Od razu domyśliłam się o co chodziło staremu panu. Odwróciłam się pana i uśmiechnęłam się do niego. Mrugnął, a ja roześmiałam się. Udając, że nic się nie wydarzyło odwróciłam się spowrotem do Antonio i powiedziałam:
- Też nie wiem o co mu chodzi. Wiesz, pewnie jakiś żul.
Roześmialiśmy się.
- Ale ma przynajmniej ładne kwiaty - powiedział.
- Nooo - przyznałam.
- I co ja teraz mam zrobić z tymi kwiatami? - zapytał opuszczając bezradnie rękę w której trzymał rośliny.
Westchnęłam. Och, ten Toni. Odwróciłam się do starego pana. Przyglądał się nam uważnie. Po chwili człowiek spojrzał na mnie z litością. Wzruszyłam ramionami.
- Toniiiiiii... Ten dziwny pan się na nas patrzy - powiedziałam klepiąc chłopaka w ramię.
- Właśnie, chodźmy.
Wychodząc z tej części rynku rzuciłam ostatnie spojrzenie staremu panu, lecz nie było go tam. Ani jego wózka z kwiatami. Przestraszona odwróciłam głowę i szłam z Tonim prosto przez rynek. Doszliśmy do starej biblioteki. Weszliśmy przez długie, kręte schody na 3 piętro, gdzie mieściła się ogromna biblioteka. Otworzyliśmy mosiężne drzwi i weszliśmy przez nie do wielkiego pomieszczenia z ogramnymi półkami zapełnionymi książkami. Pośród tych drewnianych półek znajdowały się trzy stoły. Usiedliśmy w jednym z nich. Toni opadł zmęczony na krzesło, a kwiaty położył na stole. Ja ruszyłam w stronę półek. Szukałam jakiejś dobrej książki do przeczytania, ponieważ swoje już przeczytałam. Nagla za moimi plecami usłyszałam jakiś szept.
Antonio? Co to było?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz