Luke wszedł do sali i spojrzał na mnie z uśmiechem.
- Domyślam się, że dobrze poszło? - zapytałam zaczepnie.
- No... chyba tak - odparł niepewnie.
Spojrzałam na niego i zrobiłam coś całkowicie niespodziewanego. Wstałam z łóżka i przytuliłam go.
Kiedy zdałam sobie z tego sprawę, odsunęłam się, zawstydzona.
- Wow... Tego się nie spodziewałem - powiedział patrząc na mnie z niedowierzaniem.
Zamaskowałam zażenowanie złośliwością.
Walnęłam go w ramię i zaśmiałam się głośno.
- Nie przyzwyczajaj się - mruknęłam i wróciłam do łóżka - to był pierwszy i ostatni raz.
Z jego ust nie schodził uśmiech wyższości.
- Jeśli tak mówisz.
Chwyciłam poduszkę i rzuciłam nią w niego, chichocząc.
- Hej! - krzyknął rozbawiony, kiedy trafiła go w pierś.
Nasze przekomarzania przerwało wejście pielęgniarki.
- Nie chcę przerywać niestety czas odwiedzin już się skończył - powiedziała sucho patrząc na Luke'a - musi pan wyjść.
- Oczywiście. Mogę się jeszcze pożegnać? - zapytał zmieszany.
- Macie 5 minut - mruknęła kobieta i wyszła.
Uśmiechnęłam się do niego słabo.
- Chyba musisz już iść - stwierdziłam głupio.
- Chyba tak - mruknął patrząc na mnie intensywnie.
- Przyjdziesz jutro? Proszę - poprosiłam robiąc błagalną minę.
- Pewnie tak - zaśmiał się.
- Przyniesiesz mi coś do czytania? - zapytałam, kiedy kładł rękę na klamce - jakąś dobrą książkę? I masz mi jutro opowiedzieć twoją rozmowę z rodzicami! Nie wywiniesz się!
Odwrócił się do mnie i posłał mi szeroki uśmiech.
- Jasne - rzucił i wyszedł pozostawiając mnie samą.
(Luke? Naprawdę sorry za te przerwy :/ Postaram się poprawić)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz