Szybko przełączyłam kanał, aby nie oglądać więcej tego chłamu.
- Ludzie są jednak głupi - mruknęłam - jak można się podniecać tym że jakieś nikomu nie znane "gwiazdy" skaczą do wody, często coś sobie uszkadzając.
Luke wzruszył ramionami.
- A ja wiem? Może lubią coś takiego - odparł z wachaniem - ja tam nie wiem.
- Albo to! Wszystkie te seriale paradokumentalne - zezłościłam się widząc nowy odcinek "Ukrytej Prawdy" - przecież wszyscy wiedzą że te seriale są ustawione. No ale ktoś musi to oglądać, prawda?
Szybko wyłączyłam telewizor i zaczęłam masować sobie skronie.
- Morgan? Nic ci nie jest? - zapytał Luke z troską w głosie.
- Nie, nic. Masz może apap? - zapytałam spokojnie.
Luke podał mi po chwili szklankę z wodą i opakowanie leków. Wyłuskałam dwie tabletki i szybko połknęłam.
Kiedy uniosłam głowę dostrzegłam zatroskane spojrzenie brązowych oczu.
- Nic mi nie jest. Naprawdę - uspokoiłam go pośpiesznie - po prostu jeszcze nie do końca wyzdrowiałam i czasami łapią mnie takie nagłe bóle.
- Ech... no dobrze - stwierdził po chwili.
- Luke? Pójdziemy na spacer? - zapytałam po chwili i nie czekając na jego odpowiedź, ruszyłam do drzwi.
- Ale jesteś pewna? Chyba jeszcze nie czujesz się na siłach... - szybko mnie dogonił.
Uciełam jego gadanie.
- Dam sobie radę - zawołałam i wypóściłam Mordora, aby i on mógł trochę pobiegać.
Po chwili zmierzaliśmy powoli w stronę stajni i padoków.
- Luke? A my tam lecimy samolotem, tak? - zapytałam cicho.
- No raczej. To całkiem spory kawałek stad - zaśmiał się w odpowiedzi - A co?
- Nic... po porostu nie mam zaufania do tych wilekich latających maszyn - mruknęłam ponuro.
- Nie martw się. Nic się nie stanie - zapewnił mnie szybko.
- No dobra, dobra - zgodziłam się bo właśnie dochodziliśmy do stajni.
Weszłam do budynku pewnyk krokiem. Zewsząd czułam siano i zapach koni.
Ruszyłam w stronę boksu Katany i zajrzałam do środka.
- Katana, kochanie. Jak się miewasz? - zaśmiałam się kiedy traciła mnie miękkimi chrapami.
Zarżała w odpowiedzi i zaczęła lizać moją rękę.
Zgarnęłam uwiąz i wyprowadziłam ją z boksu.
- Mam nadzieję że nie masz zamiaru na nią wsiadać? - usłyszałam lekko sarkastyczny głos.
- Hahaha, nie dałabym rady wsiąść nawet na kucyka - odparowałam i zaprowadziłam klacz na pastwisko.
Poklepałam ją po grzbiecie i wypóściłam. Od razu zaczęla biegać i skubać trawkę.
Stanęłam przy ogrodzeniu i zaczęłam oglądać konie. Po chwili dołączył do mnie Luke.
(Luke? Wybaczam ci :3)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz