- Okay - odwazjemniłam uśmiech i poszliśmy do Venezii, nasmarować jej stawy jakąś maścią.
Właściwie tylko Crist smarował konia, bo ja brzydziłam się. I w ogóle to jego koń. A w dodatku maść wyglądała jak gluty. Fuj!
Potem poszliśmy do kawiarni. Zamówiliśmy sobie po kawie i rozmawialiśmy, praktycznie o niczym i super. Nagle Crist spojrzał na komórkę i stwierdził, że już musi iść. Ja odpowiedziałam mu, że trztmam kciuki. Pocałował mnie przeciągle i wyszedł. Od razu pożałowałam, że nie mogę być teraz z nim.
(Crist?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz