- Co? - zapytałam się śmiejącego się Antonio.
- Nie, nic - odpowiedział nie przestając się śmiać.
Weszłam do pokoju i podeszłam do Toniego. Chichocząc położyłam pu swoją rękę na czole.
- Nie masz ty gorączki? - zapytałam się uśmiechnięta. - Zawołałam woźną. Pani woźno! - krzyknęłam.
- Nie, Charlie, nie - powiedział już spokojny Toni.
Woźna przyszła, a ja starając się zachować poważną minę powiedziałam:
- Już nic. Dziękuje bardzo. - usmiechnęliśmy się do niej przymilnie.
Woźna odeszła.
Antonio?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz