.-
- Dlaczego?-
- Ponieważ na dworze są nasze konie i w ogóle.-
- To wy macie konie! Przyjechaliście tu na koniach! Pokażecie mi je?-
Charlotte?
- Ooo! Toni! Przyjechałeś!- powiedział starszy pan
- Tak przyjechałem....-
- Oo! I przywiozłeś koleżankę!- przerwał mi
- Tak, ale ja chciałbym powiedzieć, że przyjechałem po rzeczy.-
- Aaaa! Te rzeczy. Już po nie idę.-
Staruszek ruszył w stronę starej drewnianej szafy. Po chwili przyniósł mi pudło.
- Proszę bardzo.- powiedział podając mi je.
- Dziękuje. To my już będziemy iść.-
- Dlaczego?-
- Ponieważ na dworze są nasze konie i w ogóle.-
- To wy macie konie! Przyjechaliście tu na koniach! Pokażecie mi je?-
Charlotte?
Od Luke'a CD Toni
Zrobiło mi przykro z tego, że Antonio ma alergię na maliny. Przecież to najlepsze owoce na całym świecie! No, prawie najlepsze. Wyprzedzają je truskawki.
- Sorry, za tą herbatę - powiedziałem zawstydzony.
Toni machnął ręką.
- Spoko, nic się nie stało.
Usmiechnąłrm się nieśmiało. Toni wzbudzał we mnie wstyd, nie wiem dlaczego. Przy nim czułem się tak, jakbym był na obiedzie u Elżbiety II. God...
Antonio?
- Sorry, za tą herbatę - powiedziałem zawstydzony.
Toni machnął ręką.
- Spoko, nic się nie stało.
Usmiechnąłrm się nieśmiało. Toni wzbudzał we mnie wstyd, nie wiem dlaczego. Przy nim czułem się tak, jakbym był na obiedzie u Elżbiety II. God...
Antonio?
Od Lucy CD Amandy
Kiedy lekcje się skończyły poszłam oporządzić Rin, Arianą i.... SCARLET! A dlaczego ją? Bo niejaki Michaś jeździ sobie na Nighcie i wcale się nie opiekuje Scarlet!
-Jesteś zła co?
-Jasne że tak. Tak się nie trakuje koni...
-A więc mogę trochę pojeździć na Scarlet? A ty na Rin?
-Jasne a dlaczego nie chcesz na swoim?
-Bo chcę spróbować na Tinkerze:)
-Nigdy na nim nie jeździłaś?
-Tak,nie jeździłam na tej rasie ale słyszałam ze to mistrzowie w galopie tak?
-Tak. To prawda. Jej wyposarzenie jest u mnie bo on sam mi je dał.
-Ok.
~~~~~~~~~~~~~~~
* W hali*
(Amanda?)
-Jesteś zła co?
-Jasne że tak. Tak się nie trakuje koni...
-A więc mogę trochę pojeździć na Scarlet? A ty na Rin?
-Jasne a dlaczego nie chcesz na swoim?
-Bo chcę spróbować na Tinkerze:)
-Nigdy na nim nie jeździłaś?
-Tak,nie jeździłam na tej rasie ale słyszałam ze to mistrzowie w galopie tak?
-Tak. To prawda. Jej wyposarzenie jest u mnie bo on sam mi je dał.
-Ok.
~~~~~~~~~~~~~~~
* W hali*
(Amanda?)
Od Charlotte CD Toni
- Och - powiedziałam węstchnąwszy.
Antonio wzruszył ramionami i zabrał się do jedzenia jagód. Przynajmniej to mógł jeść.
Dokończyliśmy leśne owoce i zaczęliśmy zbierać namiot. Toni wszystko spakował do swojego plecaka i wskoczyliśmy na konie. Chłopak szybko ruszył galopem przed siebie, a ja próbowałam go dogonić, ale nie śpieszyło mi się nigdzie, ale Toniemu widocznie tak. Gdzieś jechał, nie wiedziałam gdzie. Po prostu za nim jechałam.
Antonio?
Antonio wzruszył ramionami i zabrał się do jedzenia jagód. Przynajmniej to mógł jeść.
Dokończyliśmy leśne owoce i zaczęliśmy zbierać namiot. Toni wszystko spakował do swojego plecaka i wskoczyliśmy na konie. Chłopak szybko ruszył galopem przed siebie, a ja próbowałam go dogonić, ale nie śpieszyło mi się nigdzie, ale Toniemu widocznie tak. Gdzieś jechał, nie wiedziałam gdzie. Po prostu za nim jechałam.
Antonio?
Od Lucy- Przepraszam!
Przepraszam was wszystkich za nie odpisywanie wam. Bardzo, bardzo sorry. Jeśli jeszcze komuś nie odpisalam piszcie w komach:) Od teraz znowu jestem tą samą Lucy co dawniej* "."
Lucy *.*
*piszącą conajmniej raz na 1 dz.
Lucy *.*
*piszącą conajmniej raz na 1 dz.
Od Antonio CD Charlie
- Aha.- powiedziałem idąc dalej
Było kilka krzaków z jagodami i malinami.
- Bierzesz?- zapytała Charli
- Tak.- odpowiedziałem wrzucając owoce do pojemnika.
Wróciliśmy do namiotu. Podszedłem do płynącego nieopodal strumyka i przemyłem owoce. Wróciłem dość szybko.
- Gotowe.- powiedziałem pokazując Charli pojemnik z owocami
- Super!-
Zacząłem jeść jagody. Trochę kwaśne. Trochę uszy mnie bolały kiedy Charli zachwycała się smakiem malin.
- Yyy, Charli możesz przerwać?-
- A niby dlaczego?-
- No bo już nie mogę ciebie słuchać.-
- To jedz maliny i sam tak powiesz.
- Chciałbym...
- Ale co?
- Jestem na nie uczulony.
Charlotte?
Było kilka krzaków z jagodami i malinami.
- Bierzesz?- zapytała Charli
- Tak.- odpowiedziałem wrzucając owoce do pojemnika.
Wróciliśmy do namiotu. Podszedłem do płynącego nieopodal strumyka i przemyłem owoce. Wróciłem dość szybko.
- Gotowe.- powiedziałem pokazując Charli pojemnik z owocami
- Super!-
Zacząłem jeść jagody. Trochę kwaśne. Trochę uszy mnie bolały kiedy Charli zachwycała się smakiem malin.
- Yyy, Charli możesz przerwać?-
- A niby dlaczego?-
- No bo już nie mogę ciebie słuchać.-
- To jedz maliny i sam tak powiesz.
- Chciałbym...
- Ale co?
- Jestem na nie uczulony.
Charlotte?
piątek, 27 lutego 2015
Od Charlotte CD Toni
- Idę z tobą - odpowiedziałam cicho i dodałam - Jakby co to nie potrafię rozrózniać tych wszystkich roślinek.
Antonio uśmiechnęł się ponuro. Pewnie myślał, że jestem specem od roślinek. Poszliśmy prosto w głąb lasu. Po chwili Antonio zobaczył krzaczek z czarnymi jagódkami. Już sięgał, żeby zerwać jedną, ale powstrzymałam go ruchem ręki.
- Nie! To wawrzynek wilczełyko! - krzyknęłam trochę za głośno.
Toni spojrzał na mnie z wzrokiem: Serio?
- Skądy ty to wiesz?
- Ma się znajomości. - roześmiałam się. - A tak naprawdę na biologii uczyli.
Antonio?
Antonio uśmiechnęł się ponuro. Pewnie myślał, że jestem specem od roślinek. Poszliśmy prosto w głąb lasu. Po chwili Antonio zobaczył krzaczek z czarnymi jagódkami. Już sięgał, żeby zerwać jedną, ale powstrzymałam go ruchem ręki.
- Nie! To wawrzynek wilczełyko! - krzyknęłam trochę za głośno.
Toni spojrzał na mnie z wzrokiem: Serio?
- Skądy ty to wiesz?
- Ma się znajomości. - roześmiałam się. - A tak naprawdę na biologii uczyli.
Antonio?
Od Antonio CD Charlie
- Coś się stało?- zapytałem
- Nic.- uśmiechnęła się Charli
- Dobrze ci się spało?- zapytałem siadając na koniu
- Tak, a tobie?-
- Drewienko nie było zdatne do spania, to się przeniosłem na konie. -
- Aha.-
Charli spojrzała na mnie jakbym spał na igłach. Przetarłem zaspane oczy i zapytałem
- Siedzimy tu jeszcze?-
- Możemy.-
- Okej.-
Zszedłem z koni i poszedłem do lasu.
- Idziesz zbierać jakieś owoce?- zapytałem
- Dobrze. Chociaż nie wiem czy jakieś znajdziemy.-
- Może się uda.-
Charlotte?
- Nic.- uśmiechnęła się Charli
- Dobrze ci się spało?- zapytałem siadając na koniu
- Tak, a tobie?-
- Drewienko nie było zdatne do spania, to się przeniosłem na konie. -
- Aha.-
Charli spojrzała na mnie jakbym spał na igłach. Przetarłem zaspane oczy i zapytałem
- Siedzimy tu jeszcze?-
- Możemy.-
- Okej.-
Zszedłem z koni i poszedłem do lasu.
- Idziesz zbierać jakieś owoce?- zapytałem
- Dobrze. Chociaż nie wiem czy jakieś znajdziemy.-
- Może się uda.-
Charlotte?
Od Luke'a CD Morgan
Spojrzałem jeszcze niepewnie na Morgan. Od jej oczu aż biła pewność siebie. Wyszedłem na korytarz ściskając w ręce komórkę. Usiadłem na pobliskim krześle i drżącymi rękoma wybrałem numer domowy rodziców. Po chwili odezwał się zrzędący głos taty w telefonie:
- Halo? Kto mówi?
Zacisnąłem dłoń na brzegu krzesła, aż pobielały mi knykcie.
- Mówi Luke.
Ojciec przez chwilę się nie odzywał.
- Luke? Luke Sam Harris? - dopytywał.
- Tak, tato.
- Marge! - krzyknął ojciec do mamy. - Luke dzwoni!
Zaśmiałem się cicho.
- Luke? - było słuchać donośny głoś matki. - Podaj mi go tu do telefonu.
- Za chwile, Marge! Luke, gdzieżeś był przez te prawie dwa lata?! - krzyknął tata prosto do telefonu.
- No wiesz... - i opowiedziałem mu co i jak.
Ojciec oniemiał, przynajmniej takie miałem wrażenie.
- Ale czemu się nie odzywałeś?!
- Słuchaj. Nie moge ci tu teraz opowiadać wszystki moich spraw, więc omówmy to co najważniejsze.
Mężczyzna mruknął coś niezadowolony i słuchał dalej.
- Jestem na Universytecie, takim konnym. Jestem szczęśliwy. Mieszkałem u wujka na osiedlu, opłacał mi wszystko. Nie odzywałem się, bo nie chciałem. Ale teraz już chcę. Uciekłem, bo chciałem poświęcić życie koniom, nie nauce. Mam nadzieję, że się zrozumiemy, że nadal chce spędzać z wami czas i w ogóle.
Mama krzyknęła podekscytowana. Wyraźnie tata Hank włączył głośnomówiący.
Rozmawialiśmy jeszcze przez chwilę, po czym ojciec rozłączył się mówiąc, że musi iść spać. A była 18. Cóż... Pożegnałem się i wróciłem z lekkim uśmiechem na twarzy do sali Morgan.
Nie wiem czy rodzice mi wybaczyli. Nie wspomnieli tego. Może nie chcieli.
(Morgan?)
- Tak, tato.
- Marge! - krzyknął ojciec do mamy. - Luke dzwoni!
Zaśmiałem się cicho.
- Luke? - było słuchać donośny głoś matki. - Podaj mi go tu do telefonu.
- Za chwile, Marge! Luke, gdzieżeś był przez te prawie dwa lata?! - krzyknął tata prosto do telefonu.
- No wiesz... - i opowiedziałem mu co i jak.
Ojciec oniemiał, przynajmniej takie miałem wrażenie.
- Ale czemu się nie odzywałeś?!
- Słuchaj. Nie moge ci tu teraz opowiadać wszystki moich spraw, więc omówmy to co najważniejsze.
Mężczyzna mruknął coś niezadowolony i słuchał dalej.
- Jestem na Universytecie, takim konnym. Jestem szczęśliwy. Mieszkałem u wujka na osiedlu, opłacał mi wszystko. Nie odzywałem się, bo nie chciałem. Ale teraz już chcę. Uciekłem, bo chciałem poświęcić życie koniom, nie nauce. Mam nadzieję, że się zrozumiemy, że nadal chce spędzać z wami czas i w ogóle.
Mama krzyknęła podekscytowana. Wyraźnie tata Hank włączył głośnomówiący.
Rozmawialiśmy jeszcze przez chwilę, po czym ojciec rozłączył się mówiąc, że musi iść spać. A była 18. Cóż... Pożegnałem się i wróciłem z lekkim uśmiechem na twarzy do sali Morgan.
Nie wiem czy rodzice mi wybaczyli. Nie wspomnieli tego. Może nie chcieli.
(Morgan?)
Od Charlotte CD Toni
Obudziłam się ledwo przytomna. Usiadłam po turecku i przetarłam zaspane oczy. Była już dość jasno, więc rozsunęłam suwak namiotu i wyszłam na dwór. Pierwsze co zobaczyłam to śpiący Toni na koniu. Przeraziło mnie to, że przeze mnie musiał spać na dworze. Posmutniałam. Jak mogłam być taka samolubna, by nie zauważyć TEGO? Podeszłam do Antonio i zobaczyłam, że ma gęsią skórkę. Mi też było zimno, ale nie przejmowałam się tym. Wróciłam do namiotu i wyciągnęłam kocyk. Później okryłam nim Toniego. Kładąc koc lekko musnęłam dłonią jego skórę na karku. Przez to leniwie otworzył oczy i ja uśmiechnęłam się do niego pogodnie.
(Toni?)
(Toni?)
Od Morgan CD Luke
Po 15 minutach czekania, wreszcie nie wytrzymałam.
Szturchnęłam go w ramię, aby zwrócić jego uwagę.
- Hej, jesteś tu?
Spojrzał na mnie mało przytomnie.
- Co? A tak, jestem - odparł po chwili.
- Nad czym myślałeś? - zapytałam ciekawa jego rozważań.
- Zastanawiałem się nad twoimi słowami - zaczął, a potem całkowicie mnie zaskoczył - Jak myślisz, co się z nimi dzieje? Z moimi rodzicami?
Spojrzałam na niego zdziwiona.
- A co? - zapytałam, zastanawiając się do czego zmierza.
- Może źle zrobiłem całkowicie się od nich odcinając? Może powinienem do nich zadzwonić? - rozmyśla na głos, a ja robiłam coraz większe oczy.
- Naprawdę chcesz to zrobić? A masz do nich numer? - postanowiłam nie negować jego pomysłu, w końcu to jego rodzice, nie moi.
Luke się zasępił
- Nie... wyjaśniłem je od razu kiedy uciekłem.
Zastanawialiśmy się jak rozwiązać ten problem.
Nagle coś przyszło mi do głowy.
- Wiem! Może twój wujek ma do nich numer - wykrzyknęłam usatysfakcjonowana.
Na twarzy chłopaka pojawił się szeroki uśmiech.
- Świetny pomysł! Już do niego dzwonię! - powiedział wyjmując telefon i wybierając numer.
Po kilku minutach rozmowy, miał już numer.
- Jesteś tego pewny? Nie musisz tego robić - spróbowałam ostatni raz uświadomić mu, co chce zrobić.
- Chyba tak... - zaczął i spojrzał na mnie przeciągle.
Ścisnęłam go za rękę, a on wyszedł wpatrując się w telefon.
(Luke? Zadzwonisz?😐)
Szturchnęłam go w ramię, aby zwrócić jego uwagę.
- Hej, jesteś tu?
Spojrzał na mnie mało przytomnie.
- Co? A tak, jestem - odparł po chwili.
- Nad czym myślałeś? - zapytałam ciekawa jego rozważań.
- Zastanawiałem się nad twoimi słowami - zaczął, a potem całkowicie mnie zaskoczył - Jak myślisz, co się z nimi dzieje? Z moimi rodzicami?
Spojrzałam na niego zdziwiona.
- A co? - zapytałam, zastanawiając się do czego zmierza.
- Może źle zrobiłem całkowicie się od nich odcinając? Może powinienem do nich zadzwonić? - rozmyśla na głos, a ja robiłam coraz większe oczy.
- Naprawdę chcesz to zrobić? A masz do nich numer? - postanowiłam nie negować jego pomysłu, w końcu to jego rodzice, nie moi.
Luke się zasępił
- Nie... wyjaśniłem je od razu kiedy uciekłem.
Zastanawialiśmy się jak rozwiązać ten problem.
Nagle coś przyszło mi do głowy.
- Wiem! Może twój wujek ma do nich numer - wykrzyknęłam usatysfakcjonowana.
Na twarzy chłopaka pojawił się szeroki uśmiech.
- Świetny pomysł! Już do niego dzwonię! - powiedział wyjmując telefon i wybierając numer.
Po kilku minutach rozmowy, miał już numer.
- Jesteś tego pewny? Nie musisz tego robić - spróbowałam ostatni raz uświadomić mu, co chce zrobić.
- Chyba tak... - zaczął i spojrzał na mnie przeciągle.
Ścisnęłam go za rękę, a on wyszedł wpatrując się w telefon.
(Luke? Zadzwonisz?😐)
Od Antonio
Siedziałem sobie na stołówce. Nagle przysiadł się do mnie jakiś chłopak.
- Hej, jestem Luke.- zaczął
- Antonio. Ale możesz mówić Toni.-
- Pijesz coś?-
- Nie.-
- To może chcesz jakąś kawę, herbatę? -
- Herbata jest okej.-
- Ok.- powiedział i poszedł.
Wrócił z kawą i jakąś herbatą.
- Dzięki.- powiedziałem pijąc
- Proszę bardzo.-
Zrobiłem kilka łyków. Nagle zaczołem się dusić ( dokładniej to bardzo mocno kaszleć).
- Co się dzieje?- zapytał Luke
- Jaki był smak tej herbaty?-
- Yyyy, malinowy.-
- O rzesz!-
- Co?-
- Mam uczulenie na maliny!-
- A jak ci można pomóc?-
- W moim plecaku są takie niebieskie tabletki.- wskazałem palcem na leżący plecak. Chłopak szybko wyciągnął tabletki. Ja wziełem kilka. Duszności po jakimś czasie przeszły.
Luke?
- Hej, jestem Luke.- zaczął
- Antonio. Ale możesz mówić Toni.-
- Pijesz coś?-
- Nie.-
- To może chcesz jakąś kawę, herbatę? -
- Herbata jest okej.-
- Ok.- powiedział i poszedł.
Wrócił z kawą i jakąś herbatą.
- Dzięki.- powiedziałem pijąc
- Proszę bardzo.-
Zrobiłem kilka łyków. Nagle zaczołem się dusić ( dokładniej to bardzo mocno kaszleć).
- Co się dzieje?- zapytał Luke
- Jaki był smak tej herbaty?-
- Yyyy, malinowy.-
- O rzesz!-
- Co?-
- Mam uczulenie na maliny!-
- A jak ci można pomóc?-
- W moim plecaku są takie niebieskie tabletki.- wskazałem palcem na leżący plecak. Chłopak szybko wyciągnął tabletki. Ja wziełem kilka. Duszności po jakimś czasie przeszły.
Luke?
Od Antonio CD Charlie
Usiadłem w środku namiotu. Było tam dużo cieplej. Charli cały czas siedziała na pieńku.
- Wchodzisz?- zapytałem.
Charli spojrzała na mnie dziwnym wzrokiem, ale po chwili usiadła obok mnie. Siedzieliśmy sobie w namiocie godzinę. Po jakimś czasie Charli usnęła. Wyszedłem z namiotu, zasunąłem suwak i usiadłem na na pieńku. pilnowałem aby ogień się nie wypalił. Aby nie zasnąć cały czasz dorzucałem drewna. Później poszedłem po konie, które stały kawałek dalej. Oba koniki położyły się przy ognisku. Na pieńku zaczęło robić mi się nie wygodnie. Więc wstałem i położyłem się na koniach. Po kwadransie zasnąłem. Całą noc nie padało i było w miarę ciepło.
Charlotte?
- Wchodzisz?- zapytałem.
Charli spojrzała na mnie dziwnym wzrokiem, ale po chwili usiadła obok mnie. Siedzieliśmy sobie w namiocie godzinę. Po jakimś czasie Charli usnęła. Wyszedłem z namiotu, zasunąłem suwak i usiadłem na na pieńku. pilnowałem aby ogień się nie wypalił. Aby nie zasnąć cały czasz dorzucałem drewna. Później poszedłem po konie, które stały kawałek dalej. Oba koniki położyły się przy ognisku. Na pieńku zaczęło robić mi się nie wygodnie. Więc wstałem i położyłem się na koniach. Po kwadransie zasnąłem. Całą noc nie padało i było w miarę ciepło.
Charlotte?
Od Luke'a CD Morgan
Myślałem o tym co powiedziała Morgan. O tym, że czasami lepiej odciąć się od rodziców, tak jak ja to zrobiłem. Nigdy nie robiłem sobie wyrzutów, że uciekłem, nawet o tym nie myślałem. Po prostu starałem się nie patrzeć w tył, tylko w przód. Ale jak Morgan "przemówiła" od razu stałem się nieswój. Dostałem wyrzutów sumienia za to co zrobiłem rodzicom. Martwili się o mnie? Szukali mnie? Czy wiedzieli co się ze mną stało? Czy nadal szukają? I co najważniejsze: Żyją? Od ucieczki nie kontaktowałem się z nimi. Zmieniłem numer po przeprowadzce, ponieważ postanowiłem zacząć nowe życie. Nowe życie, ale czy dobrze rozegrałem rundę? Teraz już nie wiem.
Jakaś cząstka mnie chciała teraz wybiec ze szpitala i pojechać do rodziców. Ale nie wybiegła, ponieważ nie potrafiłem się ruszyć. Siedziałem jak sparaliżowany.
Dalej wmawiałem sobie, że to już się nie liczy. Było, minęło. Powtarzałem to sobie, jak mantrę, ale z każdym powtórzeniem, byłem coraz bardziej pewny, że to kłamstwo. Skarciłem siebie za to w duchu.
(Morgan? Oto moje myśli ;) )
Jakaś cząstka mnie chciała teraz wybiec ze szpitala i pojechać do rodziców. Ale nie wybiegła, ponieważ nie potrafiłem się ruszyć. Siedziałem jak sparaliżowany.
Dalej wmawiałem sobie, że to już się nie liczy. Było, minęło. Powtarzałem to sobie, jak mantrę, ale z każdym powtórzeniem, byłem coraz bardziej pewny, że to kłamstwo. Skarciłem siebie za to w duchu.
(Morgan? Oto moje myśli ;) )
Od Charlotte CD Toni
Parsknęłam. Namiot? Jak widać Antonio potrafimnie zaskoczyć.
- Brawo Toni. Masz namiot - urwałam - ale jeśli myślisz, że będe w tym spała to się grubo mylisz.
"I to z tobą" - dopowiedziałam w myślach.
Tak, lubiłam Antonio, bardzo się z nim kumplowałam. Był dla mnie oparciem, pomagał mi i przeszliśmy też kilka sprzeczek przez co bardziej się z sobą zżyliśmy. Ale spać z nim nie będe.
Bałam się, że wyjedzie mi tu zaraz z pytaniem: "To gdzie chcesz spać?" albo zacznie mnie podrywać. Brrrr...
(Toni?)
- Brawo Toni. Masz namiot - urwałam - ale jeśli myślisz, że będe w tym spała to się grubo mylisz.
"I to z tobą" - dopowiedziałam w myślach.
Tak, lubiłam Antonio, bardzo się z nim kumplowałam. Był dla mnie oparciem, pomagał mi i przeszliśmy też kilka sprzeczek przez co bardziej się z sobą zżyliśmy. Ale spać z nim nie będe.
Bałam się, że wyjedzie mi tu zaraz z pytaniem: "To gdzie chcesz spać?" albo zacznie mnie podrywać. Brrrr...
(Toni?)
Od Antonio CD Charlie
-Hmm. Może?- powiedziałem grzebiąc w plecaku.
- Masz coś?- zapytała Charli
- Tylko : chusteczki, koc, babeczki, które wywalczyłem, czekoladę, jakiśtam odblask i papierki- powiedziałem.
- Czyli do zjedzenia masz tylko babeczki i czekoladę?-
- Tak.-
- A masz jeszcze coś?-
- Mam.-
- Co?-
- Nie powiem.-
Charli spojrzała na mnie złym spojrzeniem. A ja się z niej śmiałem.
- Toni proszę, powiedz.-
- No dobra.-
Zacząłem wyciągać malutki woreczek.
- Co to jest?-
- To.- powiedziałem rozsuwając worek. Z worka wyciągnąłem namiot. Taki mały przenośny namiot. Szybko rozstawiłem go na ziemi i położyłem w środku koc.
Charlie?
- Masz coś?- zapytała Charli
- Tylko : chusteczki, koc, babeczki, które wywalczyłem, czekoladę, jakiśtam odblask i papierki- powiedziałem.
- Czyli do zjedzenia masz tylko babeczki i czekoladę?-
- Tak.-
- A masz jeszcze coś?-
- Mam.-
- Co?-
- Nie powiem.-
Charli spojrzała na mnie złym spojrzeniem. A ja się z niej śmiałem.
- Toni proszę, powiedz.-
- No dobra.-
Zacząłem wyciągać malutki woreczek.
- Co to jest?-
- To.- powiedziałem rozsuwając worek. Z worka wyciągnąłem namiot. Taki mały przenośny namiot. Szybko rozstawiłem go na ziemi i położyłem w środku koc.
Charlie?
Od Charlotte CD Toni
- Aha - powiedziałam szczerząc się w uśmiechu.
Nic z tego nie rozumiałam. Jak świetliki w zimie? I aż tyle robali się przypałętało? I akurat do jakiegoś zawiniątka? Postanowiłam się nie pytać, pewnie znów bym wywołała kłótnie, dlatego wolałam cieszyć się chwilą z Antonio. Podziwiałam latające świetliki, a Toni ze mną. W końcu chyba mu się to znudziło, bo wstał i próbował złapać świetlika do ręki. Na początku dobrze mu szło, skakał próbując je złapać, a ja przyglądałam się tym trochę marnym próbom z uśmiechem. Takiego Toniego uwielbiałam.
- Pomogłabyś! - wycharczał od skakania Antonio.
- Czyżby nasz mały Toni się zmęczył? - zapytałam słodko.
Toni obrzucił mnie morderczym spojrzeniem i zrezygnował z łapania. Usiadł spowrotem na pieńku.
- Która godzina? - spytałam.
Antonio spojrzał na zegarek na ręce.
- Dochodzi 20.
- Trochę późno - mruknęłam cicho.
- Ta.
Z ogniska leciały małe iskry w niebo. Wtedy przypomniało mi się coś.
- Toni, skąd wziąłeś plecak?
- Wziąłem ze sobą.
- A masz tam coś jeszcze? Na przykład, nie wiem, jedzenie? Albo coś ciepłego? - zapytałam.
(Antonio? :3)
Nic z tego nie rozumiałam. Jak świetliki w zimie? I aż tyle robali się przypałętało? I akurat do jakiegoś zawiniątka? Postanowiłam się nie pytać, pewnie znów bym wywołała kłótnie, dlatego wolałam cieszyć się chwilą z Antonio. Podziwiałam latające świetliki, a Toni ze mną. W końcu chyba mu się to znudziło, bo wstał i próbował złapać świetlika do ręki. Na początku dobrze mu szło, skakał próbując je złapać, a ja przyglądałam się tym trochę marnym próbom z uśmiechem. Takiego Toniego uwielbiałam.
- Pomogłabyś! - wycharczał od skakania Antonio.
- Czyżby nasz mały Toni się zmęczył? - zapytałam słodko.
Toni obrzucił mnie morderczym spojrzeniem i zrezygnował z łapania. Usiadł spowrotem na pieńku.
- Która godzina? - spytałam.
Antonio spojrzał na zegarek na ręce.
- Dochodzi 20.
- Trochę późno - mruknęłam cicho.
- Ta.
Z ogniska leciały małe iskry w niebo. Wtedy przypomniało mi się coś.
- Toni, skąd wziąłeś plecak?
- Wziąłem ze sobą.
- A masz tam coś jeszcze? Na przykład, nie wiem, jedzenie? Albo coś ciepłego? - zapytałam.
(Antonio? :3)
Od Morgan CD Luke
Spojrzałam na niego szeroko się uśmiechając.
- Nie taki grzeczny jak by się mogło wydawać - zaśmiałam się - nieźle, nie spodziewałam się po tobie czegoś takiego.
Luke wzruszył ramionami.
- Cóż miało to swoje dobre i złe strony - po chwili namysłu dodał - i wiesz, co? Nie żałuję.
Spoważniałam.
- To masz szczęście - spojrzałam na niego ponuro - ja mam wyrzuty sumienia do dzisiaj.
-, Dlaczego? Co je spowodowało? - Zapytał chłopak, intensywnie się we mnie wpatrując.
Zaśmiałam się ponuro.
- Wydaje mi się, że żałuję tego, że cięłam się z powodu moich rodziców. To takie niedorzeczne. Zmarnowałam sobie kawał życie za wszelką cenę starając się zdobyć ich uwagę - ciągnęłam przyciszonym głosem - dopiero niedawno zdałam sobie sprawę, że doskonale poradzę sobie sama. Czasami najlepszym pomysłem jest po prostu zostawianie rodziny za sobą, tak jak ty to zrobiłeś.
Luke wyglądał na zdumionego moją przemową.
Uśmiechnęłam się do niego lekko.
- Przyniesiesz mi kawę? Mam na nią straszną ochotę - zagadnęłam, aby zmienić temat.
- Jasne. Jaką chcesz? - zapytał zrywając się z fotela.
- Zwykłą czarną. Bez cukru - poprosiłam.
Po chwili siedzieliśmy bez słowa, popijając kofeinowy napój.
Zastanawiałam się, nad czym myśli Luke. W tym momencie wydawał się odległy, pogrążony we własnych rozmyślaniach.
(Luke? Przepraszam że tak długo musiałeś czekać ;P)
- Nie taki grzeczny jak by się mogło wydawać - zaśmiałam się - nieźle, nie spodziewałam się po tobie czegoś takiego.
Luke wzruszył ramionami.
- Cóż miało to swoje dobre i złe strony - po chwili namysłu dodał - i wiesz, co? Nie żałuję.
Spoważniałam.
- To masz szczęście - spojrzałam na niego ponuro - ja mam wyrzuty sumienia do dzisiaj.
-, Dlaczego? Co je spowodowało? - Zapytał chłopak, intensywnie się we mnie wpatrując.
Zaśmiałam się ponuro.
- Wydaje mi się, że żałuję tego, że cięłam się z powodu moich rodziców. To takie niedorzeczne. Zmarnowałam sobie kawał życie za wszelką cenę starając się zdobyć ich uwagę - ciągnęłam przyciszonym głosem - dopiero niedawno zdałam sobie sprawę, że doskonale poradzę sobie sama. Czasami najlepszym pomysłem jest po prostu zostawianie rodziny za sobą, tak jak ty to zrobiłeś.
Luke wyglądał na zdumionego moją przemową.
Uśmiechnęłam się do niego lekko.
- Przyniesiesz mi kawę? Mam na nią straszną ochotę - zagadnęłam, aby zmienić temat.
- Jasne. Jaką chcesz? - zapytał zrywając się z fotela.
- Zwykłą czarną. Bez cukru - poprosiłam.
Po chwili siedzieliśmy bez słowa, popijając kofeinowy napój.
Zastanawiałam się, nad czym myśli Luke. W tym momencie wydawał się odległy, pogrążony we własnych rozmyślaniach.
(Luke? Przepraszam że tak długo musiałeś czekać ;P)
środa, 25 lutego 2015
Od Antonio CD Charlie
Było ciepło i przyjemnie. Mogliśmy siedzieć u nawet do jutra, ponieważ jutro nie mieliśmy lekcji. Nagle coś mi się przypomniało. Wstałem i poszedłem do konia.
- Po co tam idziesz?- zapytała Charli
- Muszę coś wziąć.-
Otworzyłem torbę. Wyciągnołem z niej małą szmatkę, w której było coś zawinięte. Usiadłem na pieńku.
- Co to jest?- zapytała Charli
- To.- powiedziałem rozwijając szmatkę. Z szmatki wyleciły świetliki, które pięknie oświetliły drzewa i wszystko wokół nas.
- Skąd ty je wziełeś?- zapytała
- Same się kiedyś przypałętały.- wzruszyłem ramionami
Charlotte?
- Po co tam idziesz?- zapytała Charli
- Muszę coś wziąć.-
Otworzyłem torbę. Wyciągnołem z niej małą szmatkę, w której było coś zawinięte. Usiadłem na pieńku.
- Co to jest?- zapytała Charli
- To.- powiedziałem rozwijając szmatkę. Z szmatki wyleciły świetliki, które pięknie oświetliły drzewa i wszystko wokół nas.
- Skąd ty je wziełeś?- zapytała
- Same się kiedyś przypałętały.- wzruszyłem ramionami
Charlotte?
wtorek, 24 lutego 2015
Od Charlotte CD Toni
Uśmiechnęłam się. Ciepły zimowy wieczór na jakiejś polance pod gwieździstym niebem z ogniskiem wydawał się być marzeniem, a jednak mnie spotkał.
- Tak, zróbmy ognisko - odpowiedziałam uradowana tą perspektywą.
- Okay, to ja pójdę po drewno.
Toni poszedł szukać drzewa, a ja jakiegoś krzemienia. Nie znalazłam go i troszkę załamana wróciłam na swój pieńek. Po kilku minutach wrócił Toni z suchym drewnem. Spojrzał na mnie zdziwiony, a ja odpowiedziałam:
- Nie mamy krzemienia.
Antonio roześmiał się.
- A na co ci krzemień? Mamy zapałki!
Uścisnęłam go. Fajnie, że się pogodziliśmy.
- Skąd wytrzasnąłeś zapałki? A zresztą nieważne - puściłam Toniego. - Rozpalmy to ognicho - odpowiedziałam łapiąc się roboty.
Niedługo rozpalaliśmy ognisko. W końcu skończyliśmy, usiedliśmy na pieńkach i rozkoszowaliśmy się błogim ciepłem buchającym od płomieni.
(Antonio?)
Od Antonio CD Charlie
- Nie znam ciebie od godziny.- zaśmiałem się
- Fakt. -
- Nom. A jak tu dojechałaś?-
- Na koniu.- parsknęła
Zaczęło się ściemniać, a my siedzieliśmy na pieńkach. Bez ogniska, bez koców. Zimno dziwnym trafem nie było. Było ładne gwieździste niebo.
- Palić ognisko? Czy wracamy?- zapytałem
Charlotte?
- Fakt. -
- Nom. A jak tu dojechałaś?-
- Na koniu.- parsknęła
Zaczęło się ściemniać, a my siedzieliśmy na pieńkach. Bez ogniska, bez koców. Zimno dziwnym trafem nie było. Było ładne gwieździste niebo.
- Palić ognisko? Czy wracamy?- zapytałem
Charlotte?
Od Charlotte CD Antonio
- Em, chyba tak - odpowiedziałam. - Chce się pogodzić. Zgoda?
Toni coś cicho zamruczał.
- Dobra, obojętnie. Ja chce się pogodzić, a ty zastanów się.
Antonio potaknął i usiadł na pieńku obok mnie. Przypatrzyłam mu się.
- Wiesz, że jest 19:00, w Walentynki, a my siedzimy na pieńkach? - zapytałam.
- Wiem.
Roześmialiśmy się. Znów było tak jak dawniej. Szeroko się uśmiechnęłam.
- Toni, a jak mnie tu znalazłeś? Wiedziałeś, że tu będę? - zapytałam.
(Antonio?
Toni coś cicho zamruczał.
- Dobra, obojętnie. Ja chce się pogodzić, a ty zastanów się.
Antonio potaknął i usiadł na pieńku obok mnie. Przypatrzyłam mu się.
- Wiesz, że jest 19:00, w Walentynki, a my siedzimy na pieńkach? - zapytałam.
- Wiem.
Roześmialiśmy się. Znów było tak jak dawniej. Szeroko się uśmiechnęłam.
- Toni, a jak mnie tu znalazłeś? Wiedziałeś, że tu będę? - zapytałam.
(Antonio?
Od Toniego CD Charlotte
Siedziałem sobie w lesie. Oczywiście z koniem. Nic lepszego do roboty nie miałem. Szczerze nie obraziłem się na Charli tylko na tych ludzi i na siebie. Po jakimś czasie usłyszałem, że ktoś mnie woła. Poznałem po głosie, że to Charli. Wszedłem na konia i jechałem w stronę źródła głosu. Podjechałem i zobaczyłem, że Charli siedzi na pieńku.
- Coś ode mnie chcesz?- zapytałem
- Nie...- powiedziała zapatrzona w ziemię, a po chwili krzyknęła - O! Tu się ukrywasz!-
- No i co? Coś ode mnie chcesz?-
Charlotte?
- Coś ode mnie chcesz?- zapytałem
- Nie...- powiedziała zapatrzona w ziemię, a po chwili krzyknęła - O! Tu się ukrywasz!-
- No i co? Coś ode mnie chcesz?-
Charlotte?
Od Charlie CD Lucy
- Um, no nawet spoko - powiedziałam nieco zmieszana obecnością pewnego chłopaka, a mianowicieToniego.
Usiadłam przy stole i zaczęłam jeść. Po chwili Antonio wstał i wyszedł, pewnie ciągle miał na mnie focha. Za nim wyszła Lucy, która tłumaczyła, że idzie oddać książkę do miejscowej biblioteki. Uśmiechnęłam się na myśl o starje bibliotekarce. W koncu i ja zjadłam. Wstałam i poczułam czyiś uścisk na ramieniu. Odwróciłam zdziwiona głowę i zobaczyłam ,że Michaś złapał mnie za ramir
- Coś nie tak? - zapytałam.
- Nie, tylko...
- Tylko?
Spojrzałam na niego pytająco, a on puścił moją rękę.
(Michał?)
Usiadłam przy stole i zaczęłam jeść. Po chwili Antonio wstał i wyszedł, pewnie ciągle miał na mnie focha. Za nim wyszła Lucy, która tłumaczyła, że idzie oddać książkę do miejscowej biblioteki. Uśmiechnęłam się na myśl o starje bibliotekarce. W koncu i ja zjadłam. Wstałam i poczułam czyiś uścisk na ramieniu. Odwróciłam zdziwiona głowę i zobaczyłam ,że Michaś złapał mnie za ramir
- Coś nie tak? - zapytałam.
- Nie, tylko...
- Tylko?
Spojrzałam na niego pytająco, a on puścił moją rękę.
(Michał?)
Od Lucy CD Michasia i Antoniego
-Ok. Idziemy do stołówki?
-Jasne-powiedział Mich
Poszliśmy i dosiedlismy się do Toniego.
-Zapomniałam powiedzieć, U mnie spoko
Chłopaki pogadamy ze sobą a ja zauwarzylam Charli.
-Charli! Chodź do nas!-powiedziałam a oba się dosiadła
-Cześć!
-Jak tam?
(Charl?)
-Jasne-powiedział Mich
Poszliśmy i dosiedlismy się do Toniego.
-Zapomniałam powiedzieć, U mnie spoko
Chłopaki pogadamy ze sobą a ja zauwarzylam Charli.
-Charli! Chodź do nas!-powiedziałam a oba się dosiadła
-Cześć!
-Jak tam?
(Charl?)
Od Charlotte CD Toni
Usiadłam obok Toniego. Nie podobało mi się to, że jest na mnie zły i obrażony oraz sposób w jaki do mnie mówił. Jak nawet on wierzy w te bajki, a ja nie to po co się obrażać? Trzeba być tolerancyjnym, a nie fochać się z byle powodu. Chciałam powiedzieć mu to prosto w twarz, ale zdecydowałam się dać mu spokój. Odeszłam od stolika i wzięłam jajecznicę. Wróciłam do Antonio i usiadłam ponownie na krześle. Od razu zaczęłam jeść, a Toni widząc mnie gwałtownie wstał i wyszedł ze stołówki.
- Tak chcesz spędzić Walentynki, Toni? - zapytałam krzycząc.
Inne nastolatki ze stołówki odwróciły na mnie głowy i popatrzyły dziwnie. Poczerwieniałam, lekko zsunęłam się z krzesła i zaczęłam nieśmiało jeść. Nagle zauważyłam, że ktoś przede mną siada. Podniosłam głowę i zobaczyłam pryjaźnie uśmiechającego się chłopaka.
- Hej, jestem Luke. A ty? - zapytał.
- Charlie - odpowiedziałam przeżuwając jajko.
Był przystojny, to prawda. I miał fajne iskierki w oczach, a przykuło to moją uwagę.
Przełknęłam pokarm i zapytałam:
- Czemu się dosiadłeś?
Chyba zabrzmiałam nieco opryskliwie, bo Luke dostał lekkich rumieńców na twarzy. Machnęłam ręką.
- Nieważne. Śpieszy mi się - powiedziałam wstając.
Był fajny, ale nie podobał mi się. Nie mój typ. Chłopak spojrzał na mnie zdumiony. Pewnie myślał, że zemdleje z jego przystojności. Pffff.... Na pewno, już mdlę....
- Tak, wychodzę. A teraz przepraszam muszę iść.
Szybko wyszłam ze stołówki pozostawiając Luke'a w zdziwieniu. Pognałam schodami na drugie piętro i poszłam pod pokój Antonio. Zapukałam.
(Toni?)
- Tak chcesz spędzić Walentynki, Toni? - zapytałam krzycząc.
Inne nastolatki ze stołówki odwróciły na mnie głowy i popatrzyły dziwnie. Poczerwieniałam, lekko zsunęłam się z krzesła i zaczęłam nieśmiało jeść. Nagle zauważyłam, że ktoś przede mną siada. Podniosłam głowę i zobaczyłam pryjaźnie uśmiechającego się chłopaka.
- Hej, jestem Luke. A ty? - zapytał.
- Charlie - odpowiedziałam przeżuwając jajko.
Był przystojny, to prawda. I miał fajne iskierki w oczach, a przykuło to moją uwagę.
Przełknęłam pokarm i zapytałam:
- Czemu się dosiadłeś?
Chyba zabrzmiałam nieco opryskliwie, bo Luke dostał lekkich rumieńców na twarzy. Machnęłam ręką.
- Nieważne. Śpieszy mi się - powiedziałam wstając.
Był fajny, ale nie podobał mi się. Nie mój typ. Chłopak spojrzał na mnie zdumiony. Pewnie myślał, że zemdleje z jego przystojności. Pffff.... Na pewno, już mdlę....
- Tak, wychodzę. A teraz przepraszam muszę iść.
Szybko wyszłam ze stołówki pozostawiając Luke'a w zdziwieniu. Pognałam schodami na drugie piętro i poszłam pod pokój Antonio. Zapukałam.
(Toni?)
poniedziałek, 23 lutego 2015
Od Toniego do Lucy
Siedziałem naburmuszony w stołówce. Nadal popijając cytrynową herbatę.
- Mogę przysiąść?- zapytała jakaś dziewczyna
- Tak.-
- Dzięki.-
Podniosłem głowę i zobaczyłem, że przede mną siedzi Lucy.
- Co tam u ciebie?- zapytała
- Jak zawsze, czyli okej. A u ciebie?-
Lucy?
- Mogę przysiąść?- zapytała jakaś dziewczyna
- Tak.-
- Dzięki.-
Podniosłem głowę i zobaczyłem, że przede mną siedzi Lucy.
- Co tam u ciebie?- zapytała
- Jak zawsze, czyli okej. A u ciebie?-
Lucy?
Od Antonio CD Charlie
- Jeżeli mi nie wierzysz, że w tym lesie myśliwi zabijali konie to sobie idź sprawdź.- wydusiłem
- No i co?-
- To może zobaczysz.-
- A jaki miałeś powód aby mnie nie wpuścić?-
- Taki, że jak mi nie wierzysz to nie muszę z tobą przebywać.-
Charli pokręciła głową.
- Nie wiem jak ty, ale ja mam zamiar nakarmić zwierzaki i iść do stołówki.-
Podszedłem do pułki z karmą i mięsem dla kotków. Szybko nakarmiłem zwierzaki i wyszedłem z pokoju. Charli wyszła za mną. Szybkim krokiem ruszyłem na stołówkę. Usiadłem przy najbliższym stoliku i zacząłem pić herbatę.
Charlotte?
- No i co?-
- To może zobaczysz.-
- A jaki miałeś powód aby mnie nie wpuścić?-
- Taki, że jak mi nie wierzysz to nie muszę z tobą przebywać.-
Charli pokręciła głową.
- Nie wiem jak ty, ale ja mam zamiar nakarmić zwierzaki i iść do stołówki.-
Podszedłem do pułki z karmą i mięsem dla kotków. Szybko nakarmiłem zwierzaki i wyszedłem z pokoju. Charli wyszła za mną. Szybkim krokiem ruszyłem na stołówkę. Usiadłem przy najbliższym stoliku i zacząłem pić herbatę.
Charlotte?
niedziela, 22 lutego 2015
Od Luke'a CD Morgan
- Co tu można o mnie powiedzieć...? Zacząć od urodzin? - zapytałem szczerząc się.
Morgan spojrzała na mnie z dołu.
- No już dobra. Miałem normalne dzieciństwo. Bawiłem się z rówieśnikami i w ogóle. Kłopoty dla mnie zaczęły się w klasach 4-6. Dzieci nie lubiły mnie i nie odzywali się do mnie. Twierdzili, że jestem kujońskim śmierdzielem. Zawsze wytykali mi że się dobrze uczę i że czytam książki i jaki jestem cichy. Ignorowałem te wszystkie obelgi i zatraciłem się w świecie książek. Tylko one jeszcze nigdy mnie nie zawiodły. Czytałem książki masami - pokazałem rękoma ile. - Chowałem się po nocach pod kołdrą, żeby przeczytać chociaż jedną stronę. Uczyłem się dalej, miałem dobre oceny, ale nauka przeszła na drugi plan. Na lekcjach zamiast czytać podręczniki przekładałem swoje książki i udawałem, że czytam podręcznik - roześmiałem się na to wspomnienie. - W końcu poszedłem do gimnazjum. Tam nękania innych uczniów prawie ustanęły, ponieważ poszedłem do takiego wyższego gimnazjjm, gdzie nie ma ulicznych bandziorów. Cieszyłem się z tego, bo sam wybrałem to gimnazjum. Właśnie w 1 gimnazjum pierwszy raz jeździłem na koniu. Poszedłem z nudów so ośrodka jeździeckiego. Później przebywałem tam codziennie. Zakochałem się w koniach, w ich delikatności. Zarywałem szkołę tylko po to, żeby chwile pojeździć na koniu i robiłem to często. Kiedyś do mojego domu przyszedł dyrektor gimnazjum i opowiedział mojej mamie o moim zachowaniu. Rodzice byli wściekli, ponieważ zależało im na mojej edukacji. Zakazali mi jeździć na koniu, chcieli żebym był kolejnym Einsteinem. Mi nie zależało na tym. "Monitorowali" mnie i nie pozwalali nigdzie wychodzić. Próbowałem się wymykać, ale nigdy mi się to nie udawało. Konie były taką zakazaną miłością - uśmiechnałem się. - Kiedyś jeden kolega za szkoły polecił mi, żebym uciekł z domu. Na początku nie podobała mi się ta propozycja, lecz z czasem zacząłem się do niej przekonywać. Myślałem: "Gdzie pójdziesz Luke?" i podobne. Przypomniało mi się wtedy, że mam wujka, który jest właścicielem jakiegośtam osiedla. Zadzwoniłem do niego i załatwił mi jeden domek. Miałem blisko do ośrodka jeździeckiego i to była cudowna dzielnica. Chciałem uciec z domu i tak zrobiłem. Miałem 16 lat. Poczekałem na odpowiedni moment i uciekłem. Zostawiłem też kartkę z przeprosinami. Mieszkałem na osiedlu i dalej chodziłem do tego gimnazjum. Jak zarabiałem na życie? Wujek co miesiąc dawał mi pieniądzę. Gdy skończyłem gimnazjum zdecydowałem się zmienić szkołe, bardziej lubiącą konie. I znalazłem odpowiednią dla mnie. Właśnie tak się tu dostałem - skończyłem czekając na reakcję Morgan.
(Morgan? :{) )
Morgan spojrzała na mnie z dołu.
- No już dobra. Miałem normalne dzieciństwo. Bawiłem się z rówieśnikami i w ogóle. Kłopoty dla mnie zaczęły się w klasach 4-6. Dzieci nie lubiły mnie i nie odzywali się do mnie. Twierdzili, że jestem kujońskim śmierdzielem. Zawsze wytykali mi że się dobrze uczę i że czytam książki i jaki jestem cichy. Ignorowałem te wszystkie obelgi i zatraciłem się w świecie książek. Tylko one jeszcze nigdy mnie nie zawiodły. Czytałem książki masami - pokazałem rękoma ile. - Chowałem się po nocach pod kołdrą, żeby przeczytać chociaż jedną stronę. Uczyłem się dalej, miałem dobre oceny, ale nauka przeszła na drugi plan. Na lekcjach zamiast czytać podręczniki przekładałem swoje książki i udawałem, że czytam podręcznik - roześmiałem się na to wspomnienie. - W końcu poszedłem do gimnazjum. Tam nękania innych uczniów prawie ustanęły, ponieważ poszedłem do takiego wyższego gimnazjjm, gdzie nie ma ulicznych bandziorów. Cieszyłem się z tego, bo sam wybrałem to gimnazjum. Właśnie w 1 gimnazjum pierwszy raz jeździłem na koniu. Poszedłem z nudów so ośrodka jeździeckiego. Później przebywałem tam codziennie. Zakochałem się w koniach, w ich delikatności. Zarywałem szkołę tylko po to, żeby chwile pojeździć na koniu i robiłem to często. Kiedyś do mojego domu przyszedł dyrektor gimnazjum i opowiedział mojej mamie o moim zachowaniu. Rodzice byli wściekli, ponieważ zależało im na mojej edukacji. Zakazali mi jeździć na koniu, chcieli żebym był kolejnym Einsteinem. Mi nie zależało na tym. "Monitorowali" mnie i nie pozwalali nigdzie wychodzić. Próbowałem się wymykać, ale nigdy mi się to nie udawało. Konie były taką zakazaną miłością - uśmiechnałem się. - Kiedyś jeden kolega za szkoły polecił mi, żebym uciekł z domu. Na początku nie podobała mi się ta propozycja, lecz z czasem zacząłem się do niej przekonywać. Myślałem: "Gdzie pójdziesz Luke?" i podobne. Przypomniało mi się wtedy, że mam wujka, który jest właścicielem jakiegośtam osiedla. Zadzwoniłem do niego i załatwił mi jeden domek. Miałem blisko do ośrodka jeździeckiego i to była cudowna dzielnica. Chciałem uciec z domu i tak zrobiłem. Miałem 16 lat. Poczekałem na odpowiedni moment i uciekłem. Zostawiłem też kartkę z przeprosinami. Mieszkałem na osiedlu i dalej chodziłem do tego gimnazjum. Jak zarabiałem na życie? Wujek co miesiąc dawał mi pieniądzę. Gdy skończyłem gimnazjum zdecydowałem się zmienić szkołe, bardziej lubiącą konie. I znalazłem odpowiednią dla mnie. Właśnie tak się tu dostałem - skończyłem czekając na reakcję Morgan.
(Morgan? :{) )
Od Morgan CD Luke
- Byłam w tedy młoda i głupia. Myślałam że tak zwrócę ich uwagę. Że się mną zainteresują - odparłam z żalem - Ale jak widzisz nie była to najlepsza metoda.
- To nigdy nie jest najlepsza metoda - mruknął, tym samym sprawiając że się uśmiechnęłam.
- Masz rację, ale to już przeszłość. Teraz już mnie to nie obchodzi. Ba, wolałabym nawet żeby rodzina wreszcie zostawiła mnie w spokoju - rzekłam zamyślona.
Chłopak nic nie odpowiedział, pogrążony we własnych rozmyślaniach.
- A ty? Jaka jest twoja historia? - zapytałam niespodziewanie, wyrywając go z otępienia.
- Naprawdę chcesz jej posłuchać? Nie jest tak ciekawa jak twoja - odparł patrząc na mnie.
- Jasne że chcę posłuchać. Nie wykręcisz się. Moją już usłyszałeś, teraz ja chcę twoją - odparłam twardo i dałam mu kuksańca.
Oboje się roześmialiśmy, a napięcie z minionych minut zniknęło.
- No dobra, już dobra. Ale nie przerywaj - pogroził mi żartobliwie palcem.
(Luke? :3 Opowiadaj)
- To nigdy nie jest najlepsza metoda - mruknął, tym samym sprawiając że się uśmiechnęłam.
- Masz rację, ale to już przeszłość. Teraz już mnie to nie obchodzi. Ba, wolałabym nawet żeby rodzina wreszcie zostawiła mnie w spokoju - rzekłam zamyślona.
Chłopak nic nie odpowiedział, pogrążony we własnych rozmyślaniach.
- A ty? Jaka jest twoja historia? - zapytałam niespodziewanie, wyrywając go z otępienia.
- Naprawdę chcesz jej posłuchać? Nie jest tak ciekawa jak twoja - odparł patrząc na mnie.
- Jasne że chcę posłuchać. Nie wykręcisz się. Moją już usłyszałeś, teraz ja chcę twoją - odparłam twardo i dałam mu kuksańca.
Oboje się roześmialiśmy, a napięcie z minionych minut zniknęło.
- No dobra, już dobra. Ale nie przerywaj - pogroził mi żartobliwie palcem.
(Luke? :3 Opowiadaj)
Od Michała CD Lucy
- Ok, idziemy.
Po filmie było już późno, dlatego rozeszliśmy się po pokojach. Przemyślałem głęboko sprawę, i to, że mogę wybrać się na Grand Prix. Wreszcie wywnioskowałem że zostanę jeszcze trochę. Poszedłem spać.
~~Rano~~
- Hej Lucy
- Hej
- Pójdziemy dzisiaj gdzieś?
- Nie mam czasu...
- A opowiesz mi dokładnie o co chodziło z tą wolą Charlotte i Antoniego? Nie wiem za bardzo o co chodziło w tej historii i nie orientuje się co się dzieje w szkole. A co do wyjazdu, jeszcze trochę zostane. Nic nie zaszkodzi.
- Ok, opowiem ci potem.
Lucy?
Po filmie było już późno, dlatego rozeszliśmy się po pokojach. Przemyślałem głęboko sprawę, i to, że mogę wybrać się na Grand Prix. Wreszcie wywnioskowałem że zostanę jeszcze trochę. Poszedłem spać.
~~Rano~~
- Hej Lucy
- Hej
- Pójdziemy dzisiaj gdzieś?
- Nie mam czasu...
- A opowiesz mi dokładnie o co chodziło z tą wolą Charlotte i Antoniego? Nie wiem za bardzo o co chodziło w tej historii i nie orientuje się co się dzieje w szkole. A co do wyjazdu, jeszcze trochę zostane. Nic nie zaszkodzi.
- Ok, opowiem ci potem.
Lucy?
Od Luke'a CD Morgan
- Mogę coś powiedzieć? - zapytałem, a Morgan kiwnęła głową. - Twoje życie było straszne, przynajmniej dla mnie.
Próbowałem jakoś zmusić ją do uśmiechu i rzeczywiście lekko uniosła kąciki ust.
Naprawdę jej historia była dla mnie takim BUUM! w środku dnia, ale nie zraziła mnie do niej. Lubiłem ją za to jaka teraz jest, nie za to jaka była. Nie chciałem jej tego mówić, ale po prostu jakoś zobaczyć tą historię z jej strony. Zrozumieć intencje Morgan, ale nie wszystko rozumiałem.
Morgan wyglądała źle, a po tej historii wyglądała dla mnie gorzej. Widziałem w niej zmęczoną od trudów życia dziewczynę i myślałem o niej z podziwem. Lecz kiedyś chciała odebrać sobie życie! Miała powód! Właśnie, miała? No miała! Rodzice jej nie zauważali! Ale żeby próbować odebrać sobie życie?
- Morgan, dobrze zrozumiałem? Cięłaś się żeby rodzice cię zauważyli? - zapytałem cicho.
(Morgan? ;) )
Próbowałem jakoś zmusić ją do uśmiechu i rzeczywiście lekko uniosła kąciki ust.
Naprawdę jej historia była dla mnie takim BUUM! w środku dnia, ale nie zraziła mnie do niej. Lubiłem ją za to jaka teraz jest, nie za to jaka była. Nie chciałem jej tego mówić, ale po prostu jakoś zobaczyć tą historię z jej strony. Zrozumieć intencje Morgan, ale nie wszystko rozumiałem.
Morgan wyglądała źle, a po tej historii wyglądała dla mnie gorzej. Widziałem w niej zmęczoną od trudów życia dziewczynę i myślałem o niej z podziwem. Lecz kiedyś chciała odebrać sobie życie! Miała powód! Właśnie, miała? No miała! Rodzice jej nie zauważali! Ale żeby próbować odebrać sobie życie?
- Morgan, dobrze zrozumiałem? Cięłaś się żeby rodzice cię zauważyli? - zapytałem cicho.
(Morgan? ;) )
Od Charlotte CD Toni
Prychnęłam.
- Raczej o co tobie chodzi? - zapytałam stojącego w drzwiach Antonio.
Stał jak słup, dlatego wyminęłam go i weszłam do jego pokoju. Założyłam ręce na ramiona, a Antonio leniwie się do mnie odwrócił.
- No? Dlaczego się na mnie fochnęłeś? Dlaczego nie chcesz mnie wpuścić? Znów coś zrobiłam źle? Miałeś powód by mnie nie wpuszczać? - zapytałam groźnie na niego patrząc.
Tak, zezłościłam się. Dlaczego? Ponieważ nie cierpiałam jak ktoś ma focha, a widocznie takiego kogoś właśnie mam przed sobą. Ale nie przeszkadzało mi to narazie, ponieważ rozumiałam Toniego. Lecz teraz nie rozumiałam go.
(Toni?)
- Raczej o co tobie chodzi? - zapytałam stojącego w drzwiach Antonio.
Stał jak słup, dlatego wyminęłam go i weszłam do jego pokoju. Założyłam ręce na ramiona, a Antonio leniwie się do mnie odwrócił.
- No? Dlaczego się na mnie fochnęłeś? Dlaczego nie chcesz mnie wpuścić? Znów coś zrobiłam źle? Miałeś powód by mnie nie wpuszczać? - zapytałam groźnie na niego patrząc.
Tak, zezłościłam się. Dlaczego? Ponieważ nie cierpiałam jak ktoś ma focha, a widocznie takiego kogoś właśnie mam przed sobą. Ale nie przeszkadzało mi to narazie, ponieważ rozumiałam Toniego. Lecz teraz nie rozumiałam go.
(Toni?)
sobota, 21 lutego 2015
Od Morgan CD Luke
- Cóż... jakby to powiedzieć - zaczęłam po przedłużającym się milczeniu - mam trochę trudny kontakt z rodziną.
- Zauważyłem - zaśmiał się, lecz widząc moją poważną miną od razu spoważniał - mów dalej.
- No właśnie. Moja matka jest niezwykle niezadowolona, że to ja odziedziczę rodzinną fortunę.
- Dlaczego? - zapytał Luke.
- Ach. Jestem no... przeciętna. Moja matka boi się, że, jako nie-geniusz, zaprzepaszczę rodzinny interes.
- Wow. I dlatego tak się kłócicie?
- Też. Pewnie chodzi o to, że średnio lubię wykonywać czyjeś rozkazy, a matka, jako bizneswoman uwielbia je wydawać. Nie dogadujemy się. W dodatku nie ma dla mnie czasu. Teraz już mi to nie przeszkadza, ale jak byłam mniejsza czułam się okropnie - gadałam jak katarynka, wyrzucając z siebie wszystko to, co skrywałam przez lata - A potem... potem były konie. Zakochałam się w nich od pierwszego spojrzenia. A wiesz, dlaczego?
Luke chciał odpowiedzieć, lecz nie dałam mu dojść do głosu.
- Konie nie oceniają, Luke. Nie karzą ci niczego, nie oceniają, nie maja wobec ciebie wymagań. Po prostu są. U mnie nietrudno było o konia. Prosisz i masz. No i tak dostałam Katanę. Przez to jeszcze bardziej zaniedbałam naukę, prawie nie wracałam do domu. W pewnym momencie zaczęłam opuszczać szkołę, trafiłam w złe towarzystwo.
Zatrzymałam swój monolog żeby odetchnąć.
Luke patrzył na mnie oczami wielkimi ze zdumienia.
- Opamiętałam się dopiero wtedy, kiedy trafiłam do szpitala z rana kłutą brzucha.
- Jak? - z jego ust wydobył się jedynie szept.
Machnęłam ręką.
- A tam głupota. Wracałam do domu. Była noc, a mnie napadł jakiś koleś. Ukradł mi torebkę i dźgnął w brzuch. Całkiem normalne zdarzenie, biorąc pod uwagę okolicę, w jakiej się znajdowałam.
- Oh... - odpowiedział Luke.
- W tedy przez jakiś czas miałam uwagę rodziców. Byłam szczęśliwa. Ale cóż nic nie trwa wiecznie. Rana zniknęła, wiec rodzice też. Zgadnij, co sobie wymyśliłam.
Przez chwilę Luke zastanawiał się nad odpowiedzią.
Kiedy wreszcie zrozumiał, spojrzał na mnie przerażony.
Podałam mu rękę. Na spodzie przedramienia dało się zauważyć cienkie, wyblakłe linie.
- Cięłaś się? - zapytał chłopak, z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
- Przez pewien czas - mruknęłam zawstydzona i zabrałam rękę.
- I co było dalej? - popędził mnie Luke.
-Cóż... rodzice byli wściekli. Doszli do wniosku, że zbyt mnie rozpieszczają, więc zaczęli mnie wysyłać do różnego rodzaju szkół o zaostrzonym rygorze - ciągnęłam, wpatrując się w ścianę - Oczywiście ze wszystkich mnie wywalali. Czasami z mojej winy, czasami... nie, zawsze wywalali mnie z mojej winy.
- Czekaj, czekaj... to, dlatego twoja mama myślała, że zrobiłaś to specjalnie? - zapytał chłopak.
- Dokładnie. To jest moja 5 szkoła z internatem - wzruszyłam ramionami - i tu podoba mi się najbardziej.
Spojrzałam na niego spod rzęs, zastanawiając się jak zareaguje na moją historię.
Luke wyglądał na zamyślonego. Zmarszczył brwi i stukał się palcem po brodzie.
(Luke? Nie było o księżniczkach :3)
- Zauważyłem - zaśmiał się, lecz widząc moją poważną miną od razu spoważniał - mów dalej.
- No właśnie. Moja matka jest niezwykle niezadowolona, że to ja odziedziczę rodzinną fortunę.
- Dlaczego? - zapytał Luke.
- Ach. Jestem no... przeciętna. Moja matka boi się, że, jako nie-geniusz, zaprzepaszczę rodzinny interes.
- Wow. I dlatego tak się kłócicie?
- Też. Pewnie chodzi o to, że średnio lubię wykonywać czyjeś rozkazy, a matka, jako bizneswoman uwielbia je wydawać. Nie dogadujemy się. W dodatku nie ma dla mnie czasu. Teraz już mi to nie przeszkadza, ale jak byłam mniejsza czułam się okropnie - gadałam jak katarynka, wyrzucając z siebie wszystko to, co skrywałam przez lata - A potem... potem były konie. Zakochałam się w nich od pierwszego spojrzenia. A wiesz, dlaczego?
Luke chciał odpowiedzieć, lecz nie dałam mu dojść do głosu.
- Konie nie oceniają, Luke. Nie karzą ci niczego, nie oceniają, nie maja wobec ciebie wymagań. Po prostu są. U mnie nietrudno było o konia. Prosisz i masz. No i tak dostałam Katanę. Przez to jeszcze bardziej zaniedbałam naukę, prawie nie wracałam do domu. W pewnym momencie zaczęłam opuszczać szkołę, trafiłam w złe towarzystwo.
Zatrzymałam swój monolog żeby odetchnąć.
Luke patrzył na mnie oczami wielkimi ze zdumienia.
- Opamiętałam się dopiero wtedy, kiedy trafiłam do szpitala z rana kłutą brzucha.
- Jak? - z jego ust wydobył się jedynie szept.
Machnęłam ręką.
- A tam głupota. Wracałam do domu. Była noc, a mnie napadł jakiś koleś. Ukradł mi torebkę i dźgnął w brzuch. Całkiem normalne zdarzenie, biorąc pod uwagę okolicę, w jakiej się znajdowałam.
- Oh... - odpowiedział Luke.
- W tedy przez jakiś czas miałam uwagę rodziców. Byłam szczęśliwa. Ale cóż nic nie trwa wiecznie. Rana zniknęła, wiec rodzice też. Zgadnij, co sobie wymyśliłam.
Przez chwilę Luke zastanawiał się nad odpowiedzią.
Kiedy wreszcie zrozumiał, spojrzał na mnie przerażony.
Podałam mu rękę. Na spodzie przedramienia dało się zauważyć cienkie, wyblakłe linie.
- Cięłaś się? - zapytał chłopak, z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
- Przez pewien czas - mruknęłam zawstydzona i zabrałam rękę.
- I co było dalej? - popędził mnie Luke.
-Cóż... rodzice byli wściekli. Doszli do wniosku, że zbyt mnie rozpieszczają, więc zaczęli mnie wysyłać do różnego rodzaju szkół o zaostrzonym rygorze - ciągnęłam, wpatrując się w ścianę - Oczywiście ze wszystkich mnie wywalali. Czasami z mojej winy, czasami... nie, zawsze wywalali mnie z mojej winy.
- Czekaj, czekaj... to, dlatego twoja mama myślała, że zrobiłaś to specjalnie? - zapytał chłopak.
- Dokładnie. To jest moja 5 szkoła z internatem - wzruszyłam ramionami - i tu podoba mi się najbardziej.
Spojrzałam na niego spod rzęs, zastanawiając się jak zareaguje na moją historię.
Luke wyglądał na zamyślonego. Zmarszczył brwi i stukał się palcem po brodzie.
(Luke? Nie było o księżniczkach :3)
piątek, 20 lutego 2015
Od Luke'a CD Morgan
Zastanowiłem się. Tak, chciałem posłuchać jej historii, ponieważ chciałem ją lepiej poznać. Na pewno też być może bardziej by mnie polubiła, ponieważ chyba jej historię nie opowiadała każdemu napotkanemy gościowi. Spojrzałem więc na nią i powiedziałem:
- Tak, chce usłyszeć. Nawet jeśli będzieo księżniczkach - powiedziałem i roześmiałem się.
Morgan uniosła lekko kącik ust.
- To nie będzie o księżniczkach.
Uśmiechnąłem się i wstałem z fotela. Popchałem go w stronę łóżka, tak żeby był obok niego. Usiadłem na nim i wsparłem głowę na ramionach, jak małe dziecko.
- Opowiadaj, plosieeee...
(Morgan? ^_^)
Od Morgan CD Luke
- Luke... żeby to zrozumieć musiałbyś usłyszeć moją historię... - zaczęłam, szukając wzrokiem jego oczu.
Nasze spojrzenia skrzyżowały się.
- Ale muszę cie ostrzec. Nie jest to słodka opowieść o księżniczce na wieży, którą ratuje książę na białym koni.
- Zdziwiłbym się gdyby taka była - zaśmiał się chłopak, a na moich ustach pojawił się słaby uśmieszek.
Chwilę siedzieliśmy w milczeniu, rozmyślając nad sytuacją.
- Więc? Chcesz usłyszeć? Nie jest mi łatwo tym się z tobą podzielić, ale z drugiej strony tylko ty się do tego nadajesz - poganiałam go, nie mogąc znieść napięcia.
(Luke? Chcesz? Wystarczy Tak lub Nie)
Nasze spojrzenia skrzyżowały się.
- Ale muszę cie ostrzec. Nie jest to słodka opowieść o księżniczce na wieży, którą ratuje książę na białym koni.
- Zdziwiłbym się gdyby taka była - zaśmiał się chłopak, a na moich ustach pojawił się słaby uśmieszek.
Chwilę siedzieliśmy w milczeniu, rozmyślając nad sytuacją.
- Więc? Chcesz usłyszeć? Nie jest mi łatwo tym się z tobą podzielić, ale z drugiej strony tylko ty się do tego nadajesz - poganiałam go, nie mogąc znieść napięcia.
(Luke? Chcesz? Wystarczy Tak lub Nie)
Od Lucy Cd Michaś
-Chętnie, a gdzie?
-Zaproponuj...
-Kino, dzisiaj leci bardzo fajny film...Igrzyska śmierci?
-Może być czekam na ciebie przed Universytetem
(Mich?)
-Zaproponuj...
-Kino, dzisiaj leci bardzo fajny film...Igrzyska śmierci?
-Może być czekam na ciebie przed Universytetem
(Mich?)
Od Toniego Cd Charlotte
- Jasne, że są!- powiedziałem
- Taa, a bazyliszki chodzą po drzewach. -
- Nie musisz mi wierzyć.- powiedziałem i poszedłem do swojego pokoju.
Zatrzasnąłem drzwi. Wziąłem laptop i usiadłem na łóżku. Włączyłem sobie internet. I siedziałem na rozmaitych stronach o koniach. Nagle ktoś zapukał. Podszedłem do drzwi, aby otworzyć. W drzwiach stała Charli.
- Wpuścisz mnie?- zapytała
- Nie mam z tobą o czym rozmawiać.- powiedziałem i zatrząsnąłem drzwi.
- Toni, proszę!- cały czas to powtarzała, ale niestety nie przekonywała mnie tym.
Siedziałem na łóżku nadal trzymając laptop. Charli zapukała znowu. Podszedłem do drzwi.
- O co chodzi?- zapytałem
-....
Charlotte?
- Taa, a bazyliszki chodzą po drzewach. -
- Nie musisz mi wierzyć.- powiedziałem i poszedłem do swojego pokoju.
Zatrzasnąłem drzwi. Wziąłem laptop i usiadłem na łóżku. Włączyłem sobie internet. I siedziałem na rozmaitych stronach o koniach. Nagle ktoś zapukał. Podszedłem do drzwi, aby otworzyć. W drzwiach stała Charli.
- Wpuścisz mnie?- zapytała
- Nie mam z tobą o czym rozmawiać.- powiedziałem i zatrząsnąłem drzwi.
- Toni, proszę!- cały czas to powtarzała, ale niestety nie przekonywała mnie tym.
Siedziałem na łóżku nadal trzymając laptop. Charli zapukała znowu. Podszedłem do drzwi.
- O co chodzi?- zapytałem
-....
Charlotte?
Od Charlotte CD Toni
Roześmiałam się prawdziwie.
- Taaaaa.... Na pewno... - powiedziałam.
Antonio zgromił mnie wzrokiem. Odchrząknęłam.
- Ekhem.. Antonio, takie coś się nie może zdarzyć. Konie nie jedzą ludzi. Ponosi cię wyobraźnia. I w ogóle skąd możesz wiedzieć, że to były te "dzikie konie"? Może jakaś wycieczka dzieci była w lesie.
- W sobotę w Walentynki? - zapytał.
- Noo - powiedziałam mało przekonana.
Nawet samej sobie nie wierzyłam, Toniemu też nie. Nie istnieje cos takiego jak dzikie konie.
(Antonio?)
- Taaaaa.... Na pewno... - powiedziałam.
Antonio zgromił mnie wzrokiem. Odchrząknęłam.
- Ekhem.. Antonio, takie coś się nie może zdarzyć. Konie nie jedzą ludzi. Ponosi cię wyobraźnia. I w ogóle skąd możesz wiedzieć, że to były te "dzikie konie"? Może jakaś wycieczka dzieci była w lesie.
- W sobotę w Walentynki? - zapytał.
- Noo - powiedziałam mało przekonana.
Nawet samej sobie nie wierzyłam, Toniemu też nie. Nie istnieje cos takiego jak dzikie konie.
(Antonio?)
Od Luke'a CD Morgan
Wyszedłem z sali Morgan i wszedłem na korytarz. Było tam kilka innych pokoi podobnych do tych w którym właśnie była moja koleżanka (?). Wzdłuż korytarza stały krzesła, więc usiadłem na nim i cierpliwie czekałem aż jej rodzina... To była jej rodzina? Nie ważne. Czekałem na to aż ci ludzie wyjdą z sali Morgan. Słyszałem głośną rozmowę kobiet z Morgan przyciszoną przez drzwi. Po chwili "rodzina" wyszła z sali. Na twarzy starszej kobiety malowała się złość. Uśmiechnąłem się to widząc. Kobiety przeszły przez korytarz i wkrótce zniknęły mi z oczu. Wstałem więc z krzesła i poszedłem do sali Morgan. Dalej leżała na łóżku. Podobnie jak ta starsza pani była zła i chyba zawidziona. Nie wiem, nie potrafiłem nic wyczytać z jej twarzy, dlatego bez słowa usiadłem na fotelu i dokończyłem swoją kawę. Spojrzałem na nią. Błądziła wzrokiem z pewną miną. Zastanawiałem się jak po takiej kłótni można dalej być pewny siebie. Widocznie Morgan była niezwykle silną osobą. Zdziwiło mnie też to jak zareagowała starsz kobieta, chyba jej matka widząc ją w takim stanie. Czemu pomyślała, że Morgan zrobiła to sobie specjalnie? Nigdy nie podejrzewałbym tej dziewczyny o to że siebie sama kaleczy.
Odłożyłem wypitą kawę na stolik obok fotela.
- Morgan, chcesz mi opowiedzieć co się tu przed chwilą stało? - zapytałem lekko się nie pokojąc.
Morgan popatrzyła za okno.
- Luke, to trudne - wytłumaczyła.
Pokręciłem głową.
- Jak chcesz nie musisz mówić. Zrozumię - powiedziałem. - Chyba.
Roześmiałem się, ale Morgan pozostała niewzruszona.
(Morgan?)
Odłożyłem wypitą kawę na stolik obok fotela.
- Morgan, chcesz mi opowiedzieć co się tu przed chwilą stało? - zapytałem lekko się nie pokojąc.
Morgan popatrzyła za okno.
- Luke, to trudne - wytłumaczyła.
Pokręciłem głową.
- Jak chcesz nie musisz mówić. Zrozumię - powiedziałem. - Chyba.
Roześmiałem się, ale Morgan pozostała niewzruszona.
(Morgan?)
Od Antonio CD Charlie
Konie zaczęły rżeć i skakać. Jakby coś widziały. Niestety ja i Charli jesteśmy ludźmi, nie wiedzieliśmy o co im chodzi. Nagle w krzakach coś zaczęło się ruszać. Konie cofnęły się. My razem z nimi. Krzaki umilkły. Ruszyliśmy dalej.
- Czujesz jakby ktoś ciebie śledził?- zapytała Charli
- No, a ty?
- Też.-
Jechaliśmy powoli. Cały czas rozglądałem się. Nikogo nie widziałem. Usłyszałem krzyk, a później śmiech. A na końcu płacz.
- Słyszysz to?- zapytałem
- Tak, a ty?-
- Przecież pytam, to chyba słyszę.-
- Fakt.-
- Wiesz co to może być?-
- Nie wiem. Duchy, ludzie.-
- Ta. Jedźmy dalej.-
- Dobrze.-
Nastała cisza. Czułem jakby drzewa na nas patrzyły, a krzaki przemieszczały się. To było okropne uczucie. Nie bałem się, ale w głębi duszy czułem strach. Przekręcając głowę na bok zauważyłem jakiś cień.
- Charli. Tam coś jest.- powiedziałem szeptem
- Gdzie?-
- Tam.- wskazałem palcem dziwny cień
- Aha. Co to jest?-
- Nie wiem. Ale muszę się dowiedzieć.- powiedziałem i zszedłem z konia
- Zostań tu.-
- Nie mogę.-
Zacząłem podchodzić coraz bliżej. Chari patrzyła na mnie.
~~ Ona się o mnie boi?~myślałem
Nagle zacząłem uciekać.
- Co się dzieje?- zapytała
- Musimy uciekać.- powiedziałem i zacząłem galopować
***Jakiś czas później***
- Co tam było?- zapytała mnie Charli
- Ludzie, którzy zabijają...-
- Co?-
- Dzikie konie, zwykłe. Nas też mogliby zabić jakby nas zauważyli!-
Charlotte?
Ps. Sorka, że tak długo czekałaś, ale w rewanżu daję długie. :)
- Czujesz jakby ktoś ciebie śledził?- zapytała Charli
- No, a ty?
- Też.-
Jechaliśmy powoli. Cały czas rozglądałem się. Nikogo nie widziałem. Usłyszałem krzyk, a później śmiech. A na końcu płacz.
- Słyszysz to?- zapytałem
- Tak, a ty?-
- Przecież pytam, to chyba słyszę.-
- Fakt.-
- Wiesz co to może być?-
- Nie wiem. Duchy, ludzie.-
- Ta. Jedźmy dalej.-
- Dobrze.-
Nastała cisza. Czułem jakby drzewa na nas patrzyły, a krzaki przemieszczały się. To było okropne uczucie. Nie bałem się, ale w głębi duszy czułem strach. Przekręcając głowę na bok zauważyłem jakiś cień.
- Charli. Tam coś jest.- powiedziałem szeptem
- Gdzie?-
- Tam.- wskazałem palcem dziwny cień
- Aha. Co to jest?-
- Nie wiem. Ale muszę się dowiedzieć.- powiedziałem i zszedłem z konia
- Zostań tu.-
- Nie mogę.-
Zacząłem podchodzić coraz bliżej. Chari patrzyła na mnie.
~~ Ona się o mnie boi?~myślałem
Nagle zacząłem uciekać.
- Co się dzieje?- zapytała
- Musimy uciekać.- powiedziałem i zacząłem galopować
***Jakiś czas później***
- Co tam było?- zapytała mnie Charli
- Ludzie, którzy zabijają...-
- Co?-
- Dzikie konie, zwykłe. Nas też mogliby zabić jakby nas zauważyli!-
Charlotte?
Ps. Sorka, że tak długo czekałaś, ale w rewanżu daję długie. :)
środa, 18 lutego 2015
Od Morgan CD Luke
Parsknęłam śmiechem.
- Nie, nie mam na nazwisko Jordan. A tak w ogóle dobry plan... doktorze Smith - zachichotałam spoglądając na plakietkę.
Luke wyglądał na zadowolonego.
- Ja wiem. Widziałem, że niezbyt chciało ci się z nimi rozmawiać.
- Racja. Te wszystkie "Oh, Morgan na pewno wszystko dobrze? Tak ci współczuję." są bardzo męczące - z mojej twarzy nie schodził uśmiech - Luke, może odwieś już ten kitel, zanim ktoś cię złapie.
Chłopak palnął się w czoło i wybiegł z pokoju. Po chwili był już z powrotem.
- Hej, może obwieziesz mnie po szpitalu? Trochę tu nudnawo - zapytałam, kiedy mój wzrok padł na wózek inwalidzki w kącie.
- Jasne. Pakuj się - zarządził, podprowadzając go do mojego łóżka.
Po kilku nieudanych próbach udało mi się w końcu usiąść wygodnie.
- Naprzód! - krzyknęłam, a Luke wypchnął mnie na korytarz.
Przez około pół godziny jeździliśmy po korytarzach, zaśmiewając się do łez z byle powodu.
- To było niezłe - rzuciłam odwracając się w jego stronę.
- Też tak uważam.
Lekko popchnęłam drzwi do mojej sali. Jakież było moje zdziwienie, kiedy zdałam sobie sprawę ze ktoś w niej jest.
- Klara! Dziecko, co ty sobie myślałaś?! - obok mnie stała moja matka, lustrując mnie wzrokiem.
- Nie nazywaj mnie tak - warknęłam - nic sobie nie myślałam! Koń się spłoszył i...
Nagle zdałam sobie sprawę, co mi zarzuca.
- Nie zrobiłam tego specjalnie! Nawet tak nie myśl! - krzyknęłam.
Chciałam wstać, lecz ostrzegawcze mruknięcie Luke'a mnie od tego odwiodło.
- A ty niby, kim jesteś? - zapytała Karolina, obrzucając Luke'a przelotnym spojrzeniem.
- To jest Luke - odparłam ze złością - chodzi ze mną do szkoły.
- Aha. A co on tutaj robi? Nie powinien być na lekcjach? - zapytała protekcjonalnym tonem.
Miarka się przebrała. Kipiałam ze złości.
- Cóż, to dzięki niemu nie leżę teraz w krzakach wykrwawiając się na śmierć. Mogłabyś okazać trochę wdzięczności - syknęłam głosem pełnym jadu.
To zmazało protekcjonalną minę mojej matki.
- Oh, zatem dziękuję ci młody człowieku - rzekła patrząc na niego uważniej - czy mógłbyś nas teraz zostawić same?
Popatrzyłam na nią z niedowierzaniem.
- oczywiście proszę pani - odparł Luke. Wychodząc nachylił się do mnie.
- Powodzenia - wyszeptał i wyszedł na korytarz.
(Luke? Co tam się stanie?)
- Nie, nie mam na nazwisko Jordan. A tak w ogóle dobry plan... doktorze Smith - zachichotałam spoglądając na plakietkę.
Luke wyglądał na zadowolonego.
- Ja wiem. Widziałem, że niezbyt chciało ci się z nimi rozmawiać.
- Racja. Te wszystkie "Oh, Morgan na pewno wszystko dobrze? Tak ci współczuję." są bardzo męczące - z mojej twarzy nie schodził uśmiech - Luke, może odwieś już ten kitel, zanim ktoś cię złapie.
Chłopak palnął się w czoło i wybiegł z pokoju. Po chwili był już z powrotem.
- Hej, może obwieziesz mnie po szpitalu? Trochę tu nudnawo - zapytałam, kiedy mój wzrok padł na wózek inwalidzki w kącie.
- Jasne. Pakuj się - zarządził, podprowadzając go do mojego łóżka.
Po kilku nieudanych próbach udało mi się w końcu usiąść wygodnie.
- Naprzód! - krzyknęłam, a Luke wypchnął mnie na korytarz.
Przez około pół godziny jeździliśmy po korytarzach, zaśmiewając się do łez z byle powodu.
- To było niezłe - rzuciłam odwracając się w jego stronę.
- Też tak uważam.
Lekko popchnęłam drzwi do mojej sali. Jakież było moje zdziwienie, kiedy zdałam sobie sprawę ze ktoś w niej jest.
- Klara! Dziecko, co ty sobie myślałaś?! - obok mnie stała moja matka, lustrując mnie wzrokiem.
- Nie nazywaj mnie tak - warknęłam - nic sobie nie myślałam! Koń się spłoszył i...
Nagle zdałam sobie sprawę, co mi zarzuca.
- Nie zrobiłam tego specjalnie! Nawet tak nie myśl! - krzyknęłam.
Chciałam wstać, lecz ostrzegawcze mruknięcie Luke'a mnie od tego odwiodło.
- A ty niby, kim jesteś? - zapytała Karolina, obrzucając Luke'a przelotnym spojrzeniem.
- To jest Luke - odparłam ze złością - chodzi ze mną do szkoły.
- Aha. A co on tutaj robi? Nie powinien być na lekcjach? - zapytała protekcjonalnym tonem.
Miarka się przebrała. Kipiałam ze złości.
- Cóż, to dzięki niemu nie leżę teraz w krzakach wykrwawiając się na śmierć. Mogłabyś okazać trochę wdzięczności - syknęłam głosem pełnym jadu.
To zmazało protekcjonalną minę mojej matki.
- Oh, zatem dziękuję ci młody człowieku - rzekła patrząc na niego uważniej - czy mógłbyś nas teraz zostawić same?
Popatrzyłam na nią z niedowierzaniem.
- oczywiście proszę pani - odparł Luke. Wychodząc nachylił się do mnie.
- Powodzenia - wyszeptał i wyszedł na korytarz.
(Luke? Co tam się stanie?)
Od Luke'a CD Morgan
Do sali wpadli uczniowie. Morgan dotychczas leżała w łóżko, ale widząc dzieciaków gwałtownie usiadła. Na oko wleciało do sali 6 osób, nie znałem ich.Jakieś 15 letnie dzieciaki. Wstałem z fotela i złapałem dwoje ludzi za ramiona.
- Dziękujemy za wizytę - i wyprowadzilm ich za drzwi.
Morgan rozmawiała z dwoma innymi nastolatkami, a reszta siedziała na fotelu. Ja w tym czasie stałem nad tymi siedzącymi i próbowałem ich przekonać do wyjścia. W końcu wyszli, a ja mogłem spokojnie usiąść na fotelu. Mlrgan co jakiś czas rozmawiała z dwoma dziewczynami, ale później znudziła ją rozmową i tylko udawała, że je słucha. Widząc ją przyszedł mi pewien pomysł do głowy. Wyszedłem z sali i przeszedłem przez korytarz. Po lewej zobaczyłem gabinet jakiegoś lekarza Smith'a. Rozejrzałem się czy nie ma obok jakiejść pielęgniarki i wszedłem do gabinetu. Na szczęście nikogo w nim nie było, a na wieszaku był kitel z plakietką z imeniem. Szybko porwałem strój i ubrałem go na siebie. Wyszedłem z gabinetu i szybkim krokiem poszedłem do sali Morgan. Otworzyłem drzwi i powiedziałem:
- Niestety, pani Jordan, pani przyjaciółki muszą panią opuścić. Pani Jordan musi mieć zrobione kilka rzeczy takich lekarskich, oczywiście.
Dziewczyny przytaknęły i wyszły z pokoju, a ja wróciłem na mój fotel.
- Nazywasz się Jordan? Przepraszam, nie wiedziałem jak masz na nazwisko, a Jordan było ładne - powiedziałem.
(Morgan? :3)
- Dziękujemy za wizytę - i wyprowadzilm ich za drzwi.
Morgan rozmawiała z dwoma innymi nastolatkami, a reszta siedziała na fotelu. Ja w tym czasie stałem nad tymi siedzącymi i próbowałem ich przekonać do wyjścia. W końcu wyszli, a ja mogłem spokojnie usiąść na fotelu. Mlrgan co jakiś czas rozmawiała z dwoma dziewczynami, ale później znudziła ją rozmową i tylko udawała, że je słucha. Widząc ją przyszedł mi pewien pomysł do głowy. Wyszedłem z sali i przeszedłem przez korytarz. Po lewej zobaczyłem gabinet jakiegoś lekarza Smith'a. Rozejrzałem się czy nie ma obok jakiejść pielęgniarki i wszedłem do gabinetu. Na szczęście nikogo w nim nie było, a na wieszaku był kitel z plakietką z imeniem. Szybko porwałem strój i ubrałem go na siebie. Wyszedłem z gabinetu i szybkim krokiem poszedłem do sali Morgan. Otworzyłem drzwi i powiedziałem:
- Niestety, pani Jordan, pani przyjaciółki muszą panią opuścić. Pani Jordan musi mieć zrobione kilka rzeczy takich lekarskich, oczywiście.
Dziewczyny przytaknęły i wyszły z pokoju, a ja wróciłem na mój fotel.
- Nazywasz się Jordan? Przepraszam, nie wiedziałem jak masz na nazwisko, a Jordan było ładne - powiedziałem.
(Morgan? :3)
Od Morgan CD Luke
Kiedy się obudziłam, wszędzie była tylko biel. Pływałam w morzy bieli, otoczona puszystymi chmurkami.
Zachichotałam na ten dziwny pomysł, ale z moich ust wydobyło się jedynie lekkie rzężenie.
Próbowałam się podnieść, lecz po kilku nieudanych próbach, opadłam na poduszkę z jękiem.
Przyjrzałam się sobie. Całą górną część ciała miałam obwiązaną bandażami. Ręka leżała na temblaku a nogę miałam włożoną w metalową szynę. Kiedy przyjrzałam się jej z bliska ujrzałam długą, świeżą bliznę na kolanie.
Podniosłam drugą rękę i dotknęłam nią czoła. Okazało się, że ono również jest zabandażowane. Rozejrzałam się i stwierdziłam, że jestem w szpitalu.
Nagle mój wzrok padł na szafeczkę, przy łóżku, na której stała szklanka wody.
Wyciągnęłam rękę i uchwyciłam upragnione naczynie. Niestety byłam tak roztrzęsiona, że cała zawartość wylała mi się pościel.
- Szlag! - krzyknęłam, całkowicie odzyskując głos.
Moje krzyki widocznie musiały zbudzić Luke'a, który drzemał w fotelu.
- Morgan! - krzyknął i zerwał się z fotela - Całe szczęście, że się obudziłaś!
Popatrzyłam na niego sceptycznie.
- Dlaczego niby miałabym się nie obudzić? - zapytałam ze złością - tak w ogóle to, co ja tu robię?!
Luke popatrzył na mnie ze współczuciem.
- Nie pamiętasz? Spadłaś z konia... - zaczął, lecz przerwałam mi okrzykiem.
- Katana! Nic jej nie jest?! - dopytywałam zaniepokojona o moją klacz.
Chłopak zaśmiał się ponuro.
- Nie nic jej nie jest. Ale za to ty nieźle oberwałaś. Mam ci wymienić? - zapytał z szelmowskim błyskiem w oku.
- Nie. Oszczędź sobie. Ile już tu jestem? - odprężyłam się na wieść, że Katanie nic nie jest.
- Hm... około 3 godzin. Za chwilę powinna przyjechać reszta - rzucił nalewając sobie kawy z automatu.
- Reszta? - zapytałam zszokowana.
- No tak. Uczniowie, nauczyciele. Wszyscy już wiedzą. Pani musiała ich powstrzymywać siłą żeby nie przyjechali tutaj od razu - zaśmiał się odrzucając głowę do tyłu.
Teraz byłam przerażona.
- Czy ty widzisz, co ja mam na sobie?! Nie pokażę się tak publicznie! - krzyknęłam nienaturalnie wysokim głosem, wskazując na zwiewną szatę szpitalną zakrywającą moje ciało.
- Spokojnie, pójdę ci poszukać czegoś... stosowniejszego - powiedział pocieszająco i wyszedł z sali.
Wrócił po około 15 minutach niosąc biały podkoszulek i czarną spódniczkę przed kolano.
Spojrzałam na niego z wdzięcznością.
- Ja... ten... no... chyba będziesz musiał pomóc mi się ubrać - moje policzki musiały być purpurowe ze wstydu.
Luke podszedł do tego bardzo profesjonalnie. Pomógł mi założyć koszulkę, a potem spódnicę. W samą porę. Po chwili do sali wpadli uczniowie Uniwersytetu Golden Hooves.
(Luke?)
Zachichotałam na ten dziwny pomysł, ale z moich ust wydobyło się jedynie lekkie rzężenie.
Próbowałam się podnieść, lecz po kilku nieudanych próbach, opadłam na poduszkę z jękiem.
Przyjrzałam się sobie. Całą górną część ciała miałam obwiązaną bandażami. Ręka leżała na temblaku a nogę miałam włożoną w metalową szynę. Kiedy przyjrzałam się jej z bliska ujrzałam długą, świeżą bliznę na kolanie.
Podniosłam drugą rękę i dotknęłam nią czoła. Okazało się, że ono również jest zabandażowane. Rozejrzałam się i stwierdziłam, że jestem w szpitalu.
Nagle mój wzrok padł na szafeczkę, przy łóżku, na której stała szklanka wody.
Wyciągnęłam rękę i uchwyciłam upragnione naczynie. Niestety byłam tak roztrzęsiona, że cała zawartość wylała mi się pościel.
- Szlag! - krzyknęłam, całkowicie odzyskując głos.
Moje krzyki widocznie musiały zbudzić Luke'a, który drzemał w fotelu.
- Morgan! - krzyknął i zerwał się z fotela - Całe szczęście, że się obudziłaś!
Popatrzyłam na niego sceptycznie.
- Dlaczego niby miałabym się nie obudzić? - zapytałam ze złością - tak w ogóle to, co ja tu robię?!
Luke popatrzył na mnie ze współczuciem.
- Nie pamiętasz? Spadłaś z konia... - zaczął, lecz przerwałam mi okrzykiem.
- Katana! Nic jej nie jest?! - dopytywałam zaniepokojona o moją klacz.
Chłopak zaśmiał się ponuro.
- Nie nic jej nie jest. Ale za to ty nieźle oberwałaś. Mam ci wymienić? - zapytał z szelmowskim błyskiem w oku.
- Nie. Oszczędź sobie. Ile już tu jestem? - odprężyłam się na wieść, że Katanie nic nie jest.
- Hm... około 3 godzin. Za chwilę powinna przyjechać reszta - rzucił nalewając sobie kawy z automatu.
- Reszta? - zapytałam zszokowana.
- No tak. Uczniowie, nauczyciele. Wszyscy już wiedzą. Pani musiała ich powstrzymywać siłą żeby nie przyjechali tutaj od razu - zaśmiał się odrzucając głowę do tyłu.
Teraz byłam przerażona.
- Czy ty widzisz, co ja mam na sobie?! Nie pokażę się tak publicznie! - krzyknęłam nienaturalnie wysokim głosem, wskazując na zwiewną szatę szpitalną zakrywającą moje ciało.
- Spokojnie, pójdę ci poszukać czegoś... stosowniejszego - powiedział pocieszająco i wyszedł z sali.
Wrócił po około 15 minutach niosąc biały podkoszulek i czarną spódniczkę przed kolano.
Spojrzałam na niego z wdzięcznością.
- Ja... ten... no... chyba będziesz musiał pomóc mi się ubrać - moje policzki musiały być purpurowe ze wstydu.
Luke podszedł do tego bardzo profesjonalnie. Pomógł mi założyć koszulkę, a potem spódnicę. W samą porę. Po chwili do sali wpadli uczniowie Uniwersytetu Golden Hooves.
(Luke?)
wtorek, 17 lutego 2015
Od Charlotte CD Toni
Roześmiałam się, a Antonio zmarszczył brwi i zapytał:
- Co? Powiedziałem coś śmiesznego?
- Nie, tylko przed chwilą zeszłeś na konia, tylko po to żeby powiedzieć jedno zdanie i znów na niego wsiąść - powiedziałam.
Toni przewrócił oczami, a ja odchrząknęłam.
- Tak, idziemy zwiedzać ten teren.
Zaczęliśmy kłusować po śniegu. Tak praktycznie nie było co tu zwiedzać. Sam śnieg i zamarznięte jezioro. Bałam się tego, że Antonio wpadnie na pomysł żeby pojeździć sobie po jeziorze. Miałam nadzieje, że tego nie zrobi. Chwilę kłusowaliśmy, aż nagle koń Toniego zarżał niepewnie. Po chwilce Joy też zarżał jakby czegoś się bali. Ale czego?
Antonio?
- Co? Powiedziałem coś śmiesznego?
- Nie, tylko przed chwilą zeszłeś na konia, tylko po to żeby powiedzieć jedno zdanie i znów na niego wsiąść - powiedziałam.
Toni przewrócił oczami, a ja odchrząknęłam.
- Tak, idziemy zwiedzać ten teren.
Zaczęliśmy kłusować po śniegu. Tak praktycznie nie było co tu zwiedzać. Sam śnieg i zamarznięte jezioro. Bałam się tego, że Antonio wpadnie na pomysł żeby pojeździć sobie po jeziorze. Miałam nadzieje, że tego nie zrobi. Chwilę kłusowaliśmy, aż nagle koń Toniego zarżał niepewnie. Po chwilce Joy też zarżał jakby czegoś się bali. Ale czego?
Antonio?
Od Antonio CD Charlie
- Nawet ładnie.- powiedziałem rozglądając się po okolicy.
- No, ładnie.-
- Byłaś tu kiedyś?-
- yyyy, tak.-
- Czemu kłamiesz?-
- A ty niby z kąt wiesz?-
Uśiechnąłem się szeroko i zszedłem z konia.
- Z tąd, że potrafię rozpoznać, że gdzieś byłaś czy nie. -
- Dowciapniś.-
- Nawet nie wiesz jaki.- powiedziałem wskakując na konia - To co zwiedzamy teren?- dodałem.
Charlotte?
- No, ładnie.-
- Byłaś tu kiedyś?-
- yyyy, tak.-
- Czemu kłamiesz?-
- A ty niby z kąt wiesz?-
Uśiechnąłem się szeroko i zszedłem z konia.
- Z tąd, że potrafię rozpoznać, że gdzieś byłaś czy nie. -
- Dowciapniś.-
- Nawet nie wiesz jaki.- powiedziałem wskakując na konia - To co zwiedzamy teren?- dodałem.
Charlotte?
Od Luke'a CD Morgan
Odwróciłem głowę, żeby zobaczyć czy Morgan mnie dogania. Dziewczyna śmiała się szybko galopując. Wtedy jej koń wszedł w kałużę. Przestraszył się zimnej wody i potknął się z roztargnienia. Niebezpiecznie wierzgnął i Morgan wyleciała z siodła, a mi stanęło serce w gardle. Bałem się o nią strasznie. Dziewczyna przeleciała metr i wpadła w jakieś krzaki. Szybko zszedłem z konia i pobiegłem ile siły w nogach do krzaka. Morgan leżała tam bezbronnie i wyglądała, przepraszam ale wyglądała strasznie. Z kolana wystawał jej kawałek kości i zrobiła się głęboka rana. Z głowy leciała jej krew, a ręka była wygięta pod dziwnym kątem.
- Morgan! - powiedziałem cicho stojąc przy niej.
Ściągnąłem ją z krzaka i ułożyłem na ziemi. Spróbowałem wyprostować jej ręke, ale skarciłem siebie za takie błahostki: "Dziewczyna może nie żyć, a ty przejmujesz się złamaną ręką?!"
Złapałem ją za nadgarstek i sprawdziłem jej puls. Westchnęłem z ulgą. Puls był, lekko odczuwalny, ale był. Pochyliłem się nad nią, żeby srawdzić czy oddycha. Wstrzymałem oddech, nie oddychała. Przypomniała mi się lekcja pierwszej pomocy. Jak ktoś nie oddycha trzeba zrobić masaż serca. Złązyłem ręce i mocno przycisnęem je do kaltki piersiowej Morgan. Za pierwszym razem coś chrupnęło. "Luke! Morgan jest nieprzytomna i ledwo żyje, a ty musiałeś jej jeszcze złamał żebro?!"
Powtórzyłem czynność 14 razy, a przed 15 usłyszłem jak dziewczyna samodzielnie oddycha. Kamień spadł mi z serca. Na moje nieszczęście Morgan dalej była nieprzytomna i postanowiłem zabrać ją do szpitala. Mordor podbiegł do mnie.
- Piesku jedziemy do szpitala, zostań tu.
Podniosłem Morgan delikatnie i podeszłem do Light. Posadziłem ją okrakiem na koniu i sam wskoczyłem na konia siadając za nią. Wyciągnąłem ręce łapiac wodze. Popędziłem konia i pogalopowaliśmy. Mordor również pobiegł za nami, a powiedziałem mu coś. Co jakiś czas poganiałem konia, ale najbardziej bałem się tego kolana. Dziewczyna była cała we krwi. Szybko stanęłem. Zszedłem z konia i oderwałem kawałek spodni. Zawiązałem ten skrawek na głowie Morgan w miejcu rany. Wskoczyłem na konia i ponownie pogalopowaliśmy. Gdy dojechaliśmy do szpitala, Morgan ciągle była nieprzytomna. Zeskoczyłem z konia i złapałem Morgan. Podniosłem ją i pobiegłem szybko do holu szpitala. Otworzyły się przed mną drzwi i poszedłem do recepcji (?).
- Szybko! Pomóżcie mi! - zawołałem niosąc dziewczynę.
Jakaś pielęgniarką prędko przyniosła nosze, a ja ułożyłem na nich Morgan.
- Spadła z konia - wyjaśniłem.
Pielegniarka pokiwała głową i złapała za ramę nosz. Wezwała jakiegoś doktora, a ten pociągnął nosze przez jakiś korytarz. Cały czas biegłem za noszami pilnując by nic się nie stało Morgan. W pewnym momencie nosze wprowadzono do dziwnego pomieszczenia. Wszedłem tam, ale doktor szybko wypchał mnie za drzwi.
- Czekajcie! Ja tam muszę być! Wpuście mnie!
Waliłem w zamknięte drzwi pięściami rozpaczliwie krzycząc. Nie widziałem co tam się dzieje, lecz bałem się o Morgan, mimo że ona mnie nie lubiła.
- Wpuście mnie!!! Haloo!!!!
(Morgan?)
- Morgan! - powiedziałem cicho stojąc przy niej.
Ściągnąłem ją z krzaka i ułożyłem na ziemi. Spróbowałem wyprostować jej ręke, ale skarciłem siebie za takie błahostki: "Dziewczyna może nie żyć, a ty przejmujesz się złamaną ręką?!"
Złapałem ją za nadgarstek i sprawdziłem jej puls. Westchnęłem z ulgą. Puls był, lekko odczuwalny, ale był. Pochyliłem się nad nią, żeby srawdzić czy oddycha. Wstrzymałem oddech, nie oddychała. Przypomniała mi się lekcja pierwszej pomocy. Jak ktoś nie oddycha trzeba zrobić masaż serca. Złązyłem ręce i mocno przycisnęem je do kaltki piersiowej Morgan. Za pierwszym razem coś chrupnęło. "Luke! Morgan jest nieprzytomna i ledwo żyje, a ty musiałeś jej jeszcze złamał żebro?!"
Powtórzyłem czynność 14 razy, a przed 15 usłyszłem jak dziewczyna samodzielnie oddycha. Kamień spadł mi z serca. Na moje nieszczęście Morgan dalej była nieprzytomna i postanowiłem zabrać ją do szpitala. Mordor podbiegł do mnie.
- Piesku jedziemy do szpitala, zostań tu.
Podniosłem Morgan delikatnie i podeszłem do Light. Posadziłem ją okrakiem na koniu i sam wskoczyłem na konia siadając za nią. Wyciągnąłem ręce łapiac wodze. Popędziłem konia i pogalopowaliśmy. Mordor również pobiegł za nami, a powiedziałem mu coś. Co jakiś czas poganiałem konia, ale najbardziej bałem się tego kolana. Dziewczyna była cała we krwi. Szybko stanęłem. Zszedłem z konia i oderwałem kawałek spodni. Zawiązałem ten skrawek na głowie Morgan w miejcu rany. Wskoczyłem na konia i ponownie pogalopowaliśmy. Gdy dojechaliśmy do szpitala, Morgan ciągle była nieprzytomna. Zeskoczyłem z konia i złapałem Morgan. Podniosłem ją i pobiegłem szybko do holu szpitala. Otworzyły się przed mną drzwi i poszedłem do recepcji (?).
- Szybko! Pomóżcie mi! - zawołałem niosąc dziewczynę.
Jakaś pielęgniarką prędko przyniosła nosze, a ja ułożyłem na nich Morgan.
- Spadła z konia - wyjaśniłem.
Pielegniarka pokiwała głową i złapała za ramę nosz. Wezwała jakiegoś doktora, a ten pociągnął nosze przez jakiś korytarz. Cały czas biegłem za noszami pilnując by nic się nie stało Morgan. W pewnym momencie nosze wprowadzono do dziwnego pomieszczenia. Wszedłem tam, ale doktor szybko wypchał mnie za drzwi.
- Czekajcie! Ja tam muszę być! Wpuście mnie!
Waliłem w zamknięte drzwi pięściami rozpaczliwie krzycząc. Nie widziałem co tam się dzieje, lecz bałem się o Morgan, mimo że ona mnie nie lubiła.
- Wpuście mnie!!! Haloo!!!!
(Morgan?)
Od Charlotte CD Toni
- Okay.
Popędziłam konia i ruszył galopem. Joy bardzo dobrze radził sobie ze skrzypiącym śniegiem pod kopytami. Na początku bałam się, że się wywali, ale z każdym metrem coraz bardziej wierzyłam w konia. Wysunęłam się na prowadzenie, a Toni nie protestował wiedząc, że muszę go zaprowadzićw to mega miejsce. Tak naprawdę nie miałam pomysłu gdzie by pojechać. Ba! Nawet nie wiedziałam gdzie pojechać! Nie znałam dużo miejsc, więc improwizowałam. Po prostu galopowałam przed siebie. Nagle kątem oka zauważyłam coś fajnego i od razu skierowałam tam konia. Nareszcie naszym oczom ukazał się zimprowizowany widok:
Popędziłam konia i ruszył galopem. Joy bardzo dobrze radził sobie ze skrzypiącym śniegiem pod kopytami. Na początku bałam się, że się wywali, ale z każdym metrem coraz bardziej wierzyłam w konia. Wysunęłam się na prowadzenie, a Toni nie protestował wiedząc, że muszę go zaprowadzićw to mega miejsce. Tak naprawdę nie miałam pomysłu gdzie by pojechać. Ba! Nawet nie wiedziałam gdzie pojechać! Nie znałam dużo miejsc, więc improwizowałam. Po prostu galopowałam przed siebie. Nagle kątem oka zauważyłam coś fajnego i od razu skierowałam tam konia. Nareszcie naszym oczom ukazał się zimprowizowany widok:
(Antonio?)
Od Amandy CD Elissabet
- Tu forsy nie znajdziesz!- krzyknęła Elissabet
- Idź mi stąd, bo zakłucasz ciszę!- krzyczał
- Sam se idź!- krzyknęłam
- Orzesz wy!- powiedział i zaczął nas gonić
Szybko wskoczyłyśmy na konie i pogalopowałyśmy.
- Jeszcze was kiedyś znajdę!!!!- krzyczał
- Ta na pewno! Czekam!- krzyknęłam
Po chwili byłyśmy w Uniwersytecie.
Elissabet?
- Idź mi stąd, bo zakłucasz ciszę!- krzyczał
- Sam se idź!- krzyknęłam
- Orzesz wy!- powiedział i zaczął nas gonić
Szybko wskoczyłyśmy na konie i pogalopowałyśmy.
- Jeszcze was kiedyś znajdę!!!!- krzyczał
- Ta na pewno! Czekam!- krzyknęłam
Po chwili byłyśmy w Uniwersytecie.
Elissabet?
Od Arianny CD Luke
- Aha.- powiedziałam
Szybko wypiłam herbatę i odniosłam kubek. Później wyszłam z jadalni. Poszłam do pokoju. Tam założyłam narzutkę i wzięłam na ręce Korka i Maje. Wyszłam z nimi na pastwisko gdzie biegała Samanda. Puściłam psiaki i podeszłam do konia. Korek oczywiście musiał nabroić, ponieważ po czasie jakaś dziewczyna do mnie podeszła i powiedział:
- To twój pisak?-
- Tak. Coś się stało?-
Ktoś dokończy?
Szybko wypiłam herbatę i odniosłam kubek. Później wyszłam z jadalni. Poszłam do pokoju. Tam założyłam narzutkę i wzięłam na ręce Korka i Maje. Wyszłam z nimi na pastwisko gdzie biegała Samanda. Puściłam psiaki i podeszłam do konia. Korek oczywiście musiał nabroić, ponieważ po czasie jakaś dziewczyna do mnie podeszła i powiedział:
- To twój pisak?-
- Tak. Coś się stało?-
Ktoś dokończy?
Od Antonio CD Charlie
- Ja idę do konia. A ty?- zapytałem
- Yyyy, też.-
- No to chodź.- powiedziałem wychodząc z pokoju
Wyszedłem i poszedłem do konia. Szybko go osiodłałem. Czekałem około pół godziny na Charli. Po tym czasie przybiegła.
- Co tak długo?- zapytałem
- Musiałam się przebrać.-
- A w niby co?-
- Strój jeździecki.-
Pokręciłem głową i wskoczyłem na konia.
- Teraz ty wybierasz miejsce.- powiedziałem
Charli?
- Yyyy, też.-
- No to chodź.- powiedziałem wychodząc z pokoju
Wyszedłem i poszedłem do konia. Szybko go osiodłałem. Czekałem około pół godziny na Charli. Po tym czasie przybiegła.
- Co tak długo?- zapytałem
- Musiałam się przebrać.-
- A w niby co?-
- Strój jeździecki.-
Pokręciłem głową i wskoczyłem na konia.
- Teraz ty wybierasz miejsce.- powiedziałem
Charli?
poniedziałek, 16 lutego 2015
Od Morgan CD Luke
- No dobra - powiedziałam z westchnieniem, widząc jego zbolałą minę - pokarzę ci resztę.
Ruszyłam przed siebie, szybko pokazując mu następne punkty wycieczki.
Po około 15 minutach stanęliśmy przy drzwiach uniwersytetu, lekko zziajani.
- No... to tyle. Uniwersytetu ci nie pokaże bo sama mało się w nim orientuje - zakończyłam oprowadzanie tymi słowami.
- Hej Morgan - zaczął, kiedy miałam zamiar odejść - przeze mnie straciłaś teren. Może chciałabyś wybrać się ze mną na przejażdżkę? - zapytał, po chwili wahania.
Spojrzałam na niego sceptycznie. Nie wyglądał jakby mnie podrywał, a to już jest coś.
- Okej - postanowiłam, rzucając mu kpiący uśmieszek - spotkajmy się w stajni za 20 minut - dodałam i pobiegłam do pokoju się przebrać.
Kiedy tylko otworzyłam drzwi, wyskoczył na mnie Mordor, prawie powalając mnie na ziemię.
Zaczęłam go czochrać po grzbiecie, a on odwdzięczył mi się długimi, mokrymi liźnięciami.
Odepchnęłam go delikatnie i ruszyłam poszukać sprzętu.
Kiedy byłam już gotowa, zawołałam wilka i razem ruszyliśmy do stajni.
Luke już na mnie czekał. Niesamowicie zdumiał się na widok mojego pupilka.
- Co TO jest? - zapytał pokazując na Mordora.
Prychnęłam w odpowiedzi, a basior wyszczerzył kły.
- TO jest Mordor, mój wilk - odparłam opryskliwie.
Luke spojrzał na niego ponuro, lecz nie protestował za dużo.
Siodłaliśmy konie w milczeniu. Po około 15 minutach byliśmy gotowi do drogi.
Wskoczyliśmy na konie i pokłusowaliśmy w stronę lasu.
- Jesteś gotowy na szybsze tempo? - zapytałam, odgarniając gałęzie smagające mnie po twarzy.
- Zawsze - zaśmiał się chłopak, popędzając konia do galopu.
Ruszyłam za nim, za wszelką cenę starając się go dogonić.
Z tyłu słyszałam miarowe posapywania Mordora.
I nagle... spadałam.
Wszystko rozmazało mi się przed oczami. Uczucie było niesamowite.
Później dowiedziałam się że prawdopodobnie, Katana weszła w kałużę i się potknęła.
Stało się to tak niefortunnie że zostałam wysadzona z siodła.
Lecz w tym momencie wiedziałam tylko że ziemia zbliża się z zastraszającym tempie.
Po chwili była tylko ciemność.
(Luke? Cóż za dramat się tworzy :) )
Ruszyłam przed siebie, szybko pokazując mu następne punkty wycieczki.
Po około 15 minutach stanęliśmy przy drzwiach uniwersytetu, lekko zziajani.
- No... to tyle. Uniwersytetu ci nie pokaże bo sama mało się w nim orientuje - zakończyłam oprowadzanie tymi słowami.
- Hej Morgan - zaczął, kiedy miałam zamiar odejść - przeze mnie straciłaś teren. Może chciałabyś wybrać się ze mną na przejażdżkę? - zapytał, po chwili wahania.
Spojrzałam na niego sceptycznie. Nie wyglądał jakby mnie podrywał, a to już jest coś.
- Okej - postanowiłam, rzucając mu kpiący uśmieszek - spotkajmy się w stajni za 20 minut - dodałam i pobiegłam do pokoju się przebrać.
Kiedy tylko otworzyłam drzwi, wyskoczył na mnie Mordor, prawie powalając mnie na ziemię.
Zaczęłam go czochrać po grzbiecie, a on odwdzięczył mi się długimi, mokrymi liźnięciami.
Odepchnęłam go delikatnie i ruszyłam poszukać sprzętu.
Kiedy byłam już gotowa, zawołałam wilka i razem ruszyliśmy do stajni.
Luke już na mnie czekał. Niesamowicie zdumiał się na widok mojego pupilka.
- Co TO jest? - zapytał pokazując na Mordora.
Prychnęłam w odpowiedzi, a basior wyszczerzył kły.
- TO jest Mordor, mój wilk - odparłam opryskliwie.
Luke spojrzał na niego ponuro, lecz nie protestował za dużo.
Siodłaliśmy konie w milczeniu. Po około 15 minutach byliśmy gotowi do drogi.
Wskoczyliśmy na konie i pokłusowaliśmy w stronę lasu.
- Jesteś gotowy na szybsze tempo? - zapytałam, odgarniając gałęzie smagające mnie po twarzy.
- Zawsze - zaśmiał się chłopak, popędzając konia do galopu.
Ruszyłam za nim, za wszelką cenę starając się go dogonić.
Z tyłu słyszałam miarowe posapywania Mordora.
I nagle... spadałam.
Wszystko rozmazało mi się przed oczami. Uczucie było niesamowite.
Później dowiedziałam się że prawdopodobnie, Katana weszła w kałużę i się potknęła.
Stało się to tak niefortunnie że zostałam wysadzona z siodła.
Lecz w tym momencie wiedziałam tylko że ziemia zbliża się z zastraszającym tempie.
Po chwili była tylko ciemność.
(Luke? Cóż za dramat się tworzy :) )
Od Elissabet CD Amanda
Mogłabym...- zaczęłam
-...Pożyczyć? Tak, weź sobie.
Po obejrzeniu serialu poszłyśmy do stajni.
-Jedziemy w teren?- zapytała Amanda
-Ok.
Wsiadłyśmy na konie i pojechałyśmy.
-Skoki? Przez to przewalone drzewo?
-Nie ma problemu.
Skakałyśmy, gdy nagle moja klacz zaczepiła nogą o jakąś siatkę. Za drzewem zobaczyliśmy kłusowników. Amanda zeszła z konia i pomogła mi wstać z ziemi.
-Co wy tu robicie?!- warknęłam
-Szukamy forsy!
Amanda?
-...Pożyczyć? Tak, weź sobie.
Po obejrzeniu serialu poszłyśmy do stajni.
-Jedziemy w teren?- zapytała Amanda
-Ok.
Wsiadłyśmy na konie i pojechałyśmy.
-Skoki? Przez to przewalone drzewo?
-Nie ma problemu.
Skakałyśmy, gdy nagle moja klacz zaczepiła nogą o jakąś siatkę. Za drzewem zobaczyliśmy kłusowników. Amanda zeszła z konia i pomogła mi wstać z ziemi.
-Co wy tu robicie?!- warknęłam
-Szukamy forsy!
Amanda?
Od Luke'a CD Morgan
- Tak - powiedziałem cicho do siebie widząc, że Morgan odchodzi.
Pobiegłem za nią i wyrównałem swój krok z dziewczyną. Nie wiedziałem gdzie idzie, ale też nie chciałem się o to pytać. Morgan przeszła przez korytarz, a następnie weszła do holu. Stamtąd wyszła przez drzwi na podwórko. W jednym momencie walnęło we mnie zimne powietrze. Przeszedł mnie dreszcz i odruchowo potarłem dłońmi ramiona. Morgan spojrzała na mnie dziwnie, a ja zignorowałem ją. Poszliśmy do stajni. Weszła i obróciła się z rozłożonymi rękami.
- Proszę, stajnia. Koniec wycieczki krajoznawczej - powiedziała i wyszła ze stajni.
Poszedłem za nią.
- Tylko tyle? - zapytałem. - A nie miała to być wycieczka po całym Universytecie?
Obróciła się do mnie i zgromiła mnie wzrokiem.
Morgan?
Pobiegłem za nią i wyrównałem swój krok z dziewczyną. Nie wiedziałem gdzie idzie, ale też nie chciałem się o to pytać. Morgan przeszła przez korytarz, a następnie weszła do holu. Stamtąd wyszła przez drzwi na podwórko. W jednym momencie walnęło we mnie zimne powietrze. Przeszedł mnie dreszcz i odruchowo potarłem dłońmi ramiona. Morgan spojrzała na mnie dziwnie, a ja zignorowałem ją. Poszliśmy do stajni. Weszła i obróciła się z rozłożonymi rękami.
- Proszę, stajnia. Koniec wycieczki krajoznawczej - powiedziała i wyszła ze stajni.
Poszedłem za nią.
- Tylko tyle? - zapytałem. - A nie miała to być wycieczka po całym Universytecie?
Obróciła się do mnie i zgromiła mnie wzrokiem.
Morgan?
Od Luke'a CD Arianna
- Ja? - zapytałem.
Arianna pokiwała głową.
- Ja..., uumm, ten, no... - urwałem. - Jestem z małej miejscowości, nieopodal Lublina - dokończyłem.
Dziewczyna uśmiechnęła się lekko.
- Nazwa?
- Mhym, Łężyce. Tak, Łeżyce - potwierdziłem.
- Masz rodzeństwo? - zapytała Arianna
- Nie.
- Jedynak?
Potaknęłem głową. Nie zwróciłem uwagi na to, że dziewczyna wciąż o coś się mnie pytała.
- Mieszkasz sam? Czy z rodzicami?
- Sam.
- Lubisz to?
- Tak.
Wypiłem jeden łyk herbaty. Pewnie Arianna myślała, że jestem dziwny.
Arianna?
Arianna pokiwała głową.
- Ja..., uumm, ten, no... - urwałem. - Jestem z małej miejscowości, nieopodal Lublina - dokończyłem.
Dziewczyna uśmiechnęła się lekko.
- Nazwa?
- Mhym, Łężyce. Tak, Łeżyce - potwierdziłem.
- Masz rodzeństwo? - zapytała Arianna
- Nie.
- Jedynak?
Potaknęłem głową. Nie zwróciłem uwagi na to, że dziewczyna wciąż o coś się mnie pytała.
- Mieszkasz sam? Czy z rodzicami?
- Sam.
- Lubisz to?
- Tak.
Wypiłem jeden łyk herbaty. Pewnie Arianna myślała, że jestem dziwny.
Arianna?
Od Charlotte CD Toni
Roześmiałam się.
- Chyba Sfinksowi posmakowała twoja walentynka - powiedziałam.
Antonio spojrzał na mnie bezlitośnie i zaczął przeglądać kartkę.
- Nie ma podpisu - powiedział zamykając walentynke.
Parsknęłam.
- Jak zawsze... Czemu wszyscy nigdy się nie podpisują? - zapytał.
- Nie wiem.
- Ja też nie.
Zaległa między nami cisza. Przerwałam ją mówiąc:
- Fajnie. Co robimy?
Antonio?
- Chyba Sfinksowi posmakowała twoja walentynka - powiedziałam.
Antonio spojrzał na mnie bezlitośnie i zaczął przeglądać kartkę.
- Nie ma podpisu - powiedział zamykając walentynke.
Parsknęłam.
- Jak zawsze... Czemu wszyscy nigdy się nie podpisują? - zapytał.
- Nie wiem.
- Ja też nie.
Zaległa między nami cisza. Przerwałam ją mówiąc:
- Fajnie. Co robimy?
Antonio?
Od Arianny CD Luke
- Widzimy się na przerwie?- zapytałam
- Niech będzie.-
- To fajnie.-
- Arianna i Luke! Proszę o ciszę,- krzyknęła nauczycielka.
Lekcja minęła szybko. Spakowałam do torby książki i wyszłam z klasy.
- Idziesz do kawiarni?- zapytałam
- Dobrze.-
Poszliśmy do kawiarni. Ja zamuwiłam sobie herbatę. Luke chyba też. Po chwili ciszy zapytałam:
- Skąd przyjechałeś?
Luke?
- Niech będzie.-
- To fajnie.-
- Arianna i Luke! Proszę o ciszę,- krzyknęła nauczycielka.
Lekcja minęła szybko. Spakowałam do torby książki i wyszłam z klasy.
- Idziesz do kawiarni?- zapytałam
- Dobrze.-
Poszliśmy do kawiarni. Ja zamuwiłam sobie herbatę. Luke chyba też. Po chwili ciszy zapytałam:
- Skąd przyjechałeś?
Luke?
Od Antonio CD Charlie
- Pewno do ciebie. Wpadła do twojego pokoju.- powiedziałem wychodząc z pokoju.
Poszedłem do siebie. Otworzyłem drzwi i zobaczyłem, że Sfinks rozrywa czerwony papier. Szybjo wyciągnołem mu z pyszczka pozostałości po papierze. Poszedłem z nimi do Charli. Usiadlem na sofie. Pokazując jej papier powiedziałem:
- To dostałem.-
Charl parsknęła śmiechem.
- Nie śmiej sie.- powiedziałem
- Skąd ty to wziełeś?-
- Z pyszczka Sfinksa.-
Charlotte?
Poszedłem do siebie. Otworzyłem drzwi i zobaczyłem, że Sfinks rozrywa czerwony papier. Szybjo wyciągnołem mu z pyszczka pozostałości po papierze. Poszedłem z nimi do Charli. Usiadlem na sofie. Pokazując jej papier powiedziałem:
- To dostałem.-
Charl parsknęła śmiechem.
- Nie śmiej sie.- powiedziałem
- Skąd ty to wziełeś?-
- Z pyszczka Sfinksa.-
Charlotte?
Od Morgan CD Luke
Następnego dnia wstałam lekko spóźniona.
Zerwałam się z łóżka i w szaleńczym tempie zaczęłam przygotowywać się do lekcji.
Na szczęście zdążyłam, lecz niestety nie mogłam pójść do stajni.
Rozejrzałam się ostatni raz, a mój wzrok padł na dużą, włochatą kulkę, skuloną na fotelu:
- Mordor! Nie przesadzaj. Niedługo wrócę - uśmiechnęłam się do wilka.
Mordor podniósł głowę na dźwięk mojego głosu i zaskomlił cicho.
- Pa! - krzyknęłam i wybiegłam z pokoju, trzaskając drzwiami.
Po kilku minutach błądzenia po korytarzach, postanowiłam jednak zajrzeć do planu.
- No dobrze... gdzie ja jestem? - zastanawiałam się, błądząc palcem po mapie.
Po chwili znalazłam swoją lokalizację oraz, co najważniejsze, lokalizację klasy historii jazdy konnej.
Złożyłam plan i ruszyłam w tamtą stronę szybkim krokiem.
Właśnie zamykały się za mną drzwi, kiedy rozbrzmiał dzwonek.
Szybko rozejrzałam się po klasie i zajęłam jedyną wolną ławkę, z przodu klasy.
Włożyłam do uszu słuchawki i założyłam kaptur.
Nie było mi jednak w spokoju posłuchać muzyki.
Kiedy zerknęłam na miejsce obok mnie, zobaczyłam chłopaka.
Wyjęłam słuchawki i ze zdziwieniem przyglądałam się obcemu.
- Hej - powiedziałam w końcu, mało przyjaznym tonem.
Chłopak spojrzał na mnie.
- Cześć - odpowiedział, widocznie nie zauważając mojego opryskliwego tonu.
- Wiesz - zaczęłam - jest tyle wolnych miejsc... - dokończyłam uszczypliwie.
Chłopak rozejrzał się po klasie, w której oczywiście nie było ani jednego wolnego krzesła, i spojrzał na mnie unosząc brew.
- Czyżby? Ja widziałem tylko to. - rzekł, lecz nie słyszałam w jego głosie sarkazmu.
Przyjrzałam mu się uważniej. Miał przystojną, szczerą twarz i gęste, zmierzwione włosy. Mogłam czytać z jego twarzy jak z otwartej księgi.
Teraz na przykład, był lekko rozbawiony i zaciekawiony. Banalne.
- Aha - zakończyłam rozmowę, nieskora do dalszej dyskusji.
Chłopak chciał coś odpowiedzieć, lecz przerwała mu pani.
- A oto nowy uczeń, Luke. Powitajcie go ciepło - powiedziała i zachęciła chłopaka na środek sali.
Luke wyglądał na speszonego takim traktowaniem.
- Słucham... kto oprowadzi go po uniwersytecie i okolicach? - zapytała po chwili.
Na sali zapadła grobowa cisza. Z tego, co wyczytałam na planie, dzisiaj miał być teren i nikt nie chciał go opuścić.
Pani popatrzyła na nas zniecierpliwiona.
- Co z wami?! - zapytała ostrym tonem - w takim wypadku nie dajecie mi wyboru. Zrobimy losowanie.
Po sali rozniósł się jęk sprzeciwu, od razu zduszony pod wzrokiem pani.
Spojrzałam na Luke'a, który wydawał się coraz mniejszy i mniejszy.
Po kilku minutach loteria była już gotowa. Każdy miał podejść do kapelusza i wziąć jedną karteczkę. Osoba, która wylosowała piątkę miała oprowadzić nowego.
I oczywiście, co? Parszywe szczęście. Wylosowałam 5.
Luke wrócił na miejsce, widocznie odprężony, a ja przez resztę lekcji posyłałam mu złowrogie spojrzenia.
Kiedy rozbrzmiał dzwonek, zerwałam się z miejsca i pomknęłam do wyjścia.
Stanęłam w drzwiach, czekając na chłopaka.
- Idziemy? - zapytałam ozięble, po czym nie czekając, ruszyłam przed siebie.
(Luke?)
Zerwałam się z łóżka i w szaleńczym tempie zaczęłam przygotowywać się do lekcji.
Na szczęście zdążyłam, lecz niestety nie mogłam pójść do stajni.
Rozejrzałam się ostatni raz, a mój wzrok padł na dużą, włochatą kulkę, skuloną na fotelu:
- Mordor! Nie przesadzaj. Niedługo wrócę - uśmiechnęłam się do wilka.
Mordor podniósł głowę na dźwięk mojego głosu i zaskomlił cicho.
- Pa! - krzyknęłam i wybiegłam z pokoju, trzaskając drzwiami.
Po kilku minutach błądzenia po korytarzach, postanowiłam jednak zajrzeć do planu.
- No dobrze... gdzie ja jestem? - zastanawiałam się, błądząc palcem po mapie.
Po chwili znalazłam swoją lokalizację oraz, co najważniejsze, lokalizację klasy historii jazdy konnej.
Złożyłam plan i ruszyłam w tamtą stronę szybkim krokiem.
Właśnie zamykały się za mną drzwi, kiedy rozbrzmiał dzwonek.
Szybko rozejrzałam się po klasie i zajęłam jedyną wolną ławkę, z przodu klasy.
Włożyłam do uszu słuchawki i założyłam kaptur.
Nie było mi jednak w spokoju posłuchać muzyki.
Kiedy zerknęłam na miejsce obok mnie, zobaczyłam chłopaka.
Wyjęłam słuchawki i ze zdziwieniem przyglądałam się obcemu.
- Hej - powiedziałam w końcu, mało przyjaznym tonem.
Chłopak spojrzał na mnie.
- Cześć - odpowiedział, widocznie nie zauważając mojego opryskliwego tonu.
- Wiesz - zaczęłam - jest tyle wolnych miejsc... - dokończyłam uszczypliwie.
Chłopak rozejrzał się po klasie, w której oczywiście nie było ani jednego wolnego krzesła, i spojrzał na mnie unosząc brew.
- Czyżby? Ja widziałem tylko to. - rzekł, lecz nie słyszałam w jego głosie sarkazmu.
Przyjrzałam mu się uważniej. Miał przystojną, szczerą twarz i gęste, zmierzwione włosy. Mogłam czytać z jego twarzy jak z otwartej księgi.
Teraz na przykład, był lekko rozbawiony i zaciekawiony. Banalne.
- Aha - zakończyłam rozmowę, nieskora do dalszej dyskusji.
Chłopak chciał coś odpowiedzieć, lecz przerwała mu pani.
- A oto nowy uczeń, Luke. Powitajcie go ciepło - powiedziała i zachęciła chłopaka na środek sali.
Luke wyglądał na speszonego takim traktowaniem.
- Słucham... kto oprowadzi go po uniwersytecie i okolicach? - zapytała po chwili.
Na sali zapadła grobowa cisza. Z tego, co wyczytałam na planie, dzisiaj miał być teren i nikt nie chciał go opuścić.
Pani popatrzyła na nas zniecierpliwiona.
- Co z wami?! - zapytała ostrym tonem - w takim wypadku nie dajecie mi wyboru. Zrobimy losowanie.
Po sali rozniósł się jęk sprzeciwu, od razu zduszony pod wzrokiem pani.
Spojrzałam na Luke'a, który wydawał się coraz mniejszy i mniejszy.
Po kilku minutach loteria była już gotowa. Każdy miał podejść do kapelusza i wziąć jedną karteczkę. Osoba, która wylosowała piątkę miała oprowadzić nowego.
I oczywiście, co? Parszywe szczęście. Wylosowałam 5.
Luke wrócił na miejsce, widocznie odprężony, a ja przez resztę lekcji posyłałam mu złowrogie spojrzenia.
Kiedy rozbrzmiał dzwonek, zerwałam się z miejsca i pomknęłam do wyjścia.
Stanęłam w drzwiach, czekając na chłopaka.
- Idziemy? - zapytałam ozięble, po czym nie czekając, ruszyłam przed siebie.
(Luke?)
niedziela, 15 lutego 2015
Od Luke'a
Wziąłem książkę pod pachę i zeszłem po schodach na dół z plecakiem na ramionach. Poszedłem szybko do kuchni i zgarnęłem leżącą na stole kanapke. Szybkim ruchem ugryzłem kawałek i odłożyłem kanapkę z powrotem. Pobiegłem do holu, gdzie ubrałem buty i kurtkę. Otworzyłem kluczem drzwi i wyszłem z domu zamykając za sobą. Zeszłem po schodach na parking. Stało tam moje auto i zapakowana już tam jedna walizka, dość spora. Do samochodu doczepiona była przyczepa do konia w którym był już mój koń Light. Podeszłem szybko do samochodu i otworzyłem sobie drzwi. Weszłem do auta i ruszyłem w drogę do Universytetu.
~~ Już w Universytecie~~
Zaparkowałem na parkingu i wyszedłem z samochodu. Otworzyłem bagażnik i wyciągnąłem moją walizkę. Wyprowadziłem konia z przyczepy i pociągnąłem go w stronę stajni. Zaprowadziłem go do pierwszego lepszego boksu. Wyciągnąłem marchewkę z plecaka i podałem ją koniu. Z zadowoleniem zarżał, a ja wyszedłem ze stajni. Wróciłem na parking i złapałem za uchwyt walizki. Wziąłem ją i wszedłem do budynku Universytetu. Tam poszedłem do sekretariatu gdzie pani sekretarka zakwaterowała mnie w pokoju.
~~Następny dzień~~
Weszłem do klasy historii jazdy konnej. Usiadłem w pierwszym rzędzie w ławce. Obok mnie siedziała jakaś dziewczyna. W tej chwili do klasy weszła nauczycielka. Przywitała się i podała nam podręczniki. Kazała nam otworzyć książki na str. 34 i przeczytać cały rozdział.
- Hej - wyszeptała pochylona ku mnie dziewczyna.
Podniosłem wzrok z książki.
- Cześć - przywitałem się.
Dziewczyno?
~~ Już w Universytecie~~
Zaparkowałem na parkingu i wyszedłem z samochodu. Otworzyłem bagażnik i wyciągnąłem moją walizkę. Wyprowadziłem konia z przyczepy i pociągnąłem go w stronę stajni. Zaprowadziłem go do pierwszego lepszego boksu. Wyciągnąłem marchewkę z plecaka i podałem ją koniu. Z zadowoleniem zarżał, a ja wyszedłem ze stajni. Wróciłem na parking i złapałem za uchwyt walizki. Wziąłem ją i wszedłem do budynku Universytetu. Tam poszedłem do sekretariatu gdzie pani sekretarka zakwaterowała mnie w pokoju.
~~Następny dzień~~
Weszłem do klasy historii jazdy konnej. Usiadłem w pierwszym rzędzie w ławce. Obok mnie siedziała jakaś dziewczyna. W tej chwili do klasy weszła nauczycielka. Przywitała się i podała nam podręczniki. Kazała nam otworzyć książki na str. 34 i przeczytać cały rozdział.
- Hej - wyszeptała pochylona ku mnie dziewczyna.
Podniosłem wzrok z książki.
- Cześć - przywitałem się.
Dziewczyno?
Od Charlotte CD Toni
- Tak, poproszę.
Wzięłam jedną babeczkę i mruknęłam ciche: "Dziękuje". Usiedliśmy na sofie i niecierpliwie czekaliśmy na pocztę. W czasie oczekiwania włączyłam telewizje. Leciał jakiś denny film.
Nagle do mojego pokoju wpadła kartka walentynkowa. Wstałam szybko z sofy i podreptałam do drzwi. Podniosłam walentynkę i uważnie obejrzałam szukając podpisu nadawcy. Niestety nie było tam podpisu. Ale super (sarkazm)! Kartka była czerwona, a na niej było różowe serce. Otworzyłam ją, a tam napisany był jakiś kolejny denny (chyba nadużywam to słowo) wierszyk o miłości. Podeszłam do sofy i usiadłam obok Antonio.
- Mogę? - zapytał, a ja podałam mu kartkę.
Od razu widząc środek kartki oddał mi ją.
- Idź zobacz czy też dostałeś jakąś - powiedziałam. - A tak w ogóle nie wiesz do kogo jest ta kartka?
Spojrzałam na niego podejrzliwie.
Antonio?
Wzięłam jedną babeczkę i mruknęłam ciche: "Dziękuje". Usiedliśmy na sofie i niecierpliwie czekaliśmy na pocztę. W czasie oczekiwania włączyłam telewizje. Leciał jakiś denny film.
Nagle do mojego pokoju wpadła kartka walentynkowa. Wstałam szybko z sofy i podreptałam do drzwi. Podniosłam walentynkę i uważnie obejrzałam szukając podpisu nadawcy. Niestety nie było tam podpisu. Ale super (sarkazm)! Kartka była czerwona, a na niej było różowe serce. Otworzyłam ją, a tam napisany był jakiś kolejny denny (chyba nadużywam to słowo) wierszyk o miłości. Podeszłam do sofy i usiadłam obok Antonio.
- Mogę? - zapytał, a ja podałam mu kartkę.
Od razu widząc środek kartki oddał mi ją.
- Idź zobacz czy też dostałeś jakąś - powiedziałam. - A tak w ogóle nie wiesz do kogo jest ta kartka?
Spojrzałam na niego podejrzliwie.
Antonio?
Powitajmy Luke'a!
Imię: Luke
Wiek: 17 lat
Pseudonim: raczej nie ma
Partner/Partnerka: Nie wierzy w miłość
Charakter: Luke jest czułym i miłym chłopcem. Uwielbia czytać książki. Jest tajemniczy, ma raczej cichy charakter. Nie lubi dużo mówić. Nie jest nieśmiały, ale stara się nie wyróżniać się. Jest wrażliwy, ale nie przejmuje się tym co o nim mówią. Rzadko się denerwuje, zwykle próbuje opanować złość. Nigdy się nie zakochał i nie wierzy w prawdziwą miłość. Uważa, że taka istnieje tylko w książkach. Inteligentny i mądry. Wiecznie niezdecydowany.
Opis: Luke jest wysokim brunetem z brązowymi jak heban oczami. Jest szczupły i wysportowany.
Głos: Ed Sheeran
Pokój: Pokój nr 10
Strój jeździecki: W całości czarny
Wyposażenie: Również w całości czarne
Imię konia: Light (czyt. Lajt)
Wiek: 3 lata
Inne zwierzę: -
Właściciel: Nutelka345
Od Antonio CD Charlie
Skończyłem jeść. Ktoś dopowiedział przez głośnik:
,, Wszystkie kartki będą wrzucane do pokoi przez małe otwory w drzwiach. Dziękuję za uwagę."
- Czyli nie trzeba siedzieć w swoim pokoju?- zapytałem
- Może? Nie wiem.-
- Też.-
Postanowiłem pójść do kawiarni. Podobno dziś babeczki były za darmo. Podszedłem do pani kasjerki i zapytałem:
- Czy babeczki są dziś za darmo?-
- Tak.- odpowiedziała
- To poproszę dwie.-
- Proszę bardzo.-
Kasjerka podała mi dwie babeczki zapakowane w ozdobną folię. Poszedłem do Charli. Zapukałem w drzwi.
- Proszę!- krzyknęła i otworzyła drzwi
- Mogę wejść? -
- Ta, wchodź.-
Charli zamknęła drzwi. Stałem przed szafkami.
- Chcesz babeczkę?- zapytałem wyciągając rękę z babeczką
Charlotte?
,, Wszystkie kartki będą wrzucane do pokoi przez małe otwory w drzwiach. Dziękuję za uwagę."
- Czyli nie trzeba siedzieć w swoim pokoju?- zapytałem
- Może? Nie wiem.-
- Też.-
Postanowiłem pójść do kawiarni. Podobno dziś babeczki były za darmo. Podszedłem do pani kasjerki i zapytałem:
- Czy babeczki są dziś za darmo?-
- Tak.- odpowiedziała
- To poproszę dwie.-
- Proszę bardzo.-
Kasjerka podała mi dwie babeczki zapakowane w ozdobną folię. Poszedłem do Charli. Zapukałem w drzwi.
- Proszę!- krzyknęła i otworzyła drzwi
- Mogę wejść? -
- Ta, wchodź.-
Charli zamknęła drzwi. Stałem przed szafkami.
- Chcesz babeczkę?- zapytałem wyciągając rękę z babeczką
Charlotte?
Od Charlotte CD Toni
Pobiegłam po lody. Tak wiem, jestem mega. Jest połowa lutego, a ja właśnie biegnę po lody. Ale cóż, raz się żyje. Poszłam do kawiarni i zamówiłam dwa lody w rożku. Ekspedientka zapytała jakiego smaku, a ja odpowiedziałam, że jedne czekoladowe i jedne malinowe. Miałam nadzieję, że Toni lubi czekoladowe. Wróciłam biegiem do Toniego, który znudzony siedział na ławce. Chyba trochę za długo kupowałam te lody. Usiadłam obok niego i podałam mu loda.
- Masz. Lubisz czekoladowe?
- Lubię - odpowiedział liżąc już posiłek.
Zjedliśmy lody i Toni zapytał:
- Co robimy?
- Hmmm... Wróćmy już do Universytetu.
- Okay, która godzina?
- Dochodzi 12. Czas na obiad. A po obiedzie będzie poczta.
Poszliśmy spacerem do budynku Universytetu. Tam w trakcie obiadu usłyszeliśmy komunikat:
"Za chwilę rozpocznie się poczta walentynkowa"
Antonio?
- Masz. Lubisz czekoladowe?
- Lubię - odpowiedział liżąc już posiłek.
Zjedliśmy lody i Toni zapytał:
- Co robimy?
- Hmmm... Wróćmy już do Universytetu.
- Okay, która godzina?
- Dochodzi 12. Czas na obiad. A po obiedzie będzie poczta.
Poszliśmy spacerem do budynku Universytetu. Tam w trakcie obiadu usłyszeliśmy komunikat:
"Za chwilę rozpocznie się poczta walentynkowa"
Antonio?
Od Antonio CD Charlie
Spojrzałem na nią wielkimi oczami.
- Ja jestem nimi przerażony.- powiedziałem po chwili
- A co byś o nich mówił jakbyś sam był w takiej sytuacji? -
- Nie wiem. -
- Aha.-
Siedziałem na ławce i co jakiś czas zakłopotanym wzrokiem patrzyłem na przechodzące pary. Czasami bałem się tego dnia.
- Zaraz wrócę.- powiedział Charli i gdzieś poszła
Charlotte?
- Ja jestem nimi przerażony.- powiedziałem po chwili
- A co byś o nich mówił jakbyś sam był w takiej sytuacji? -
- Nie wiem. -
- Aha.-
Siedziałem na ławce i co jakiś czas zakłopotanym wzrokiem patrzyłem na przechodzące pary. Czasami bałem się tego dnia.
- Zaraz wrócę.- powiedział Charli i gdzieś poszła
Charlotte?
Od Charlotte CD Toni
Pary. Pary, pary i jeszcze raz pary. Wciąż ich mijaliśmy. WCIĄŻ. Jakby Walentynki były raz w roku... Czekaj. Są raz w roku. Ale jakby nie było innego dnia na całowanie się i trzymanje za ręce w parku. Irytowało mnie to mocno. Mocno przez duże M. W końcu usiedliśmy pod jakimś drzewem gdzie nie było widoku na pary. Na szczęscie. Oparłam głowę o drzewo. Z drugiej strony to słodkie co robią te pary. Ale i tak nie mogli wybrać innego dnia? Czemu dzisiaj? Ach tak, Walentynki... Matko, jak ja nienawidze tego dnia...
Antonio błądził wzrokiem po przechodzących nieopodal parach.
- Toni, nie irytują cię te wszystkie pary? - zapytałam.
Antonio?
Antonio błądził wzrokiem po przechodzących nieopodal parach.
- Toni, nie irytują cię te wszystkie pary? - zapytałam.
Antonio?
Od Antonio CD Charlie
- Taa...- powiedziałem
- Co chcesz robić?-
- Ja idę do parku.-
- A po co?-
- Tak sobie pochodzić.-
- Aha.-
Wstałem i poszedłem dać jeść Lili i Sfinksowi.
- To idziesz ze mną?- zapytałem
- Mogę.-
Charli wstała i poszła do swojego pokoju, a ja założyłem bluzę. Czekałem na Charli przy wyjściu uniwersytetu. Po chwili byliśmy w parku. Mijaliśmy dużo par.
Charlotte?
- Co chcesz robić?-
- Ja idę do parku.-
- A po co?-
- Tak sobie pochodzić.-
- Aha.-
Wstałem i poszedłem dać jeść Lili i Sfinksowi.
- To idziesz ze mną?- zapytałem
- Mogę.-
Charli wstała i poszła do swojego pokoju, a ja założyłem bluzę. Czekałem na Charli przy wyjściu uniwersytetu. Po chwili byliśmy w parku. Mijaliśmy dużo par.
Charlotte?
Od Charlotte CD Toni
Roześmiałam się, a Antonio spojrzał na mnie podejrzliwie.
- Nie, nie wiem.
Jeszcze raz obdarzył mnie tym wzrokiem.
- I nie, nie dałam ci tych czekoladek.
Spuścił wzrok i włożył jedną czekoladkę do buzi.
- Dobre. Masz - podał mi jedną.
- Dzięki - odpowiedziałam jedząc czekoladkę.
Gdy zjadłam czekoladkę roześmiałam się.
- Widocznie masz jakąś cichą wielbicielkę.
Spojrzał na mnie z spojrzeniem: "You idiot".
- Ja? Wielbicielke?
- No. Mhym.
Uśmiechnął się zwycięsko.
- Oczywiście, że mam wielbicielkę.
Usiadł obok mnie na sofie i włączyliśmy TV. Jutro była niedziela, więc mogliśmy dać sobie luz.
- Dostałaś coś? - zapytał mnie Toni.
- Nie, a ty?
- Tylko te czekoladki.
- Nie martw się Toni, jeszcze będzie poczta walentynkowa.
- Co to jest? - zapytał.
- Wiesz, że wkłada się kartki do takiej skrzynki pocztowej, która jest przy wejściu do szkoły, a w Walentynki jeden uczeń rozdaje listy adresatom. Jestem pewna, że będzie tam list od twojej wielbicielki.
Antonio roześmiał się.
Toni?
- Nie, nie wiem.
Jeszcze raz obdarzył mnie tym wzrokiem.
- I nie, nie dałam ci tych czekoladek.
Spuścił wzrok i włożył jedną czekoladkę do buzi.
- Dobre. Masz - podał mi jedną.
- Dzięki - odpowiedziałam jedząc czekoladkę.
Gdy zjadłam czekoladkę roześmiałam się.
- Widocznie masz jakąś cichą wielbicielkę.
Spojrzał na mnie z spojrzeniem: "You idiot".
- Ja? Wielbicielke?
- No. Mhym.
Uśmiechnął się zwycięsko.
- Oczywiście, że mam wielbicielkę.
Usiadł obok mnie na sofie i włączyliśmy TV. Jutro była niedziela, więc mogliśmy dać sobie luz.
- Dostałaś coś? - zapytał mnie Toni.
- Nie, a ty?
- Tylko te czekoladki.
- Nie martw się Toni, jeszcze będzie poczta walentynkowa.
- Co to jest? - zapytał.
- Wiesz, że wkłada się kartki do takiej skrzynki pocztowej, która jest przy wejściu do szkoły, a w Walentynki jeden uczeń rozdaje listy adresatom. Jestem pewna, że będzie tam list od twojej wielbicielki.
Antonio roześmiał się.
Toni?
Od Antonio CD Charlie
- Mam nadzieję, że zrozumiałas.- powiedziałem podchodząc do biurka
- No, raczej tak.-
- Jakbyś jeszcze czegoś nie rozumiała to mów.-
- Okej.-
Wróciłem i usiadłem na sofie.
- Częstuj sie.- powiedziałem podsuwajac czegoladki Charli pod nos
- Co to.- zapytala
- Jakieśtam czekoladki. Rano znalazłem pod drzwiami.-
- Wiesz od kogo?-
- Nie. A może ty wiesz?-
Charlotte?
- No, raczej tak.-
- Jakbyś jeszcze czegoś nie rozumiała to mów.-
- Okej.-
Wróciłem i usiadłem na sofie.
- Częstuj sie.- powiedziałem podsuwajac czegoladki Charli pod nos
- Co to.- zapytala
- Jakieśtam czekoladki. Rano znalazłem pod drzwiami.-
- Wiesz od kogo?-
- Nie. A może ty wiesz?-
Charlotte?
Od Charlotte CD Toni
Zapukałam do Antonio. Miałam nadzieje, że pomoże mi w zadaniu domowym. Chociaż byłam pewna, że nic nie potrafi, ponieważ przespał połowę lekcji. Przyszłam z zeszytem i długopisem, myśląc, że coś napisze w notatniku.
Toni otworzył mi i wpuścił mnie do środka. Usiedliśmy na sofie.
- Coś się stało? - zapytał.
Otworzyłam zeszyt i odpowiedziałam:
- Tak. Pomożesz mi w zadaniu domowym?
- Uummm... Jasne.
Spędziłam u niego piętnaście minut, w których Toni bardzo dobrze wszystko mi wytłumaczył. Na początku zdziwiło mnie go, że Toni coś rozumie, lecz dowiedziałam się od niego, że w szkole we Włoszech pierwiastkowanie to podstawa. Ucieszona zapisywałam sobie notatki, rozwiązyłam zadania itp.
Gdy skończyliśmy Toni powiedział:
-
Antonio?
Toni otworzył mi i wpuścił mnie do środka. Usiedliśmy na sofie.
- Coś się stało? - zapytał.
Otworzyłam zeszyt i odpowiedziałam:
- Tak. Pomożesz mi w zadaniu domowym?
- Uummm... Jasne.
Spędziłam u niego piętnaście minut, w których Toni bardzo dobrze wszystko mi wytłumaczył. Na początku zdziwiło mnie go, że Toni coś rozumie, lecz dowiedziałam się od niego, że w szkole we Włoszech pierwiastkowanie to podstawa. Ucieszona zapisywałam sobie notatki, rozwiązyłam zadania itp.
Gdy skończyliśmy Toni powiedział:
-
Antonio?
sobota, 14 lutego 2015
Od Antonio CD Charlie
Nudziło mi się na lekcji, a z resztą umiałem pierwiastkować. Gdy chodziłem do szkoły we Włoszech pierwiastkowanie to była podstawa naszych zajęć z maty. Ale cóż nudziło mi się więc położyłem głowę na ławce. Ze snu obudziła mnie nauczycielka krzycząc:
- Antonio! Rozwiążesz te zadanie. - wskazała palcem na tablicę.
Podszedłem do tablicy i zapoznałem się z zadaniem. Było łatwe. Kilka ruchów kredą i skończone. Gdy wracałem pani powiedziała:
- Dobrze do domu macie zadaną stronę 144. Poradzicie sobie?-
- Tak.- powiedziałem
- A, Antonio z powodu twojego świetnego rozumowania matematyki pomożesz wszystkim kolegom i koleżankom, którzy tego nie rozumieją.- cała klasa zaczęła się śmiać
- Ale prosze pani najpierw muszę rozwiązać wszystkie zadania!-
- Nie będzie odmiennych prac domowych! Rozumiesz?-
- Tak.-
Zadzwonił dzwonek. Szybko poszedłem do pokoju i odrobiłem lekcje zajeło mi to zaledwie pół godziny. Nagle ktoś zapukał.
Charlotte?
- Antonio! Rozwiążesz te zadanie. - wskazała palcem na tablicę.
Podszedłem do tablicy i zapoznałem się z zadaniem. Było łatwe. Kilka ruchów kredą i skończone. Gdy wracałem pani powiedziała:
- Dobrze do domu macie zadaną stronę 144. Poradzicie sobie?-
- Tak.- powiedziałem
- A, Antonio z powodu twojego świetnego rozumowania matematyki pomożesz wszystkim kolegom i koleżankom, którzy tego nie rozumieją.- cała klasa zaczęła się śmiać
- Ale prosze pani najpierw muszę rozwiązać wszystkie zadania!-
- Nie będzie odmiennych prac domowych! Rozumiesz?-
- Tak.-
Zadzwonił dzwonek. Szybko poszedłem do pokoju i odrobiłem lekcje zajeło mi to zaledwie pół godziny. Nagle ktoś zapukał.
Charlotte?
Od Charlotte CD Toni
Roześmiałam się szczęśliwa. Jedna lekcja!
- Toni, słyszałeś? Mamy tylko matematykę! - zawołałam odrobinę za głośno, ponieważ kilka osób odwróciło do mnie głowę.
Zrobiłam się czerwona na twarzy i lekko zjechałam po krześle.
- Tak, słyszłam Charlie. Ale nie musisz tego wszystkim mówić - roześmiał się. - Słyszeli.
Wstaliśmy z krzeseł i wyszliśmy ze stołówki. Rozeszliśmy się do siebie. Ja usiadłam na łóżku i włożyłam słuchawki do uszu. Włączyłam przypadkową piosenkę i zaczęłam czytać książkę.
~~Lekcja~~
Na lekcji matematyki uczyliśmy się o pierwiastkowaniu. Nawet łatwe. Siedziałam w ławce przed Antonio. Pani zadała nam zadanie. Nie za bardzo go rozumiała, dlatego odwróciłam się do Toniego, aby go o to zapytać, ale zobaczyłam, że śpi. Leżał na ławce, po prostu. Uśmiechnęłam się lekko i odwróciłam w swoją stronę. Reszta lekcji przebiegła nawet dobrze.
~Po lekcji~~
Antonio?
- Toni, słyszałeś? Mamy tylko matematykę! - zawołałam odrobinę za głośno, ponieważ kilka osób odwróciło do mnie głowę.
Zrobiłam się czerwona na twarzy i lekko zjechałam po krześle.
- Tak, słyszłam Charlie. Ale nie musisz tego wszystkim mówić - roześmiał się. - Słyszeli.
Wstaliśmy z krzeseł i wyszliśmy ze stołówki. Rozeszliśmy się do siebie. Ja usiadłam na łóżku i włożyłam słuchawki do uszu. Włączyłam przypadkową piosenkę i zaczęłam czytać książkę.
~~Lekcja~~
Na lekcji matematyki uczyliśmy się o pierwiastkowaniu. Nawet łatwe. Siedziałam w ławce przed Antonio. Pani zadała nam zadanie. Nie za bardzo go rozumiała, dlatego odwróciłam się do Toniego, aby go o to zapytać, ale zobaczyłam, że śpi. Leżał na ławce, po prostu. Uśmiechnęłam się lekko i odwróciłam w swoją stronę. Reszta lekcji przebiegła nawet dobrze.
~Po lekcji~~
Antonio?
Od Antonio CD Charlie
- Yyyy, no najprawdopodobniej pójdę na lekcje, później odrobię to co będzie zadane i idę do konia, gdzieś się przejechać.-
- Aha.-
- A teraz co będziesz robić?-
- Prawdopodobnie pójdę do pokoju i będę się nudzić, a ty?-
- Ja? Hmmmm, co ja będę robić. Do 9:00 półtora godziny. Pójdę do pokoju, spakuję się, sprawdzę czy odrobiłem wszystkie lekcje.-
Nagle w głośnikach podany był komunikat:
,, Jak wszyscy wiemy, dziś są Walentynki. Wszyscy nauczyciele włącznie z dyrektorem chcemy złożyć wam najpiękniejsze życzenia. A więc wszystkiego co najlepsze, sczęśliwej drugiej połówki i czego sobie życzycie. Jest jeszcze jeden ważny komunikat - z okazji dzisiejszego dnia zajęcia kończą się o 10:00! Dziękuję za uwagę".
Charlotte?
- Aha.-
- A teraz co będziesz robić?-
- Prawdopodobnie pójdę do pokoju i będę się nudzić, a ty?-
- Ja? Hmmmm, co ja będę robić. Do 9:00 półtora godziny. Pójdę do pokoju, spakuję się, sprawdzę czy odrobiłem wszystkie lekcje.-
Nagle w głośnikach podany był komunikat:
,, Jak wszyscy wiemy, dziś są Walentynki. Wszyscy nauczyciele włącznie z dyrektorem chcemy złożyć wam najpiękniejsze życzenia. A więc wszystkiego co najlepsze, sczęśliwej drugiej połówki i czego sobie życzycie. Jest jeszcze jeden ważny komunikat - z okazji dzisiejszego dnia zajęcia kończą się o 10:00! Dziękuję za uwagę".
Charlotte?
Od Charlotte CD Toni
Uśmiechnęłam się.
- Ja zamierzam iść na lekcje, a konkretniej na matematyke - odpowiedziałam. - Już się nie urwę z lekcji jak wczoraj. Teraz nawet nie wiem jak wytłumaczyć nasze wczorajsze zniknięcie...
Antonio westchnął i rzekł:
- Powiedz, że byłaś chora, proste.
Parsknęłam.
- Taaa, jasne... - odchrząknęłam i dodałam: - A ty co będziesz robić?
Toni?
- Ja zamierzam iść na lekcje, a konkretniej na matematyke - odpowiedziałam. - Już się nie urwę z lekcji jak wczoraj. Teraz nawet nie wiem jak wytłumaczyć nasze wczorajsze zniknięcie...
Antonio westchnął i rzekł:
- Powiedz, że byłaś chora, proste.
Parsknęłam.
- Taaa, jasne... - odchrząknęłam i dodałam: - A ty co będziesz robić?
Toni?
Od Antonio CD Charlie
Wstałem o 7.00. Nie wiedziałem czy żyję. Ale to szczegół. Wziąłem krutki przysznic, ubrałem się i nakarmiłem zwierzaki. I poszedłem na stołówkę. Przy jednej z ławek siedziała Charli. Podszedłem do niej i usiadłem na przeciwnym krześle.
- Hej.- powiedziała Charli
- Hej, zaraz wrócę.- powiedziałem i poszedłem po kanapki.
Usiadłem i zacząłem jeśc. Szybko skonsumowalem śniadanie i zapytałem:
- Co robimy?
Charlotte?
- Hej.- powiedziała Charli
- Hej, zaraz wrócę.- powiedziałem i poszedłem po kanapki.
Usiadłem i zacząłem jeśc. Szybko skonsumowalem śniadanie i zapytałem:
- Co robimy?
Charlotte?
Od Charlotte CD Toni
Rano obudził mnie budzik o 7. Jeszcze śpiaca wstałam z łóżka i zaczęłam się ubierać. Sprawdziłam godzine na telefonie i zobaczyłam, że dzisiaj jest 14 luty. Walentynki. Jeny, jak ja nienawidze tego "święta". Pełno w nim całujących się par i ckliwych słówek, a do tego jest pełen nadziei zakochanych. Błeeee...
Zaplotłam lekki warkocz i poszłam na śniadanie. Usiadłam sama, widocznie Antonio jeszcze nie wstał.
Nienawidziłam tego dnia z jeszcze jednego powodu. Wszyscy zawsze dostawali kartki walentynkowe, a ja nigdy nie. Nie liczyłam walentynek James'a i Willa, bo oni co roku mi je przesyłali. Ja im zresztą też. Lecz w tym roku nie dostałam ani od nich, ani oni ode mnie.
Uśmiechnęłam się smutno i poszłam po jakieś jedzenie.
Antonio?
Zaplotłam lekki warkocz i poszłam na śniadanie. Usiadłam sama, widocznie Antonio jeszcze nie wstał.
Nienawidziłam tego dnia z jeszcze jednego powodu. Wszyscy zawsze dostawali kartki walentynkowe, a ja nigdy nie. Nie liczyłam walentynek James'a i Willa, bo oni co roku mi je przesyłali. Ja im zresztą też. Lecz w tym roku nie dostałam ani od nich, ani oni ode mnie.
Uśmiechnęłam się smutno i poszłam po jakieś jedzenie.
Antonio?
Od Antonio CD Charlie
- Co tam jesz?- zapytała Charli
- Tosty z serem a ty?-
- Tosta z dżemem.-
- Aha, chcesz jakieś picie?-
- Herbate.-
- Okej.
Poszedłem do stolika z napojami. Wziołem 2 kubki i wróciłem do stolika.
- Proszę.- powiedziałem podsuwając Charli herbatę.
- Dzięki.-
- Jeszcze ciepła.
- no.-
Szybko zjedliśmy i rozeszliśmy się do pokoi.
******Nstępnego dnia********
Charlotte?
- Tosty z serem a ty?-
- Tosta z dżemem.-
- Aha, chcesz jakieś picie?-
- Herbate.-
- Okej.
Poszedłem do stolika z napojami. Wziołem 2 kubki i wróciłem do stolika.
- Proszę.- powiedziałem podsuwając Charli herbatę.
- Dzięki.-
- Jeszcze ciepła.
- no.-
Szybko zjedliśmy i rozeszliśmy się do pokoi.
******Nstępnego dnia********
Charlotte?
Od Charlotte CD Toni
- Ooooo, ale słodziaki! - zawołałam.
Antonio wyciągnął ręce, żeby je dotknąć, ale powstrzymałam go.
- Toni, jak je dotkniesz już nie będą poznawały mamy! - powiedziałam.
- A tak, dobra - odpowiedział Antonio opuszczając ręce.
Powoli słońce zachodziło za horyzont. Oznaczało to, że jest po 16. Antonio jakby to wiedział wsiadł na konia, a ja zaraz za nim.
- Jedziemy do szkoły. - zdecydowałam i pogalopowaliśmy w kierunku Universyetetu.
Gdy wróciliśmy poszliśmy na kolację. Usiedliśmy razem i zaczęliśmy jeść tosty z dżemem, przynajmniej ja. Toni jadł tost z serem.
Antonio?
Antonio wyciągnął ręce, żeby je dotknąć, ale powstrzymałam go.
- Toni, jak je dotkniesz już nie będą poznawały mamy! - powiedziałam.
- A tak, dobra - odpowiedział Antonio opuszczając ręce.
Powoli słońce zachodziło za horyzont. Oznaczało to, że jest po 16. Antonio jakby to wiedział wsiadł na konia, a ja zaraz za nim.
- Jedziemy do szkoły. - zdecydowałam i pogalopowaliśmy w kierunku Universyetetu.
Gdy wróciliśmy poszliśmy na kolację. Usiedliśmy razem i zaczęliśmy jeść tosty z dżemem, przynajmniej ja. Toni jadł tost z serem.
Antonio?
piątek, 13 lutego 2015
Od Antonio CD Charlie
- Niech ci będzie. Ale niby jak?- zapytałem
- No nie wiem...-
- Też nie.
- Patrz! Tam coś jest!
- Ale co?-
- To podejdźmy tam.-
Zeszliśmy z koni podeszliśmy do rzeki siedział tam mała wiewióreczka.
- Jaka słodka!- powiedział Charli
- nom.-
- To chodź pomożemy jej wejść na drzewo.-
- Ok.-
Wiewiórka wskoczyła do dziupli. Miała tam swoje młode.
Charlotte?
- No nie wiem...-
- Też nie.
- Patrz! Tam coś jest!
- Ale co?-
- To podejdźmy tam.-
Zeszliśmy z koni podeszliśmy do rzeki siedział tam mała wiewióreczka.
- Jaka słodka!- powiedział Charli
- nom.-
- To chodź pomożemy jej wejść na drzewo.-
- Ok.-
Wiewiórka wskoczyła do dziupli. Miała tam swoje młode.
Charlotte?
Od Charlotte CD Toni
Roześmiałam się szczęśliwa. To miejsce było piękne. Pogalopowałam prosto pod drzewo.
- Podoba się? - zapytał Antonio.
Podniosłam głowę w górę i odpowiedziałam:
- Tak, jest wspaniale. I miałeś racje. Nigdy nie zawiodłeś mnie z miejscami.
Uśmiechnął się lekko zmieszany.
- No już, co taki speszony? - zapytałam dając mu kuksańca w ramię. - Pierwszy raz urwałam się ze szkoły i chcę dobrze to zapamiętać. Pomożesz mi w tym?
Antonio?
- Podoba się? - zapytał Antonio.
Podniosłam głowę w górę i odpowiedziałam:
- Tak, jest wspaniale. I miałeś racje. Nigdy nie zawiodłeś mnie z miejscami.
Uśmiechnął się lekko zmieszany.
- No już, co taki speszony? - zapytałam dając mu kuksańca w ramię. - Pierwszy raz urwałam się ze szkoły i chcę dobrze to zapamiętać. Pomożesz mi w tym?
Antonio?
Od Antonio CD Charlie
- Jejciu. Czy ty tak zawsze?- zapytała Charli
- No, praktycznie to dosyć często.-
- A znasz jakieś fajne miejsca?-
- A powiedz, czy ja ciebie kiedyś z miejscami zawiodłem?-
- Nie, szczerze mówiąc nigdy.-
Uśmiechnąłem się.
- Może trochę szybciej?- zapytałem
- Jasne! Ale jak zaczniesz mnie wyprzedzać masz przechlapane!-
- Za późno!- krzyknąłem i pogalopowałem
Charli pokręciła głową na boki i pogalopowała za mną. Kiedy dojechaliśmy na miejsce ukazał nam się ten widok:
- No, praktycznie to dosyć często.-
- A znasz jakieś fajne miejsca?-
- A powiedz, czy ja ciebie kiedyś z miejscami zawiodłem?-
- Nie, szczerze mówiąc nigdy.-
Uśmiechnąłem się.
- Może trochę szybciej?- zapytałem
- Jasne! Ale jak zaczniesz mnie wyprzedzać masz przechlapane!-
- Za późno!- krzyknąłem i pogalopowałem
Charli pokręciła głową na boki i pogalopowała za mną. Kiedy dojechaliśmy na miejsce ukazał nam się ten widok:
Charlotte?
Od Charlotte CD Toni
Roześmiałam się.
- Fajnie, że wróciłeś - powiedziałam.
Toni uśmiechnął się. Wstałam i wskoczyłam na konia.
- Jedziesz czy nie? - zapytałam.
Antonio wstał i również wszedł na konia. Uśmiechnęłam się na myśl, że jutro są Walentynki, ale nie dawałam sobie nadziei.
- Do szkoły? - zapytał Toni galopując obok mnie.
Wyszczerzyłam się.
- Nie. Pojedźmy w inne miejsce.
Antonio?
- Fajnie, że wróciłeś - powiedziałam.
Toni uśmiechnął się. Wstałam i wskoczyłam na konia.
- Jedziesz czy nie? - zapytałam.
Antonio wstał i również wszedł na konia. Uśmiechnęłam się na myśl, że jutro są Walentynki, ale nie dawałam sobie nadziei.
- Do szkoły? - zapytał Toni galopując obok mnie.
Wyszczerzyłam się.
- Nie. Pojedźmy w inne miejsce.
Antonio?
Od Antonio CD Charlie
- To co mówiła to chyba prawda...- powiedziałem
- A czy ty mnie lubisz czy nienawidzisz?
- Lubię cię i to nawet bardzo.
- To fajnie.
- Nom.
- Ale na prawdę mnie lubisz??? Na prawdę??
- No, nawet więcej... no wiesz.- nie lubię takich chwili okropnie się wtedy jąkam.
Charlotte?
- A czy ty mnie lubisz czy nienawidzisz?
- Lubię cię i to nawet bardzo.
- To fajnie.
- Nom.
- Ale na prawdę mnie lubisz??? Na prawdę??
- No, nawet więcej... no wiesz.- nie lubię takich chwili okropnie się wtedy jąkam.
Charlotte?
Od Michał CD Lucy
- Pamiętaj, rozmawiamy szczerze. Mam jeszcze pytanie. A do tego, nie mam po co tu zostać.
- Czy kiedykolwiek podobałem ci się, miałaś myśl żebyśmy zostali parą???
- Czy... czy... chciałabyś... ze mną pójść do.... kina czy gdzieś? ;.;
Lucy?
- Czy kiedykolwiek podobałem ci się, miałaś myśl żebyśmy zostali parą???
- Czy... czy... chciałabyś... ze mną pójść do.... kina czy gdzieś? ;.;
Lucy?
Od Charlotte CD Toni
Podeszłam szybkim krokiem do pani bibliotekarki i pogroziłam jej palcem.
- Powiem ci coś stara jędzo. Wracaj do swojej biblioteki i zostaw nas w spokoju!
Wzdrygnęła się.
- Właśnie, już tobie nie służymy i nigdy nie służyliśmy! - krzyknęłam jej prosto w twarz. - Wynoś się!
Bibliotekarka zniknęła, a ja spokojniejsza usiadłam obok Toniego.
- To nie prawda co powiedziała? - zapytałam. - Czy prawda? Bo ja już nie wiem. Nie wiem czy mnie lubisz czy w nienawidzisz. Nie wiem Toni, nie wiem.
Antonio?
- Powiem ci coś stara jędzo. Wracaj do swojej biblioteki i zostaw nas w spokoju!
Wzdrygnęła się.
- Właśnie, już tobie nie służymy i nigdy nie służyliśmy! - krzyknęłam jej prosto w twarz. - Wynoś się!
Bibliotekarka zniknęła, a ja spokojniejsza usiadłam obok Toniego.
- To nie prawda co powiedziała? - zapytałam. - Czy prawda? Bo ja już nie wiem. Nie wiem czy mnie lubisz czy w nienawidzisz. Nie wiem Toni, nie wiem.
Antonio?
Od Antonio CD Charlie
- Dlatego, że wtedy nie myślałem o tym w ten posób.-
- Aha...-
Znowu usiadłem na kamieniu. Nagle w krzakach coś zaczęło się ruszać.
- Co to?- powiedziała Charli
Wzruszyłem ramionmi .
Zza krzaka wyszła pani, która mówiła mi wolę.
- Zdrajca!!!! Zdradziłeś jej wolę! To wszystko co tało się wczoraj i dziś to kara!
Charlotte?
- Aha...-
Znowu usiadłem na kamieniu. Nagle w krzakach coś zaczęło się ruszać.
- Co to?- powiedziała Charli
Wzruszyłem ramionmi .
Zza krzaka wyszła pani, która mówiła mi wolę.
- Zdrajca!!!! Zdradziłeś jej wolę! To wszystko co tało się wczoraj i dziś to kara!
Charlotte?
Od Charlotte CD Toni
Prychnęłam.
- Tak, matołku.
Lekko się uśmiechnął.
- Chce wiedzieć czemu dopiero teraz tak postąpiłeś. Wcześniej nawet chciałeś ze mną chodzić. A teraz nawet nie chcesz się przyjaźnićć. Dlaczego?
Antonio? Sorry, że tak krótko
- Tak, matołku.
Lekko się uśmiechnął.
- Chce wiedzieć czemu dopiero teraz tak postąpiłeś. Wcześniej nawet chciałeś ze mną chodzić. A teraz nawet nie chcesz się przyjaźnićć. Dlaczego?
Antonio? Sorry, że tak krótko
Od Antonio CD Charlie
- Ja wcale tak nie sądzę.- powiedziałem
- To co sądzisz?-
- To, że jesteśmy kumplami. To sądzę.-
- Aha.-
- Słuchaj.-
- Co?-
- Chcesz coś jeszcze ode mnie?-
Charlotte. Sory, że tak krótko.
- To co sądzisz?-
- To, że jesteśmy kumplami. To sądzę.-
- Aha.-
- Słuchaj.-
- Co?-
- Chcesz coś jeszcze ode mnie?-
Charlotte. Sory, że tak krótko.
Od Charlotte CD Toni
Wróciłam z odpowiedzią do swojego pokoju. Czyli Toni chciał się urwać z lekcji? To w jego stylu. Chcąc nie chcąc tez musiałam wagarować. Pojechałam n koniu w to miejsce.. Antonio siedział na kamieniu i bawił się listkiem. Widać, że nie przejął się tym co powiedział. I znów miał racje. Nie obchodzilo go to co o nim myślę. Gdy mnie zobaczył podniósł głowę i uśmiechnął się szyderczo. Ja stałam niewzruszona.
- Toni, musimy pogadać - zaczęłam.
Uniósl kacik ust. Jakby wiedział, że tu przyjde.
- Czemu myślisz, że nie jesteśmy kumplami? I że potrzebuje chłopaka? - zapytałam.
Antonio?
- Toni, musimy pogadać - zaczęłam.
Uniósl kacik ust. Jakby wiedział, że tu przyjde.
- Czemu myślisz, że nie jesteśmy kumplami? I że potrzebuje chłopaka? - zapytałam.
Antonio?
Od Antonio CD Charlie
W czasie kiedy Charli podsunęła karteczkę do mojego pokoju jeszcze tam byłem. Jednak miałem plan co zrobić jakby zadawała różne pytania. Sfinks miał przyczepione do obroży kartki z pytaniem i odpowiedzią. Kiedy zobaczyłem kartkę z pytanie podrzuciłem Sfinksa do pokoju Charli. Z odpowiedzią na obroży. Odpowiedź brzmiała:
Jak chcesz możesz teraz. Możesz później. Kiedy chcesz. ;)
Kiedy Sfinks do mnie wrócił pojechałem do ,, Lasu duchów koni"- tak nazywało się miejsce do, którego jechałem. Szybko wyszedłem z pokoju i ruszyłem w drogę.
Charlotte?
Jak chcesz możesz teraz. Możesz później. Kiedy chcesz. ;)
Kiedy Sfinks do mnie wrócił pojechałem do ,, Lasu duchów koni"- tak nazywało się miejsce do, którego jechałem. Szybko wyszedłem z pokoju i ruszyłem w drogę.
Charlotte?
Od Charlotte CD Toni
Co?! Złość mi powróciła. Kumple ze szkoły? Ze szkoły? Miał racje. Jest tchórzem i draniem, ale nienormalny nie jest. Chciałam tam pójść, lecz wiedziałam, że jeśli tam pójdę okażę słabość. Lecz wiedziałam też, ze chce z nim pogadać. Wstałam nic nie jedząc i wyszłam ze stołówki. Już nie byłam głodna, straciłam cały apetyt. Poszłam do siebie i rzuciłam się na łóżko i zaczęłam myśleć nad listem. Zastanowiło mnie to kiedy.mam tam przyjść. Wyjęłam jakąś kartkę i napisałam na niej: Kiedy? Podsunęłam ją pod drzwi Toniego. Nie oczekiwałam odpowiedzi, ale przyszła.
Antonio?
Antonio?
Subskrybuj:
Posty (Atom)