Ubrałam się w to:
I wyszłam przed Univerystet. Tam widząc, że Toniego jeszcze nie ma usiadłam na ławce, a gdy przyszedł bez słowa pobiegliśmy do parku.
Na początku było łatwo, jak zwykle. Biegłam dostosowując się do tempa Toniego, szybki trucht (czy tam trócht, nie wiem). Po kilkudziesięciu martach zaczęły mnie strasznie boleć nogi. "To dobrze" - mówiłam sobie i biegłam dalej. Nie zaprzątałam sobie myśli taką błahostką, jak słaba kondycja.
Myślałam tylko o tym, że z Tonim spędzam coraz mniej czasu. Wiedziałam dlaczego i nie podobało mi się to. Wiedziałam, że Toni czuje się odrzucony, ale... Nie ma ale. Bałam się rozpocząc rozmowę, bo wiedziałam jak się skończy - kłótnią.
Toni?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz