Podkłusowałam do niej, a ona wiła się na gruncie hali krzycząc jakby ktoś jej wyrywał ręce. Serio? No i nic. I nie dostałam łóżka i kakao. Tylko szpital. Huraaaa!
Zeszłam z konia i podeszłam do niej.
- Ej, nic ci się nie stało? - spytałam potrząsając jej ręką, na co ona jeszcze głośniej wrzasnęła. - Mhym, ręka... złamana. Do szpitala.
Perrie?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz