Wyszedłem ze stajnie i wróciłem na moje alabastrowe schody. Tata już tam na mnie czekał.
- Gdzieżeś był młodzieńcze?! - fuknął na mnie.
Prychnąłem.
- Integrowałem się - odpowiedziałem równie elegancko.
Potrafiłem mówić i elegancko i jak żul spod mostu. Przydawało się czasami.
- To zmienia postać rzeczy.
Ojciec wszystko mi opowiedział co i jak, dał kluczyk do pokoju i mapę uniwersytetu, i odjechał tym swoim pięknym Land Rover'em. Westchnąłem. Czas rozpocząć nowe sweeetaśne życie pośród hasających kucyków na tęczy radości!!!!!! Ale się cieszę!!!!!
Rozpakowałem się i poszedłem na stołówkę, ponieważ powoli zbliżała się pora obiadu. Wszedłem tam i zobaczyłem, że każdy już z kimś siedzi. Nie byłem do tego przygotowany. Co to, to nie. Zawsze siadałem z moimi kumplami i robiliśmy różne psikusy starej sprzątaczce albo matematyczce.
Usiadłem sam w prawym rogu, tylko tam nie było gości. Położyłem nogi na stół i czekałem, aż wreszcie stółówkowa pani zacznie rozdawać jedzenie.
- Gdzie z tymi szłapami? - zapytał dziewczęcy głos i poczułem jak moje nogi opadają na podłogę.
Ta blondynka.
- Hej Blondie! Przysiądziesz się? - zapytałem ją.
Amanda?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz