niedziela, 8 lutego 2015

Od Morgan Do Lucy

- Karolina? Karolina! - krzyknęłam w jej stronę.
Karolina w odpowiedzi westchnęła i wyjęła słuchawkę z ucha.
- No? Słucham o co chodzi, Klaro? Nie widzisz że rozmawiam? - zapytała z irytacją.
W odpowiedzi przewróciłam oczami.
- Naprawdę muszę tam jechać? Rok już się zaczął - zaskomliłam błagalnym tonem, lecz przerwała mi machnięciem ręki.
- Tak musisz. Zdecydowaliśmy z ojcem że powinnaś wreszcie pójść do normalnej szkoły. Poznać nowych ludzi, zaprzyjaźnić się - powiedziała tonem nieznoszącym sprzeciwu i z powrotem założyła słuchawkę.
Spojrzałam na nią wzrokiem pełnym jadu.
Po kilkunastu minutach jazdy przez las, wreszcie zajechałyśmy na podjazd.
Kiedy tylko ucichł silnik wyskoczyłam z samochodu i pognałam do bagażnika.
Otworzyłam go szybko i wypuściłam skulonego Mordora.
Uszczęśliwiony wilk rzucił się na mnie, prawie mnie przewracając.
- No już psinko. Grzeczny piesek - mówiłam, głaszcząc go po skołtunionym futrze.
Kiedy bawiłam się z Mordorem podeszła Karolina i patrzyła na niego wzrokiem pełnym obrzydzenia.
- Ja nie wiem jak Henry mógł ci kupić to zapchlone psisko - powiedziała po chwili z nieskrywaną odrazą.
Mierzyłyśmy się spojrzeniem, lecz przerwało nam skrzypnięcie ciężkich drzwi.
Jak na komendę spojrzałyśmy w stronę budynku z którego wychodziła właśnie wysoka blondynka z uśmiechem przyczepionym do twarzy. Był tak szeroki, ze mimowolnie się skrzywiłam.
Podeszła do nas sprężystym krokiem.
- Oh, witam panie. Jestem Bethany Gereg i mam przyjemność powitać panie na uniwersytecie Golden Hooves.
Popatrzyła po nas. Kiedy zobaczyła Mordora zadrżała.
Uśmiechnęłam się z satysfakcją.
- A więc ty musisz być Klara, prawda? - zapytała po chwili niezręcznego milczenia.
- Morgan - warknęłam w jej stronę.
- Ah... dobrze. Więc Morgan chciałabyś może obejrzeć tereny? - zapytała już mniej pewnie.
Wzruszyłam ramionami.
- Czemu nie? A mój koń? Gdzie mogę ją odstawić? - zapytałam.
- Chodź za mną - powiedziała.
Podeszłam do przyczepy i uwolniłam Katanę. Pogłaskałam ją po lśniącym łbie.
- Idziemy maleńka? - zapytałam lekko ciągnąc za uwiaz.
Klacz zarżała w odpowiedzi i ochoczo wyszła z przyczepy.
- Zatem chodźmy - powiedziała wesoło kobieta.
- Chwileczkę. Trochę mi się spieszy. Co mam zrobić z bagażami? - zapytała Karolina.
Blondynka spojrzała na nią jakby nie miała pojęcia o co chodzi.
- Eee... może je pani zostawić na poboczu. Ktoś je wniesie do pokoju - powiedziała kiedy otrząsnęła się ze zdumienia.
- Doskonale. - odpowiedziała Karolina, po czym zabrała się do wypakowywania moich rzeczy. Po kilku minutach wszystkie torby stały na poboczu, a ona machała nam z oddalającego się suva.
- Idziemy? - zapytałam znużonym głosem.
- Oczywiście - zaświergotała kobieta i poprowadziła mnie w stronę stajni.
------------------------------------------------------
- No... to chyba wszystko - Zakończyła Bethany.
- No ten... dzięki - powiedziałam do niej i szybko pobiegłam z powrotem do stajni.
Katana na dźwięk moich kroków wyjrzała ze swojego boksu i zarżała cicho.
Podeszłam do niej.
- Hej maleńka. Jak się miewasz? - zapytałam głaszcząc ją po szyi.
Klacz trąciła mnie w rękę.
Nagle ze strony pastwiska usłyszałam szczeknięcie, a chwilę potem okrzyk zdziwienia i rżenie przestraszonego konia.
Zaklęłam szpetnie i pomknęłam na pastwiska.
To co zobaczyłam sprawiło że zaczęłam się dusić ze śmiechu.
Na środku łąki stała dziewczyna z koniem, a Mordor skakał wokół nich, dopraszając się i pieszczoty.
Podeszłam do nich i przytrzymałam Mordora w miejscu.
Dziewczyna patrzyła na mnie z niedowierzaniem, kiedy głaskałam wilka za uszami.
- To... to twój pies? - zapytała.
- Nie pies tylko wilk - warknęłam, oburzona tą zniewagą.
- Oh, tak przepraszam. Wilk. - Czułam na plecach jej spojrzenie.
- Czekaj... nie znam cię. Jesteś nowa? - w jej głosie pobrzmiewała ciekawość.
Wyprostowałam się. Była mniej więcej mojego wzrostu.
- Tak jestem nowa. Przeszkadza ci to? - zaatakowałam ją.
Dziewczyna aż się cofnęła.
- Nie, skąd. Jestem Lucy, a ty?
Spojrzałam na nią.
- Jestem Morgan.
(Lucy?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz