Usiadłam niespokojnie w korytarzu i czekałam na przyjście, a właściwie przyjazd Alejandra. W głębi ducha wiedziałam, że przyjedzie ze smętną miną, a w oczach będą szkliły mu się łzy i drżącym głosem powie, że diagnoza się potwierdziła. Czułam, że to może być prawda, więc już na zapas wymyśliłam sobie, co odpowiem: "Al, zawsze ceniłam ciebie jako mojego kumpla. A jeśli rzeczywiście guz zżera cię od środka i umierasz to zostanę przy tobie do końca." Może nie było to jakieś megaprzemówienie, ale okay.
W czasie gdy tak rozmyślałam na wózku podjechał do mnie Al. I wcale nie miał w oczach łez.
(Alejandro?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz