Wyszedłem na dwór się przejść. Była lipiec, dochodziła 18. Poszedłem sam, na przekór moim przyzwyczajeniom na plac zabaw. Co mnie zdziwiło brakowało tam dzieci bawiących się i wrzeszczących na całe gardło. Huśtawki smętnie poruszały się pod podmuchem wiatru, a zjeżdżalnia mokra była od częstych walijskich deszczy. Cisza, która mnie otaczała przytłaczała mnie, nie mogłem znieść ciszy.
Przeprowadzka. Czy kiedyś cię to spotkało? Nie? Mnie tak. Rodzice zdecydowali przenieść się do Polski, gdzie tata miał dostać świetną robotę, a ja chodzić do polskiego liceum. Tak, umiałem mówić po polsku. Rodzice męczyli mnie nim od urodzenia, miałem go jako drugi język i teraz płynnie się nim posługuje.
Byłem okropnie zły na rodziców, ponieważ wybrali dla mnie szkołę, która dla mnie była beznadziejna. Uczono tam jazdy konnej, której próbował mnie kiedyś nauczyć ojciec, lecz zrezygnował widząc mój upór. Nie lubiłem jazdy konnej, znaczy się jazdy, nie koni. Konie lubiłem, ale jazda na nich wydawała się mi być męczeniem ich. Po prostu nie lubiłem tego, a moi rodzice wysyłali mnie właśnie żeby się tego nauczyć. Sami też potrafili jeździć konno. Nie rozumiałem ich.
Wyszedłem z Land Rovera ojca. Tata również wyszedł wprowadzić konia do stajni, a ja otworzyłem bagażnik i wyciągnąłem dwie walizki. Gdy wrócił ojciec poszedł do sekretariatu mówiąc, że musi pozałatwiać parę spraw. Ja usiadłem na schodach z walizkami i czekałem aż wróci.
Wtedy zauważyłem jakąś dziewczynę głaszczącą konia i mówiącą coś do niego. Nagle koń niebezpiecznie wierzgnął i dziewczyna przestraszona cofnęła się, wpadła na mały kamyk, poślizgnęła się na nim i upadła. Widząc cały wypadek szybko podbiegłem do niej i podałem jej rękę, żeby wstała:
- Hej. Nic ci się nie stało Blondie? - zapytałem szczerząc się do niej.
Amanda?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz